Prog In Park II



Prog In Park II
Warszawa - 18.08.2018 r.


Druga edycja festiwalu Prog In Park już za nami. Edycja, dodam, która wzbudziła sporo kontrowersji za sprawą odwołania występu przez Sons Of Apollo, a przede wszystkim za sprawą przeniesienia imprezy z Parku Sowińskiego do klubu Progresja. Na Knock Out Productions, organizatora festiwalu, posypały się gromy, ale czy słusznie? Cóż, ogłaszanie Anathemy jako headlinera zaledwie miesiąc po ich występie w Warszawie na pewno było ryzykownym pomysłem, mimo wszystko trudno było mieć obawy co do frekwencji, bowiem oprócz gwiazdy wieczoru skompletowano ciekawy i mocny skład - wspomniany Sons Of Apollo, czyli supergrupę złożoną z niegdysiejszych bądź obecnych członków Dream Theater, Guns N'Roses, Mr. Big i Black Country Communion; Ihsahna, po raz pierwszy grającego w Polsce ze swoim solowym projektem; czy cieszącego się coraz większym uznaniem Leprous. Myślę, że oczekiwanie przynajmniej 2,5 tysiąca osób na tym wydarzeniu nie było przejawem nieuzasadnionego optymizmu. Skoro więc frekwencja była dwukrotnie niższa, to my sami, fani, powinniśmy uderzyć się w pierś, zamiast rzucać gromy w kierunku organizatora, że przeniósł imprezę do klubu. Co prawda klimatyzacja w Progresji była prowizoryczna, a ogródki na zewnątrz zbyt małe by mówić o komforcie, ale i tak kłaniam się ludziom z Knock Out w pas za to, że w tej trudnej sytuacji zrobili wszystko co w ich mocy, aby festiwal odbył się w jak najlepszych warunkach.

A jak wypadły same występy? Jako pierwszy zaprezentował się czeski Postcard From Arkham i był to naprawdę mocny początek festiwalu. Ekipa dowodzona przez Marka Pytlika potrafi zabrzmieć brutalnie i wściekle, ale równoważy to post rockowymi tripami czy pięknymi, atmosferycznymi zwolnieniami. Czesi potrafią umiejętnie połączyć ze sobą te składniki i wychodzi im niezwykle smakowity rezultat. Mają także pomysł na sferę wizualną, oglądałem ich zatem i słuchałem z przyjemnością. Żałuję jedynie, że mieli do dyspozycji zaledwie pół godziny, mam poczucie niedosytu.

Jeszcze ciekawiej dla oczu zrobiło się w czasie występu Tides From Nebula - pomysł z LEDami prosty, ale mogący się podobać. Koncert warszawian nagłośniony był wręcz znakomicie, więc z głośników wypływał miód dla uszu. Przepraszam jednak fanów Tidesów, ale nie słucham na co dzień instrumentalnego rocka, zespół na żywo widziałem po raz pierwszy, trudno mi więc napisać o koncercie coś więcej niż "podobało mi się".

Cechą charakterystyczną związaną z pochodzącym z Norwegii zespołu Leprous, jest polaryzacja opinii o tej kapeli. Mają wiernych i oddanych zwolenników (choć i w tej grupie dochodzi do ostrych dyskusji czy lepiej, gdy ich ulubieńcy grali niegdyś ostrzej, czy może lepsze jest teraźniejsze, spokojniejsze oblicze). Druga grupa zaś nie pała miłością do muzyki Norwegów, szczególnie do osobliwego głosu wokalisty Einara Solberga. Sam zaliczam się do tej drugiej grupy, ale koncert to zawsze doskonała okazja, by zrewidować swoje poglądy. W tym przypadku było to trudne. Mogę rzec, że pomimo chęci niewiele widziałem, niewiele słyszałem. Zespół schował się za oprawą świetlną, która bardziej zakrywała, niż eksponowała to, co się dzieje na scenie. Na dodatek odniosłem wrażenie, że nagłośnienie mocno się pogorszyło, instrumenty się ze sobą zlewały, dźwięk pozbawiony był mocy. W tych warunkach nie udało mi się polubić twórczości zespołu, który z płyt jak dotąd mnie nie przekonał. Oddaję jednak sprawiedliwość - Leprous zgromadził pod sceną pokaźną liczbę swoich sympatyków, którzy zgotowali swoim ulubieńcom gorące przyjęcie.

