XXX Międzynarodowy Zlot Motocykli



XXX Międzynarodowy Zlot Motocykli "Nad Zalewem"
Sztywny Pal Azji, Ga-Ga/Zielone Żabki, Big Cyc, Izotop
plac nad Zalewem Polanowskim, Polanów - 13-15 lipca 2018 r.


Podczas zeszłorocznej wizyty w Polanowie usłyszałem niepokojącą plotkę o tym, jakoby miała to być ostatnia tego typu impreza nad Zalewem Polanowskim. Przyczyną miał być konflikt organizatorów w włodarzami miasta i choć, jak widać, kryzys udało się zażegnać i doczekaliśmy okrągłego jubileuszu 30-lecia, to za rok, cóż, tak różowo może już nie być. Line-up XXIX Międzynarodowego Zlotu Motocykli "Nad Zalewem" był bardzo mocny (m.in. The Bill, Proletaryat czy Scylla), tegoroczny też źle nie wyglądał, choć tym razem repertuar nieco lżejszy: najpierw kultowy Sztywny Pal Azji, później punkowcy z Ga-Ga/Zielone Żabki, następnie prześmiewcy z Big Cyc, a całość zamykać mieli thrashowcy ze Scream Inc.. Podobnie jak w zeszłym roku, na miesiąc przed startem, nastąpiło małe przetasowanie i ostatecznie mocniejsze brzmienia, miast Ukraińców, reprezentować miał poznański Izotop, w składzie którego znaleźć możemy muzyków wcześniej związanych z m.in. Turbo, CETI, Stress czy Non Iron. Jak dla mnie: zmiana na plus. Z uwagi na sporą ilość kapel, tak jak w poprzedniej relacji, tekst zostanie podzielony na osobne dni i koncerty, więc bez problemu odnajdziecie fragmenty najbardziej Was interesujące. Miłej lektury!

DZIEŃ I - 13.07.2017 r.

Gwiazdą pierwszego dnia był Sztywny Pal Azji, który w Polanowie wystąpić miał już rok temu (wówczas na ich miejsce wskoczył Proletaryat) - jak widać, co się odwlecze, to nie uciecze. Założona w 1986 roku kultowa kapela gra obecnie w najmocniejszym składzie od lat, gdyż do Nowaka (wokal), Kisińskiego (gitara) i Ciaputy (perkusja), powrócił oryginalny basista w postaci jedynego i niepowtarzalnego Pawła Nazimka (znanego również z Chłopców z Placu Broni, T.Love i Ur). Wraz z dwoma młodszymi kolegami (Różycki i Wołyniak), nagrali ciepło przyjęty przez krytyków i fanów album "Szara", a obecnie pracują nad jego następcą. Okazji do zobaczenia chłopaków w akcji przegapić więc nie mogłem, choć z samym planowaniem dotarcia na czas troszkę nerwów było. Po raz kolejny bowiem organizatorzy nie ujawnili rozpiski czasowej, przez co wisiała nade mną realna groźba przegapienia koncertu - praca bowiem do godz. 20, rozpoczęcie imprezy o 19:30, a do przejechania troszku kilometrów było. Tutaj bardzo pomocna okazała się... sama grupa, która bardzo szybko poinformowała o planowanym starcie, dzięki czemu mogłem tak wszystko ułożyć, że do Polanowa przybyłem na kilka minut przed jej wejściem. Wielki dzięki!

Sztywny Pal Azji pojawił się na scenie około godziny 20:30, by przez prawie 120 minut serwować polanowskiej publiczności zarówno krótkie, wpadające w ucho hity, jak i numery dłuższe, nieco bardziej skłaniające do zadumy. I właśnie te wolniejsze kompozycje, przynajmniej moim zdaniem, były najlepszymi momentami koncertu. Oczywiście bez "Nieprzemakalnych", "Rock'n'rollowego robaka" czy należącym do kanonu polskiego rocka "Spotkania z..." (co ciekawe zagranego niemal na samym początku) ciężko sobie wyobrazić występ grupy, to jednak nostalgiczny "Pocałunek w Rzymie", śliczna "Piękna dekada samobójców", nowość w postaci "Ameryki" (z bardzo ciekawym tekstem!) czy najładniejsza piosenka o brzydkiej miłości, a więc "Kochałem cię", po prostu urzekały od pierwszych nut. Zespół był w kapitalnej formie, świetnie się tego wszystkiego słuchało, a i oglądało nienajgorzej: Ciaputa za zestawem jakimś cudem palił fajkę za fajką, waląc jednocześnie w bębny, duet Kisiński & Nazimek (za Pawła w charakterystycznych "lenonkach" zawsze dodatkowy plus!), mimo iż oszczędny pod względem choreografii, to hipnotyzował od samego początku swoją pewną grą, Nowak co chwila przeskakiwał od klawiszy do mikrofonu na środku sceny, no i do tego jeszcze dwóch młodych gniewnych na tyle, ogarniających dodatkowe instrumenty. Po "hitowym" duecie ("Wieża radości, wieża samotności" i "Nasze reggae") bis był zwykłą formalnością; scena najpierw pogrążyła się w szkarłacie (wiadomo: "Kolor czerwony"), by następnie rozświetlić się na "Nie zmienię świata". Warto było przyjechać!

