Turbo - Wrocław


(15 października 2005 r.) - Wrocław "Madness"
(Turbo, Sapros, Egzekuthor)



"Dorosłe dzieci mają żal,
Za kiepski przepis na ten świat.
Dorosłe dzieci mają żal,
Że ktoś im tyle życia skradł."

We wrocławskim klubie Madness melduję się około godziny 20-tej. Klub ten znajduje się w starych magazynach i trochę przypomina łódzką "Dekompresję", jest tylko znacznie mniejszy. Ciekawostką jest niewątpliwie to, że scena znajduje się w rogu klubu, i to tak ustawiona, że koncert można oglądać także z jej boku.

O tej porze na scenie prezentuje się już zespół Sapros. Jest to kapela z Wrocławia, która powstała całkiem niedawno (w 2003 roku). Muszę przyznać, że te kilka utworów, które usłyszałem bardzo mnie zaciekawiły. Muzycy dosyć sprawnie "piłują" thrash metal, i to taki raczej "old school". Ja już zapamiętałem nazwę zespołu i będę pilnie nasłuchiwał jakichkolwiek wieści z obozu Sapros. W trakcie pisania tej relacji (co niestety trochę długo trwało) miałem okazję ponownie zobaczyć ten zespół na scenie i ponownie jestem pod dużym wrażeniem.

Kolejnym zespołem na scenie był Egzekuthor. Niestety o muzyce szczecinian niewiele mogę powiedzieć, gdyż cały występ spędziłem na rozmowach towarzyskich i małym "conieco" (w bardzo promocyjnej cenie - 3 zł).

Tymczasem trwają już przygotowania do występu jubilata. Na scenie pojawiają się muzycy zespołu Turbo, który właśnie świętuje 25-lecie swojego istnienia. Z sali rozlega się nieśmiałe "STO LAT!, STO LAT!", a po chwili już większość zgromadzonych pod sceną podchwytuje ten śpiew. Kupczyk ze śmiechem rzuca do mikrofonu: "spokojnie, jeszcze nawet nie zagraliśmy".

Około godziny 22-giej, po dosyć długim strojeniu się, nareszcie nadchodzi ten moment. Muzycy są już gotowi, instrumenty praktycznie też, jeszcze jakieś drobne poprawki, ostatnie spojrzenia i... konsternacja... krzesełko za zestawem perkusyjnym jest puste. Nie ma perkusisty. Kupczyk lekko zażenowany przeprasza wszystkich za ten mały falstart i nawołuje perkusistę. Trwa to dłuższą chwilę. W międzyczasie mamy okazję posłuchać kawału (dosyć przeciętnego zresztą), no i nareszcie zguba się odnajduje. Olbrzymi aplauz i koncert nareszcie może się zacząć.

Jako pierwszy dostajemy ostatni utwór z ostatniej płyty, czyli "Otwarte drzwi do miasta". W miejscu gdzie stoję (tak po przekątnej sceny) nagłośnienie jest całkiem dobre, instrumenty są dosyć dobrze słyszalne, no jedynie wokal jest troszkę za cicho. Następny utwór to "Szalony Ikar", zresztą kolejne utwory przelatują równie szybko (między innymi: "Kawaleria Szatana I", "Wybacz wszystkim wrogom", "Jaki był ten dzień", "Legenda Thora"). Kupczyk dosyć szybko "łapie" kontakt z publiką. Prawie w każdym utworze pozwala śpiewać fanom. Ze 3 razy pomiędzy utworami jest ogólna zabawa pod tytułem: "Ja śpiewam, wy powtarzacie". Za każdym razem kończąca się wybuchem śmiechu na scenie, gdyż Kupczyk wymyśla tak skomplikowane partie do powtarzania, że mało kto jest w stanie to powtórzyć. Dobrze, że z pomocą przychodzi basista, który wygrywa zadaną melodię...

