Therion Pergola, Wrocław - 01.05.2019 r.
Therion... cóż mogę powiedzieć? Uwielbiam ten zespół i już. Nie przepuszczam okazji do zobaczenia ich na żywo i w momencie ogłoszenia Szwedów na wrocławskiej Majówce widziałem, że muszę tam być. To był mój trzynasty raz z tą formacją.
Tegoroczna impreza przy wrocławskiej Hali Stulecia zgromadziła całkiem ciekawe zespoły. Mieliśmy: Napalm Death, Slade, Nocnego Kochanka, Decapitated, Huntera, Alestorm, Tarję Turunen i kilka mniej metalowych wykonawców. Napalm Death jak zwykle z klasą i gracją zrównał wszystko z ziemią. Podobnie jak Decapitated. Slade zagrało bardzo klimatyczny koncert, który zgromadził sporo osób w wieku... hmmm... no powiedzmy, że mocno zaawansowanym. Tutaj zresztą odbyliśmy miła pogawędkę z dwoma panami, którzy oczekiwali na swoje żony, a my dosiedliśmy się do ich stolika. Usłyszeliśmy kilka naprawdę niesamowitych historii sięgających czasów PRL-u. Mega! Ale wracajmy do zespołu Therion.
Szwedzi obecnie nie są w trasie koncertowej i do Wrocławia przyjechali specjalnie zagrać ten jeden koncert. Nawet o tym mówił Pan Krzyś podczas koncertu. Taka pojedyncza sztuka, to obecnie nie lada rarytas i spora ciekawostka dla fanów. Zupełnie nie wiadomo czego się spodziewać jeśli chodzi o setlistę i formę zespołu. Jeśli chodzi o to drugie zagadnienie, to byłem spokojny, że Therion fuszerki nie odwali. Co do setlisty, to już miałem lekkie obawy, czy przypadkiem nie skupią się na ostatnim wydawnictwie, czyli metalowej operze o tytule "Beloved Antichrist". Cóż... jak się okazało, moje obawy były bezpodstawne, choć początek koncertu to był utwór "Theme of Antichrist" ze wspomnianej płyty. Chwila zwątpienia była, ale szybka myśl, że przecież nie rozpoczęli by tej opowieści od ostatniego numeru z tego wydawnictwa przyniosła szybkie uspokojenie. Ale zanim o kolejnych numerach słówko o największej niespodziance tego występu.
Początkowe intro i pierwsze dźwięki "Theme of Antichrist", na scenie powoli meldują się muzycy. Chwilka instrumentalnego grania i obok gitarzystów Christofera Johnssona i Christiana Vidala, oraz basisty (Nalle Påhlsson) pojawia się... Mats Leven! Ależ to była dla mnie niespodzianka... Pamiętam przecież doskonale koncerty Theriona z tym wokalistą z przed kilkunastu lat! Świetna podróż sentymentalna... Co zaskakujące - nieobecny był drugi męski głos, czyli Thomas Vikström. Jeśli chodzi o kobiecy śpiew, to temat załatwiły Linnéa Vikström i Chiara Malvestiti.
Drugim numerem w secie był mocarny "The Blood of Kingu", ależ jest siła w tym kawałku! I tutaj od razu piękny pokłon dla Matsa, który na płycie "Sirius B" śpiewa właśnie w tym utworze. Klasa. Szybka poprawka pięknym "Son of the Sun" i od razu łapię dobry odbiór tego koncertu. Tym bardziej, że Therion nie zwalnia z emocjami i ciśnie od razu "Cults of the Shadow". I to tygryski lubią najbardziej. Zaczynam podejrzewać, że moje setlistowe obawy były zupełnie niepoważne, bo jak na razie to mamy cios za ciosem. Po takim energetycznym początku przyszedł czas na pierwsze solidne zwolnienie w postaci "The Perennial Sophia". Pięknie zaśpiewany numer i klimat od razu podskoczył o kilkadziesiąt procent. Ten świetny nastrój podtrzymał kolejny numer, czyli "An Arrow From the Sun". Trochę brakowało tych charakterystycznych damskich sopranów z płyty ("Lemuria"), ale dziewczyny i tak dawały radę. A niesamowity efekt robiły wspólne wokale pod koniec tego utworu.