Setlista:

01. Na moim strychu
02. Spotkanie z...
03. Budujemy grób dla Faraona
04. Rock'n'rollowy robak
05. Nowy J.
06. Strzelec i rak
07. Nic pewnego
08. Myśli przebrane
09. Śmierć w bikini (Republika cover)
10. Pocałunek w Rzymie
11. ... póki młodość w nas
12. Ameryka
13. Europa i Azja
14. Nasza praca
15. Kochałem cię
16. Proces
17. Obóz
18. Piękna dekada samobójców
19. Nieprzemakalni
20. To jest nasza kultura
21. Wieża radości, wieża samotności
22. Nasze reggae
---
23. Kolor czerwony
24. Nie zmienię świata


DZIEŃ II - 14.07.2018 r.

Dnia drugiego koncerty rozpocząć się miały o godzinie 18:30 i jakież było moje zdziwienie, gdy przybyłem na plac zdecydowanie później i do tego przy wtórze pierwszych dźwięków zespołu Skakanka. Czyżby obchodzący 30-lecie działalności punkowcy z Jawora niespodziewanie rozpoczęli jako pierwsi, sprawiając mi tym samym brzydkiego psikusa? Koniec końców, okazało się, że to "tylko" opóźnienie, no ale nerwy jednak się pojawiły (stąd ponawiam prośbę o rozpiskę czasową). Jako że wielu czytelnikom portalu nazwa Ga-Ga/Zielone Żabki może nic nie mówić, to na początek krótka historia: najpierw były, urodzone w 1987 roku, Zielone Żabki, które wsławiły się żywiołowymi koncertami w Jarocinie (zgarnęli nawet główną nagrodę, którą od razu... potłukli). W 1990 roku rozpadli się, a lider - Smalec - powołał do życia wściekłe Ga-Ga, które również doczekały się oddanej rzeszy fanów. Po wielu latach Mirek Malec postanowił dokonać fuzji swoich dwóch projektów i od 2005 roku koncertuje jako Ga-Ga/Zielone Żabki, prezentując najbardziej znane numery obu formacji. Na żywo nigdy na nich nie trafiłem, więc też za bardzo nie wiedziałem czego się spodziewać. Zaniepokojony dzikimi tłumami pod sceną uznałem jednak, że chyba bezpieczniej będzie usadowić się gdzieś na bokach i cóż, miałem rację: jak zespół jebnął, to jednego z fanów musieli zbierać sanitariusze...

W swojej twórczości Ga-Ga/Zielone Żabki potrafią mieszać punk ze ska czy reggae, jednak w Polanowie pokazali swoje najbardziej agresywne, brudne oblicze, niemal w całości opierając setlistę na tych co wścieklejszych kawałkach. Smalec, z charakterystyczną chrypką, wypluwał z siebie jadowite teksty, skierowane głównie przeciwko władzy, co mocno kontrastowało z jego zachowaniem pomiędzy numerami - zapowiadając je był uśmiechnięty i przyjacielski, śpiewając natomiast zamieniał się w prawdziwego scenicznego potwora. Raz na jakiś czas chwytał za drugie wiosło, aby wspomóc kolegów, przez większą część występu biegał jednak bez instrumentu, dodatkowo zachęcając fanów do zabawy. Nie żeby trzeba ich było jakoś specjalnie namawiać: publiczność od razu ruszyła w (powiedzmy że) "tańce" i z wielkiego kotła spod sceny co chwila wypadali co słabsi zawodnicy (i tak, jednego z nich musiano nawet hospitalizować) - kiedyś bawiłbym się razem z nimi, no ale wiecie, lata już nie te. W pewnym momencie na scenie pojawili się organizatorzy, by wręczyć kapeli drobny upominek "od trzydziestolatków dla trzydziestolatków", co autentycznie lidera zaskoczyło i... wzruszyło. Zaraz jednak się ogarnął, odłożył prezent w bezpieczne miejsce i wrócił do młócenia. Ga-Ga/Zielone Żabki dawały takiego ognia, że nawet muzycy Big Cyc po przyjeździe z zainteresowaniem obserwowali popisy kolegów po fachu: Jarek Lis to już w ogóle śledził koncert niemal razem z nami, "szaraczkami", pijąc drinka i z uznaniem kiwając głową - czyżby wspominał czasy, kiedy sam grał podobną muzę?

