38. Festiwal Rockowy Generacja Thomas Zwijsen / Blaze Bayley CK105, Koszalin - 23.11.2018 r.
Opłacało się ostatnim razem troszeczkę ponarzekać na organizację Festiwalu Rockowego Generacja: w tym ro(c)ku aktualizacje na stronie internetowej pojawiały się regularnie, przedstawione zostały wszystkie grupy, biorące udział w konkursie głównym, a i przy okazji powrócono również do sprawdzonej, dwudniowej formuły wydarzenia. Dwa dni, oznaczały oczywiście dwie gwiazdy - i to jakie! 23 listopada pojawić się miał akustyczny duet, w postaci gitarzysty Thomasa Zwijsena oraz, znanego zarówno z imponującej kariery solowej, jak i pracy z zespołem Iron Maiden, wokalisty Blaze'a Bayley'a. Drugiego dnia z kolei: sugerowana przeze mnie podczas relacji z 2016 roku, reaktywowana Pidżama Porno. Oba koncerty odbyć się miały w Centrum Kultury 105, a bilety kosztowały 30 zł. na Zwijsen/Bayley i 50 zł. na kultowych poznaniaków.
Na pierwszy ogień duet Thomas / Blaze, który całkiem niedawno (bo na początku listopada) wydał ciepło przyjęty album "December Wind". Frekwencja w CK105 była dobra, choć też i nie wszystkie miejsca były zajęte - dziwne, wszak ten drugi muzyk to absolutna legenda i do Koszalina przyjechał raczej tylko za namową swego gitarzysty, który świetnie bawił się tutaj kilka miesięcy temu podczas solowego występu. Mieszkańcy przegapili być może jedyną okazję do zobaczenia na tutejszej ziemi byłego członka największego zespołu heavy metalowego w historii, no ale cóż - ich strata. Początek koncertu nieco mnie zaskoczył, gdyż najpierw na scenie pojawił się sam Zwijsen, zaczynając od coveru (oczywiście na gitarze klasycznej) "Smoke on the Water" Deep Purple. Wkrótce potem u jego boku pojawiła się Wiktoria Krawczyk, by swą grą na skrzypcach wspomóc narzeczonego w m.in. "Eye of the Tiger" (Survivor), "The Final Countdown" (Europe) czy "Forever" (KISS) - ten ostatni nawet zaśpiewała, dedykując piosenkę swej wielkiej miłości i wyszło... cóż, powiedzmy że ilość cukru przekroczyła wówczas wartość krytyczną. No ale brawa za odwagę.
Po jakichś trzydziestu minutach spędzonych z akustycznymi coverami na scenę wkroczył On, porywając fanów swą niewyobrażalną charyzmą. Może być stary, łysy, grubiutki niczym Kubuś Puchatek i przyozdobiony siwymi "pekaesami", ale gdy Blaze zacznie śpiewać, to klękajcie narody - pomimo poważnego wieku, jego głos ciągle jest czysty i mocny. Co chwila zachęcał fanów do żywiołowego klaskania w rytm kolejnych hitów, jak również zmuszał przybyłych do chwalenia się zdolnościami wokalnymi - a że setlista składała się z takich a nie innych pieśni, to zbyt dużego wysiłku w to wkładać nie musiał. "Żelazną dziewicę" reprezentowały takie numery jak "Virus", "Lord of the Flies", "Man on the Edge", "Judgement of Heaven", "2 A.M.", "Futureal" (w wersji brzmiącej troszkę jak flamenco), "Lightning Strikes Twice", "The Clansman" czy (wyjątkowo wzruszający) "Como Estas Amigos", którego słuchałem z zamkniętymi oczami. Nie zapomniano również o pozostałych dokonaniach Brytyjczyka: nie zabrakło przedstawiciela trylogii "Infinite Entanglement", kilku kawałków z najnowszego dzieła duetu Zwijsen / Bayley, jak np. "December Wind" czy "Love of Your Life" oraz klasyka (reaktywowanego) Wolfsbane: żywiołowego "Man Hunt". Mało? To co powiecie jeszcze na cover UFO, w postaci "Doctor, Doctor"? Aż mnie ręce bolały od klaskania...
Koncert zamknął się w okolicach dwóch godzin i muszę przyznać, że było to występ, który długo będę wspominać. Nie tylko dlatego, że do mojej małej mieściny przybył kultowy, znany na całym świecie wokalista, ale przede wszystkim dlatego, że po prostu porwał zgromadzoną publiczność niezwykle żywiołowym show, zamkniętym w akustycznej formule. Oczywiście brakło mi kilku hitów (można było wykorzystać obecność skrzypaczki i zaprezentować np. piękny "We Fell from the Sky"), no ale po występach idoli zawsze zostaje niedosyt - trzeba się cieszyć tym, co było. Po koncercie na chętnych czekał sklep z oficjalnym merchem, oraz bohaterowie wieczoru, z którymi można było zrobić wspólną fotkę czy zebrać autografy. Ja oczywiście wykorzystałem szansę, aby zdobyć podpisik na moim 23-letnim, sfatygowanym egzemplarzu "The X Factor" oraz zdjęcie z Blaze'em. Jakże piękne pamiątki z jakże fantastycznego występu.
|