Legendy Metalu - Wrocław



Legendy Metalu
Kat & Roman Kostrzewski, Vader, Acid Drinkers
A2, Wrocław - 27.09.2019 r.


27 września we wrocławskim klubie A2 zagościły Legendy Metalu. To taka nowa inicjatywa na naszym rynku koncertowym - wspólne występy uznanych zespołów. Na pierwszy rzut poszły: Kat & Roman Kostrzewski, Vader i Acid Drinkers. To wyśmienite trio wspomagała formacja Quo Vadis. Zaplanowano cztery takie koncerty w czterech miastach: Gdańsk, Warszawa, Wrocław i Kraków.

Do klubu prosto z pracy przybyłem na samiuteńki koniec występu Quo Vadis, nad czym mocno ubolewam, gdyż bardzo chciałem zobaczyć tę formację w scenicznym boju. Niestety, nie tym razem. Przerwę między koncertami wykorzystuję na wizytę w stoisku z vaderowym merchem i tutaj mogę się przywitać z Adamem, który zawiaduje tym przybytkiem (odpowiada również za winylowo.com - polecamy!). I spora niespodzianka, bo dowiaduje się, że za chwilę zagra Vader! Nie Acid Drinkers jak dzień wcześniej w Warszawie. To ci akcja. No nic, wędruję czym prędzej pod scenę, bo ten zespół koniecznie chcę obejrzeć z bliska.

Vader widziałem pod koniec lipca w Środzie Śląskiej na festiwalu Uwolnić Muzykę i trzy tygodnie później na Cieszanów Rock Festiwal. Oba koncerty były wyborne i we Wrocławiu oczekiwałem tego samego. Czy tak było? Oczywiście. Ten zespół to obecnie ekstraklasa jeśli chodzi o koncerty i tutaj fuszerki nikt się nie spodziewał. Przygotowano ciut więcej pirotechniki, a w zasadzie ognia na scenie (tego prawdziwego, bo muzycznie to wiadomo). Świetnie wyglądała jego "ściana" na pierwszym planie (coś jak Slayer miał na ostatniej trasie w tyle). Efektownie przy tych płomieniach wyszła zapowiedź utworu "Reborn in Flames". A ponadto? Klasyczny łomot i napór na słuchacza od pierwszych dźwięków, do ostatniej nutki. Kapitalnie wypadło "Sothis", czy "Triumph of Death". Na "Litany" raczej też nikt nie marudził. Zresztą (i tu się powtórzę z poprzedniej relacji) Vader to teraz piekielna maszyna koncertowa. Co oni gniotą, to ja nie mam pytań. Taki "Epitaph"... mmm... rozwałkowało oczywiście "Wings", a mało głowy nie urwało "Decapitated Saints". Świetnie wypadło też "Dark Transmission". Zresztą co tu wymieniać - co numer to przecież petarda. W końcu to Vader, prawda? Ja w ostatnim czasie (znowu się powtarzam) z wielką przyjemnością oglądam ten zespól na żywo. Peter, Pająk, Hal i James odwalają kawał świetnej roboty. A właśnie - ploteczka, a raczej potwierdzone info. Na chwilę rozmowy złapałem perkusistę i podpytałem co tam w obozie Chaos Divine słychać i czy coś o nowej płycie wiadomo. I niespodzianka - nowy album już wkrótce!!

Wracając do zespołu Vader - na bisy dostaliśmy dwa "michałki". Pierwszy to oczywiście "Sword of the Witcher" (trzecia moja powtórka - mam do tego kawałka mega słabość) i judasowy "Steeler". Ależ ten drugi zrobił robotę!! Peter poszalał sobie w instrumentalnej części, która została sporo przedłużona. Widać było, że Generał ma sporo frajdy z grania tego numeru i jakoś tak... zakończyć go nie chciał. Świetna sprawa, bo to są uroki i atrakcje występów na żywo. To był kapitalny koncert naszej Legendy Metalu. Brawo Vader i ustrzelony hat-trick - 3 raz w ciągu dwóch miesięcy i trzeci raz jestem zachwycony! Lubię to! I czekam niecierpliwie na kolejny koncertowy cios od Vader!