Setlista:

01. ?
02. Ostatni numer/Pozorny bunt
03. Pytamy jak
04. Gazety
05. Młode wilki
06. Kultura
07. ?
08. Faszyzm
09. Numerek w krzaczkach
10. ?
11. Szkoła
12. Siła za siłę
13. Szczur
14. Punkowcy
15. Młodzi gniewni
16. Olevay system
---
17. SO2
18. Rewolucja świadomości


Jeśli na Ga-Ga/Zielone Żabki frekwencja budziła respekt, to przed Big Cyc zaczęła już budzić tylko niepokój. Ilość fanów była zatrważająca, więc, spodziewając się zbyt gorącej jak na mój gust zabawy, schowałem się nieco na uboczu, co oczywiście okazało się decyzją jak najbardziej słuszną. I choć zapewne wielu z Was dostaje wstrząsu anafilaktycznego słuchając nowszych propozycji Skiby i spółki, to jednak trzeba oddać cesarzowi co cesarskie: 30 lat działalności, mocne, punkowe pierwsze płyty, okraszone celnymi, prześmiewczymi, inteligentnymi (tak!) tekstami, później romans ze ska, bardziej skomercjalizowane brzmienie, prowadzące do hitu za hitem, tłumy na koncertach, a te wszystkie przygody w niezmiennym, oryginalnym, znanym od 1988 roku składzie. To musi robić wrażenie. W Polanowie "cycki" wyskoczyły na scenę mocno po godz. 22, by zacząć od "Berlina zachodniego", po którym nastąpił szybki miks nieco starszych numerów - dopiero po "Polakach" Skiba znalazł czas, aby w ogóle przywitać się z tą jakże licznie zgromadzoną publicznością.

Jako że liczbę wolniejszych kawałków Big Cyc policzyć można na palcach jednej ręki, to szalona zabawa trwała od samego początku - niekiedy musiała nawet interweniować ochrona, gdyż istniało zagrożenie przewrócenia ciężkich, metalowych barierek. A grupa, będąc w niezłej formie, tylko dolewała oliwy do ognia kolejnymi piosenkami: były i te świeże, skoczne kompozycje ("Viva! San Escobar", "Antoni wzywa do broni"), troszkę prehistorii (medley z wczesnych, punkowych numerów), no i oczywiście "hiciory", z "Dresem" czy "Makumbą" na czele. Oczywiście, Dżej Dżej trochę się już wokalnie męczy (z drugiej strony, Wodeckim to on nigdy też nie był), no ale za to Skiba rzuca sucharami na lewo i prawo (jego cięte teksty wycelowane są przede wszystkim w obecną partię rządzącą), a wesoły Dżery za zestawem perkusyjnym przeżywa drugą (albo piątą...) młodość: jego gra w "Piosence o Solidarności" - miód! Grupa bisowała aż dwa razy, dodatkowo opóźniając ostatni występ wieczoru, no ale narzekać nie można: na sam koniec wybrzmiała bowiem jedna z najpiękniejszych ballad w historii polskiego rocka, a więc "Ballada o smutnym skinie" - zaśpiewana wespół z publicznością przez cały zespół (wokal Lisa zaskakująco dobry!) i z Pięknym Romanem piłującym wiosło na kolumnie głośnikowej. Od organizatorów też dostali pamiątkę z okazji trzydziestolecia (Skiba tak się rozgadał, że nie chciał im dać dojść do słowa) i co by nie powiedzieć, sporo energii w tych starych dziadach jeszcze siedzi.

Setlista:

01. Berlin Zachodni
02. Jak słodko zostać świrem
03. Twoje glany
04. Polacy
05. Rudy się żeni
06. Antoni wzywa do broni
07. Viva! San Escobar
08. Kocham piwo
09. Kręcimy pornola
10. Guma
11. Facet to świnia
12. Słoneczny patrol
--- Sto lat---
13. Sąsiedzi/Niedziela/Wojna plemników/Aktywiści
14. Piosenka góralska
15. Wielka miłość do babci klozetowej
16. Piosenka o Solidarności, czyli wszystko gnije
---
17. Tu nie będzie rewolucji
18. Moherowe berety
19. Dres
20. Świat według Kiepskich
21. Makumba
---
22. Ballada o smutnym skinie


