Uriah Heep - Poznań



Uriah Heep
Tama, Poznań - 03,02.2020 r.


W roku 2019 zespół Uriah Heep obchodził swoją 50. rocznicę działalności i z tej okazji wyruszył w długą trasę koncertową, podczas której cztery razy zawitał do naszego kraju. Żaden z nich nie był mi jednak po drodze, gdy więc usłyszałem, że w lutym zawitają do mojego miasta, nie mogłem sobie odmówić przyjemności, by w końcu zobaczyć ich w akcji. W szczególności, że dotarły do mnie słuchy, że na żywo się niezwykle mili do oglądania i przede wszystkim słuchania. Spoiler, nie zawiodłem się.

Pierwszy raz miałem pojawić się w Tamie i po spojrzeniu na adres, zapytałem współlokatora o to miejsce. Chłopak przez trzy lata studiował jakąś minutę drogi od klubu, myśląc że znajduje się tam restauracja. Na miejscu zjawiłem się grubo przed czasem, bo ponad 30 minut do godziny rozpoczęcia. Patrząc na budynek, nie dziwiłem się czemu kumpel odniósł takie, a nie inne wrażenie. Tama znajduje się w kamienicy, w której również mieści się centrum medyczne oraz izba rzemieślnicza. W życiu nie pomyślałbym, że jest to miejsce na takie imprezy. Przez głowę przechodziły mi nawet myśli, że może źle wpisałem adres. Jednak tłum metalowców przed wejściem dodawał mi otuchy. Lecz ten nie miał żadnego porównania z zastępami, które zastałem w środku. Tama to klub z salą na około tysiąc metrów kwadratowych, a mimo to została zapełniona w znaczącej większości. Część czekała już pod sceną, inni jeszcze bawili się przy barze. Jednak wraz ze zbliżającą się "godziną W", publiczność coraz chętniej podchodziła pod scenę.


Uriah Heep nie miał tego wieczoru żadnego supportu, który mógłby animować publikę przed głównym daniem. Organizatorzy jednak świetnie się spisali, rozgrzewając oczekujących takimi kawałkami jak "Poison" czy "Welcome to the Jungle". Publiczność zaczęła bawić się już do nich. Mimo ćwierć wieku na karku, czułem się jakbym był tam jednym z najmłodszych słuchaczy. Nie jest to nic złego, acz spodziewałem się większej frekwencji młodych, wszak Poznań to miasto studentów. Chociaż początek lutego to również początek sesji, więc może wszyscy zakuwali do egzaminów? W końcu wybiła godzina 21 i na scenie… Nie pojawił się nikt. Było drobne opóźnienie, jednak nikt nie wydawał się tym faktem niepocieszony. Po kilku minutach obsuwy, na scenie rozbrzmiał pierwszy kawałek. "Grazed by Heaven" świetnie się spisało jako numer wejściowy. Publiczność jeszcze bardziej zwarła szeregi, lecz w miejscu gdzie ja stałem, nadal miałem dużo własnej przestrzeni osobistej. Mogłem więc w spokoju się bawić, nie martwiąc się, że wybiję komuś zęba czy telefon z ręki. Lub ktoś mi.

Ekipa zagrała sporo numerów z najnowszej płyty, nie zapominając jednak o swoich hitach z ubiegłego wieku. Publika zdawała się zadowolona z tego układu i zarówno w trakcie jak i po koncercie, nie słyszałem by komukolwiek czegoś brakowało. Każdy numer został gorąco przywitany i nagrodzony sporymi oklaskami. Zagrano m.in. "Too Scared to Run", "Rainbow Demon" czy nieśmiertelne "July Morning", a z tych nowych kompozycji m.in. "Lving the Dream" czy "Take Away My Soul". Minęła już ponad godzina, a zarówno zespół jak i publiczność nie mają dość. Zatem to była doskonała chwila, by zespół zagrał wisienkę na torcie. Mick zamienia swoją gitarę elektryczną na akustyczną, Bernie ćwiczy z publicznością refren i z głośników zaczyna lecieć "Lady in Black". Jak dla mnie, był to numer wieczoru, lecz ja uwielbiam akustyczne ballady rockowe. Wnioskując po okrzykach zachwytu i oklaskach, nie jestem w tym osamotniony.

Warto też wspomnieć o stronie technicznej koncertu. Osobiście należę do osób wybrednych, jeżeli chodzi o nagłośnienie. Zwyczajnie lubię słyszeć to co wokaliści śpiewają. Niestety, w większości przypadków muszę się na tym dodatkowo skupić, gdyż zwyczajnie instrumenty zagłuszają mi wokal. Nawet gdy doskonale znam tekst, jest mi ciężko go wyłapać. Jednak w tym przypadku, dźwiękowcy spisali się doskonale. Nie przypominam sobie ani jednej chwili, w której nie zrozumiałbym co śpiewa czy mówi Bernie. Inna sprawa z Mickiem, ale on jest Brytyjczykiem i cholera wie co oni mówią nawet w zwykłej wymianie zdań. Zespół obiecał jeszcze wrócić do Polski, więc jeżeli komuś nie udało się go zobaczyć teraz, może uda się następnym razem. Natomiast z tymi którym się to udało, mam nadzieję się zobaczyć na kolejnym.


Autor: Sebastian Haraś

Data dodania: 09.02.2020 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!