Drugim zespołem który wystąpił na gościnnych deskach klubu A2 był Acid Drinkers. I tu podobna sytuacja jak z poprzednią kapelą. Też w ostatnich miesiącach widziałem ich dwa razy (Przystanek Żory i Cieszanów) i teraz przyszedł na koncert numer trzy. Niestety Kwasożłopy nie przetrwali tej trzeciej próby. Fakt - jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem tej kapeli i raczej stosunek do nich miałem (i w zasadzie dalej mam) umiarkowanie przyjazny. W domu nie słucham, ale koncertowo przeważnie było dobrze. Teraz też nie było jakoś źle, ale zupełnie nie potrafiłem się odnaleźć w tym graniu. Ciut mnie to zaskoczyło, bo właśnie te dwa wcześniejsze koncerty odebrałem mega pozytywnie i na podobne wrażenia nastawiłem się w A2. Heh... to chyba wina zespołu Vader, że tak wysoko zawiesił poprzeczkę. Oczywiście na scenie wszystko się zgadzało: było obowiązkowe "Barmy Army", "Acidofilia", "Drug Dealer", "25 Cents for a Riff", "Anybody Home??!!", "Become a Bitch", "Pizza Driver", czy "Blues Beatdown". Nie zabrakło nieśmiertelnego "PASUUUJEE??" i Monty Pythona na końcu. Oczywiście grane było znacznie więcej, ale wspomniałem te numery, bo one najbardziej zostały mi w głowie. Ciekawostka - Titus dosyć sporo wrzucał na polityków i z tego zrodził się spontaniczny okrzyk z wybitnie "miłosnym" przesłaniem dla partii rządzącej...

Po występie Acid Drinkers byłem umówiony na pogawędkę z "winylowym" Adamem i w tym celu udaliśmy się na backstage. Nasza rozmowa przeciągnęła się ponad miarę i z tego powodu zgapiłem się na większą część występu Kata z Romanem. No cóż... w tak miłym towarzystwie i interesującej rozmowie można stracić rachubę czasu. Pod scenę wracam w trakcie utworu "Modłości" i jeszcze po nim mam okazję posłuchać drugiej nowej kompozycji - "Dali na mszę". I tak pomalutku poznaję tego "Popióra", bo płyty jeszcze nie mam. Coś tam z niej było grane też w Cieszanowie... ale wracajmy do Wrocławia. Bo tutaj szykują się petardy i inne katowskie hiciory. Na pierwszy ogień - "Bastard". Matko jak to zażarło. Zresztą zawsze żre, prawda? Tutaj zwracam szczególną uwagę na grę perkusisty. Nowy w zespole - Jacko (znany np. z Virgin Snatch) w niedawno przeprowadzonym wywiadzie opowiadał o swoich interpretacjach klasyków. Rzeczywiście sporo mocy w tym przybyło, oj tak, tak. Świetna robota. Kolejna perełka to "Diabelski Dom cz. II". A w nim w pewnym momencie Romek zszedł ze sceny i przez większość numeru go nie było! Wrócił pod koniec jakby nigdy nic i zespół dograł w komplecie do końca. Wokalista ze śmiechem skomentował zaistniałą sytuację i bez większych zawiłości zapowiedział "Łzę Dla Cieniów Minionych". Klasa numer i pięknie odśpiewany przez publikę...

"Okręt mój płynie dalej,
Gdzieś tam...
Serce choć popękane, chce bić.
Nie ma Cię i nie było.
Jest noc.
Nie ma mnie i nie było
Jest dzień..."

Po tym kawałku można tylko zejść ze sceny. I tak też dzieje się w tym przypadku. Po chwili wracają na scenę, żeby dobić wszystkich "Wyrocznią", a już na sam deser dostaliśmy "Odi Profanum Vulgus". I to było świetne zakończenie tego świetnego koncertu. Mówię oczywiście o części którą ja widziałem, ale nie sądzę, żeby wcześniej były jakieś problemy. Kat z Romanem to jednak gwarancja pewnej solidności i w większość daje dobre albo bardzo dobre koncerty. Roman tym razem nawet nie przynudzał zbytnio w swojej konferansjerce i oczywiście bawił się na swój jedyny i niepowtarzalny sposób. Publika jak zwykle była zachwycona i skandowanie nazwy zespołu trwało dosyć długo. Oczywiście w wersji skróconej, nikomu nie przyszłoby do głowy dodawać tego co jest dodane.

I tak wyglądała wrocławska cześć trasy pod szyldem "Legendy Metalu". Z tego co zapowiadał Jarek Szybrycht kolejne edycje odbędą się w przyszłości. Czekam niecierpliwie na ogłoszenia i oczywiście na same koncerty. Frekwencja była bardzo dobra (więcej ludzi niż na zespole Behemoth dwa dni wcześniej), więc motywacji pomysłodawcy tej imprezy nie powinno zabraknąć. Trzymam kciuki za kolejne edycje i do zobaczenia!



Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 10.10.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!