Kolejnym utworem jest "Kometa Halleya" z nieśmiertelnego krążka "Kawaleria Szatana". Bardzo lubię ten kawałek i tak jakoś automatycznie, po kilku chwilach znajduję się w okolicy barierki. Niestety tutaj następuje dosyć niemiła niespodzianka. Nie, nie... atmosfera pod samą sceną jest bardzo gorąca, młynek niczego sobie... tylko niestety niewiele tutaj słychać. Wokal, to tylko widzę, że śpiewa, sekcja rytmiczna to raczej hałas. Jedynie co wyśmienicie słychać - to gitara Hoffmana. W związku z tym całą swoją uwagę poświęcam właśnie gitarzyście. Hmm... no tak powinienem napisać Gitarzyście, prawda? No... a wiadomo, że jest na co patrzeć, ta lekkość, radość i swoboda grania aż promieniuje. Jako następny zagrany został utwór "Żołnierz fortuny". Hoffman skupiony na swoim instrumencie, ale i też nasłuchujący publiczności, która właśnie wykrzykuje temat zadany przez Kupczyka. Wokalista energicznymi ruchami zachęca publikę do jeszcze głośniejszego śpiewania i... to mu się udaje. Natomiast na twarzy gitarzysty wykwita spory uśmiech.

Po kilku utworach postanawiam wrócić na poprzednie miejsce, gdyż wolę jednak słyszeć trochę więcej muzyki. A tymczasem koncert dobiega końca. Dostajemy jeszcze utwór "Dłoń potwora" (o ile dobrze pamiętam) i zespół zaczyna się żegnać z nami. Oczywiście gromkiemu "STO LAT! STO LAT!" nie ma końca. Muzycy postanawiają to przerwać w jeden możliwy sposób, czyli zagraniem bisów. Dostajemy "Dorosłe dzieci" wyśpiewane przez wszystkich zgromadzonych. Kupczyk przez większość tego utworu po prostu stoi obok mikrofonu. Jako ostatni ze sceny zabrzmiał: "Mały nie bądź taki śmiały", w tym utworze to śpiewom nie było końca. Kilkanaście minut wspólnej zabawy... i niestety to już koniec tego koncertu. Burza oklasków, kolejne "STO LAT! STO LAT!" i zespół Turbo opuszcza scenę. Koncert trwał 1,5 godzinki.

Niewątpliwie był to bardzo udany koncert, muzycy pełni energii, publika dosyć żywo reagująca i co trzeba podkreślić - frekwencja była całkiem dobra. Krótko mówiąc bardzo przyjemny wieczór... no był jeden mniej przyjemny moment, gdy Kupczyk w kilku gorzkich słowach przedstawił powody zawieszenia działalności zespołu. No ale znaczniej więcej było zabawy i śmiechu. Oto przykład: po którymś z utworów Hoffman zaczyna coś tam sobie brzdąkać na gitarze, a basista natychmiast podłapuje temat. Razem zaczynają grać takie kilkusekundowe dźwięki... i tak dłuższą chwilę to trwa. Raz grają szybciej, raz wolniej... i nagle Kupczyk (który do tej pory stał z tyłu sceny i rozmawiał z perkusistą) podbiega do mikrofonu i zaczyna śpiewać wszystkim znany tekst ze "Skrzypka na dachu", czyli: "gdybym był bogaty... jaby dyby dyby dyby dyby dyby dyby dam... itd.". Oczywiście jest to idealnie dopasowane do granej melodii. Jak łatwo się domyśleć robi się z tego jeden wielki jam. Pod koniec tych "wygłupów" Kupczyk przechodzi sam siebie i w pewnym momencie zaczyna nawet... rapować (!!!) jakiś tekst. Niestety nie trwa to zbyt długo, bo... kończy się jednym wielkim wybuchem śmiechu na scenie.

Mam nadzieję, że występ zespołu Turbo we wrocławskim klubie Madness nie był moim ostatnim koncertem zespołu, na którym miałem okazję być. Czego Wam i sobie życzę bardzo serdecznie.

Na koniec jeszcze króciutkie pozdrowienia: Stratovaria, Black Demon & Siostra, oraz ekipa z dalszego ciągu imprezy w innym lokalu... ale o tym innym razem ;).



Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 15.12.2005 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!