Ciekaw byłem jak zaprezentuje się Ihsahn. Dotychczas widziałem go jedynie podczas występów z Emperorem, które oceniam jako profesjonalne, acz pozbawione emocji odgrywanie klasyków z przeszłości. Miałem nadzieję, że w czasie koncertu solowego zobaczę artystę, który z radością gra takie dźwięki, które najbardziej kocha. I to właśnie dostałem! Czapki z głów przed muzykiem, który po wsze czasy mógłby odgrzewać kotlety ku uciesze sporej ilości ludzi, a wybiera drogę znacznie trudniejszą - zaspokajanie swoich artystycznych ambicji, mimo że cieszą się one mniejszą popularnością. Stylistycznie było bogato-wściekłe, black metalowe strzały w pysk miksowały się ze stylowymi wycieczkami w szalone, rockowe lata osiemdziesiąte, a to wszystko na dokładkę przełamywane było pięknymi, spokojnymi fragmentami. Z największą przyjemnością słuchałem gry perkusisty (jeśli się nie mylę - Tobiasa Andersena), który imponował feelingiem. Z całym szacunkiem dla Fausta i Tryma, ale wspaniale było słuchać metalowych kompozycji Ihsahna, w których bębniarz gra, a nie przesypuje kartofle. To był naprawdę dobry koncert i wspaniała przystawka przed głównym daniem.

Niestety dla mnie, i jako fanatyk braci Cavanagh i rodzeństwa Douglas piszę to z ogromnym smutkiem, to danie główne przygotowane przez Anathemę, było okropne w smaku i ciężkostrawne. Trudno wskazać mi jednoznacznie jasne punkty ich programu, natomiast wyliczanie wad przychodzi samo. Jako pierwszy minus wskażę setlistę. Zespół zapowiedział, że podczas Prog In Park zaprezentuje "specjalny set", zawierający utwory grane przez nich coraz rzadziej. Brytyjczycy coraz radykalniej odcinają się na koncertach od swojej, nawet nie tak dalekiej przeszłości. Ci, którzy uwierzyli, że usłyszmy coś zaskakującego, srodze się zawiedli - zespół odświeżył jedynie "Lost Control". Całą resztę repertuaru słyszeliśmy podczas ostatniej wizyty zespołu w Warszawie. Panowie, skoro nie chcieliście mieszać w secie, wystarczyło nie obiecywać, że to zrobicie. Minus drugi - trzymanie w repertuarze utworów, w których nic się nie dzieje ("Can't Let Go"), bądź które na płycie jeszcze się bronią, ale na żywo tracą cały swój urok ("Lost Song, Part 3"). Zarówno na "The Optimist" i "Distant Satellites" znajdują się o wiele lepsze utwory. Minus trzeci - nietrafione zmiany w aranżacjach. Zmiany, które powodują, że świetne numery tracą swój urok. "Fragile Dreams" pozbawiony jest mocy, "Barriers" jawi się jako kompletnie bez życia (a pamiętam jak wspaniale był grany kilkanaście lat temu). Nie rozumiem też braku wokalu Lee Douglas w "Thin Air" czy śpiewania refrenu wspomnianego "Barriers" przez Vincenta, zamiast przez Daniela. Minus czwarty - zespół czasami się "rozjeżdżał" w bolesny wręcz sposób. Być może to wina akustyka, muzycy narzekali na odsłuchy. Inaczej trudno wytłumaczyć częsty brak synchronizacji wokali Vinniego i Lee. Jako zepsuta wiśnia na tym niesmacznym torcie - koszmarne nagłośnienie. Bębny zagłuszające wszystko, słabo nagłośniona Lee, pierdzący bas z taśmy (Jamie Cavanagh odszedł jakiś czas temu, a grupa nie szuka na razie zastępstwa).

Żałuję też, że coraz rzadziej w czasie koncertów Anathemy dochodzi do interakcji, które dotychczas budowały atmosferę występu: dyskusji z publicznością, robienia sobie kawałów na scenie, wspólnych żartów. Wiadomo, najważniejsza jest muzyka, ale miało to swój smak i wyróżniało koncerty Anathemy. Przyznaję też, że sobotni koncert miał swoje plusy - mniej więcej w okolicach "Springfield" występ zaczął nabierać tempa, muzycy lepiej się ze sobą zgrywali (być może po prostu lepiej się słyszeli), obecność Johna Douglasa (na ubiegłorocznej trasie go zabrakło z powodów rodzinnych) spowodowała większą różnorodność, jego styl gry jest bardziej precyzyjny, mniej siłowy niż Daniela Cardoso, ale wzajemnie ciekawie się uzupełniają. Ciekawie zabrzmiała też środkowa część "Distant Satellites" zagrana na trzy zestawy bębnów (do Johna i Daniela dołączył jeszcze Vincent). Pomimo wspomnianych plusów uważam, że koncert Anathemy był słaby. Przez ostatnie dwie dekady widziałem ten zespół na żywo blisko dwadzieścia razy i jeszcze nigdy nie wychodziłem z klubu zawiedziony. Aż do ostatniej soboty.

Jaka więc była tegoroczna edycja Prog In Park? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Być może jednak nie ma takiej potrzeby, aby ją oceniać, bo i tak za chwilę wszyscy będziemy ekscytować się trzecią edycją. Słyszałem jakie zespoły będą headlinerami przyszłorocznej, dwudniowej (!) odsłony festiwalu i nie mogę się już doczekać!



Autor: Jacek Klatka

Data dodania: 03.09.2018 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!