Po dwóch klimatycznie pięknych kawałkach był wiadomo, że czas na jakiś mocniejszy strzał. Jak o mawia klasyk - było wolno to teraz trzeba przyładować. W tej roli sprawdził się pewniak w postaci "Wine of Aluqah". Uwielbiam te świetnie pędzące gitary i lekko poschizowane wokale - tradycyjnie palce lizać! Jak wspomniałem przed chwilą - budowanie nastroju i koncertowa narracja to dla Theriona chleb powszedni. Kolejny numer - "Lemuria". Chyba najpiękniejsza ich ballada. UWIELBIAM bezgranicznie i ciarki mam nawet pisząc o tym momencie (jakże magicznym) podczas koncertu... Piękna sprawa. Heh... oczywiście zespól nie dał się porozpływać nad sobą, światem i innymi niebanalnymi sprawami, bo od razu pocisnęli z "Der Mitternachtslöwe". Kolejny wokalny majstersztyk. A już po chwili kolejna moja perełka z dyskografii tego zespołu. Mowa oczywiście o genialnym "Ginnungagap". Nie potrafię spokojnie tego utworu przetrawić na żywo. Co to jest moc i siła, to ja wymiękam. Za każdym razem.
Po tak wspaniałych wspaniałościach opcje były dwie - albo poprzeczka pójdzie jeszcze wyżej, albo jakieś lekkie upuszczenie pary musi być. Okazało się, że była grana bramka numer 2, bo "The Khlysti Evangelist" zdecydowanie ostudził gorączkę tej środowej nocy. Choć fajnie było posłuchać Matsa w tych mocniejszych momentach. Właśnie... ten numer na pewno wskoczył do seta z powodu wokalisty. Przecież to jego głos słyszymy na płycie w tym kawałku. Kolejną pozycją (i sporą niespodzianką) był numer "Flesh of the Gods" z albumu "Deggial". Ta kompozycja dosyć rzadko trafia do therionowego seta. Zasadniczą część (tak, to już!) tego występu zamknął numer "Son of the Staves of Time". No i ponownie Mats Laven w swoim numerze. Na bisy zespół odpalił dwie niezawodne petardy, które po prostu rozwaliły system. Bo i czego innego można by się spodziewać po "The Rise of Sodom and Gomorrah" i "To Mega Therion"? MIAZGA i tyle. Nic więcej nie mam do dodania!
To był wyśmienity koncert (jak to Therion!) z całkiem fajną setlistą. Ja co prawda bym pomarudził i coś tam zmienił, no ale to przecież i tak nie ma sensu. Oprócz samego grania były dwa momenty pogadanek. Raz Pan Krzyś opowiedział, że nie planowali na teraz jakichkolwiek koncertów (hmm... czyżby jakaś robota w studio?), ale jak zobaczył ofertę z Polski, to nie mógł odmówić. Fakt, od lat Therion u nas ma sporo wiernych fanów i wciąż Christofer powtarza, że w pierwszych latach sporo mieli wsparcia z naszego kraju. Drugą (krótszą) gadkę walnął Mats, który ze śmiechem zapowiedział jeden z numerów - kurczę nie pamiętam już o który chodziło. Wspominał jak przyszedł do zespołu i grali co koncert ten kawałek. Strasznie nie lubił tego robić i męczył się z tym przeokrutnie. Oczywiście lider przypomniał mu, że dopiero po jakiejś setce koncertów przestał wreszcie narzekać. Mats ze śmiechem zripostował, że teraz już lubi śpiewać ten kawałek i za chwilę to udowodni... A swoją drogą, to ciekawe jaki jest status tego wokalisty. Czy to była jednorazowa akcja, czy też będzie koncertował z Therionem w najbliższym czasie. Latem zespół ma jakieś pojedyncze sztuki zaplanowane (na pewno Brutal Assault!), więc się przekonamy wkrótce. Ja zaś cieszę się, iż miałem możliwość i okazję po raz kolejny (13!) zobaczyć ten zespół na żywo i oczywiście wypatruję kolejnej okazji na koncertową ucztę z tą formacją!
|