Gomor, Betrayer, The Black Thunder Kawałek Podłogi, Koszalin - 26.04.2019 r.
Klub Kawałek Podłogi, który na przestrzeni lat gościł m.in. RSC, Cochise, Proletaryat czy The Flying Eyes (wszystkie relacje w serwisie) z końcem czerwca zamyka na stałe swoje podwoje. Wiele wskazuje na to, że ostatnim koncertem dla wielbicieli mocniejszych dźwięków był ten, który odbył się 26 kwietnia 2019 roku. Jak się jednak żegnać, to z wykopem. Do koszalińskiego klubu zjechały dwie doświadczone ekipy, a więc death metalowy Betrayer oraz, grający "motorhead rock", Gomor, wspomagane dodatkowo młodą krwią z The Black Thunder. Wiadomo, że na takiej imprezie zabraknąć mnie nie mogło. W klubie zjawiłem się w miarę punktualnie (około godziny 19), choć na występ supportu niestety troszkę przyszło mi czekać... I to tak długo, że aż wytrzeźwiałem...
The Black Thunder rozpoczął swój występ o godzinie 20:15 i przez prawie godzinę zdążył zaprezentować bardzo fajną mieszankę hard rocka i heavy/stoner metalu, przypominającego ostatnie dokonania Corruption. Licznie przybyli tego wieczoru do klubu fani gitarowej muzy dość statecznie reagowali na to, co prezentowała ekipa z Bytowa, co nieco dziwiło. Chłopaki grali bowiem naprawdę dobrze, a kompozycje były wyjątkowo dopracowane i fajnie "bujały" - czyżby jeszcze za mało alkoholu płynęło w żyłach zebranych? Zespół się nie przejmował i cisnął do przodu zarówno kawałkami z obydwu swoich krążków (głównie "Visions in Black", choć też i numer z debiutanckiej EP-ki się trafił), jak również... zupełnymi nowościami, które znajdą się drugim "longplayu". Koncert zaliczyć trzeba w poczet bardzo udanych: dobra setlista, profesjonalnie wyglądająca i pewnie zachowująca się na scenie grupa, niezłe nagłośnienie... I chyba tylko wokal ciut za głośno ustawiony, gdyż pomiędzy numerami za cholerę nie dało się Szczepana zrozumieć.
Setlista:
01. Death Awaits You 02. Life Wasting 03. The Devil Horns 04. Break the Silence 05. Bad Memories 06. Nowy utwór 1 07. Nowy utwór 2 08. Nowy utwór 3
Jako że tego dnia panowała bardzo wysoka temperatura, to w klubie szybko zaczęło być wyjątkowo duszno i spora ilość osób już musiała się wentylować na zewnątrz - a był to przecież dopiero początek muzycznego wieczoru. Gdy wszyscy wrócili pod scenę by posłuchać legendy polskiego death metalu - Betrayer - to aż nie było czym oddychać. Zespół rozpoczął swój występ z pewnymi problemami, ponieważ Berial pozbawiony został odsłuchu. Było tak źle, że w końcu lider przerwał drugi numer i zagroził zakończeniem show (oj, byłyby zamieszki!), jeśli coś z tym się zaraz nie zrobi - poskutkowało i dalsza część występu minęła bez większych problemów.
Na set składały się tego wieczoru przede wszystkim kompozycje z najnowszej historii pomorskiej grupy, a więc z albumów "Infernum in Terra" oraz "Scaregod" (choć przedstawicielstwa kultowego debiutu sprzed 25 lat też nie zabrakło). Jako że kawałki z "Calamity" słyszałem na pierwszym polskim reaktywacyjnym koncercie grupy, to na setlistę osobiście narzekać nie mogłem. Trio dało z siebie wszystko, głos Beriala (który z brodą wygląda teraz jak Glen Benton) był mocny i pewny. Publika szalała na tyle, na ile pozwalały trudne warunki - udało się jej nawet wykrzyczeć "bis", na którym poleciał "Beware". Muzyczny powrót Betrayer na koszalińską ziemię musiał usatysfakcjonować każdego.
Setlista:
01. Demonrise 02. Strike the Earth 03. The Archfiend 04. After Death 05. Repent 06. We are Rebels 07. Gateway to Damnation 08. From Beyond the Graves 09. Acrid Blood 10. Touch of Azazel --- 11. Beware
Po Betrayer znów zmuszeni byliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza na zewnątrz. Po jakimś czasie trzeba było jednak wrócić do tego piekarnika, no bo w końcu gwiazdą wieczoru był założony w 1988 roku Gomor! Niestety szaleństwa na zespole poprzedzającym wykończyły część fanów i pod sceną mocno się przerzedziło, a i ruchliwość tych, którzy zostali pozostawiała wiele do życzenia... Cóż jednak zrobić - trzeba lecieć dalej. Gomory rozstawiły się dość szybko i rąbnęły potężną dawką rock'n'rollowego hard rocka i heavy metalu. A swoją setlistę opierając głównie na kawałkach z albumu "Apocalyptic Rise". Oczywiście nie zabrakło również numerów z najnowszej EP-ki ("World Fall In Down" oraz "The Lost"), jak i dynamicznych coverów (w tym absolutnie fenomenalne wykonanie "Bomber" wiadomej brytyjskiej ekipy).
Zespół na scenie od początku był szalenie żywiołowy, nawet pomimo okrutnych warunków. Już po trzech numerach z Kompasa pot lał się strumieniami (i tu nie przesadzam), Jahnz wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał, a Jarosław Szczeciński mniej więcej w połowie setu był już pół-żywy. Nie wiem jakim cudem w takich warunkach wytrzymał do samego końca. Jedynie po Góreckim i Żebrowskim nie było widać tej walki z wysoką temperaturą - nie ma co, twarde z nich chłopy! Kapela, pomimo ukropu, cisnęła ile fabryka dała, a Maciek piłował gitarę aż szczęka opadała. W pewnym momencie tę całą zabawę musiano na chwilę przerwać, gdyż pojawił się problem ze stopą do perkusji (cóż, przynajmniej dało nam to chwilę na złapanie oddechu). Jako że naprawa się przeciągała, Piechocki postanowił, że "chuj jej w dupę" i grają z jedną - a publika ledwo się już na nogach trzymała... Całość zakończyło genialne wykonanie "Killed By Death" o byciu, cytując Kompasa, "zajebanym na śmierć"... i tyle. Bisu nie było, bo nie było komu o niego prosić - nikt nie przeżył. Prócz piszącego te słowa oczywiście.
Setlista:
01. Intro 02. Crew from a Frozen Hell 03. Wizzard 04. Rambler 05. Medicine Man 06. Underworld 07. The World Fall In Down 08. The Lost 09. Bomber (Motorhead cover) 10. Like a Wolf 11. Killed by Death (Motorhead cover)
|