Po imponującym pokazie laserowym i horrendalnie długiej przerwie, przeznaczonej na złożenie tego całego "tałatajstwa" i rozstawienie instrumentów, około godziny 1:30 (!!) koncert rozpoczął Izotop. Ledwo się już na nogach trzymałem, oczy się zamykały, byłem zmarznięty i mocno wkurzony takim opóźnieniem, no ale przecież nie mogłem odpuścić występu tak zasłużonych dla polskiej sceny muzyków. Oprócz bowiem Darka Nowickiego (Hot Water, Boogie Chilli) za garami i Przemka Łukasiewicza (R.M.I., Mad Band) na gitarze i wokalu, w składzie znajdziemy dwie absolutne legendy: Andrzeja Łysowa (drugie wiosło) oraz Henryka Tomczaka (bas). Ten drugi to oczywiście były członek prekursora polskiego hard rocka, a więc grupy Stress, jak również współzałożyciel Turbo oraz założyciel Non Iron. Łysów z kolei, to... cóż, wiadomo: jeden z najlepszych polskich gitarzystów heavy metalowych w historii (Non Iron, klasyczne albumy Turbo oraz CETI). Frekwencja pod sceną może nie powalała, ale jak na tą godzinę: źle też nie było. Oczywiście sporo osób było już tak zmaltretowanych alkoholem, że co niektórzy nie wiedzieli nawet na jakim zespole są, no ale cóż: uroki tego typu imprez. Muzycy też widać, że nieco zmęczeni i troszkę marudni o tej porze, no ale jak zaczęli grać, to nie można było ustać w miejscu.

Jeśli się zastanawiacie cóż za muzykę prezentują ci doświadczeni muzycy, ukryci pod szyldem Izotop, to spieszę donieść, że... głównie covery ZZ Top (stąd fonetyczne podobieństwo nazw). Tak, wszystkich ich połączyła miłość do tej charakterystycznej, mocnej, teksańskiej mieszanki hard rocka z bluesem. Oczywiście w trakcie tych (prawie) dwudziestu dwóch lat obecności na scenie, własnych, autorskich kompozycji też się troszkę nazbierało, ale w Polanowie lwią część repertuaru stanowiły jednak kompozycje Gibbonsa, Hilla i Bearda. Co ważne, zagrane one zostały z młodzieńczą werwą i pasją, przez co bawiłem się na koncercie Poznaniaków, nie gorzej niż na amerykańskiej legendzie trzy lata temu (relacja oczywiście w serwisie) - a to chyba największy komplement, jaki może otrzymać grupa coverująca inną kapelę. Instrumentalnie było wyśmienicie (wielkie brawa dla fenomenalnego Łysowa!), wokalnie też nieźle, choć tej charakterystycznej chrypki Billy'ego w niektórych fragmentach jednak brakowało. Po około godzinie przyszła pora na numery "made in Polska" i śpieszę donieść, że pod względem jakości wcale nie ustępowały tym rodem z Teksasu. Mi najbardziej podobała się taka nieco "dżemowa" ballada "Kim jesteś" z piękną gitarową solówką Andrzeja oraz mocny cover grupy Stress, udowadniający że projekt ten istotnie wyprzedził swoje czasy: 46 lat, a "Ciężką drogą" ciągle kopie cztery litery tak, że aż siniaki zostają. Koncert zakończył się niemal równo o 3 w nocy (albo powinienem raczej powiedzieć: o 3 nad ranem, gdyż jak dotarłem do samochodu, to już słońce nieśmiało wychodziło zza horyzontu) i cóż, kto wytrwał do tej godziny, temu zostaną wspomnienia naprawdę fajnego występu.


Setlista:

01. La Grange*
02. Tush*
03. Waitin' for the Bus*
04. Jesus Just Left Chicago*
05. My Head's in Mississippi*
06. Sharp Dressed Man*
07. If I Could Only Flag Her Down*
08. Just Got Paid*
09. Gimme All Your Lovin'*
10. Planet of Women*
11. Burger Man*
12. Kim Jesteś
13. Dla tych chwil warto żyć
14. Ciężką drogą (Stress cover)
15. Bankrut

* covery ZZ Top


I tak właśnie pod względem muzycznym prezentował się XXX Międzynarodowy Zlot Motocykli "Nad Zalewem". Jubileuszowy. Ostatni. A przynajmniej w takim składzie, gdyż trzy najważniejsze osoby związane z organizacją tego wydarzenia zrezygnowały z pełnionych funkcji, przechodząc na zasłużoną emeryturę. Czy wraz z ich odejściem zmieni się formuła wydarzenia? I czy w ogóle się ono odbędzie? Już rok temu pojawiały się bowiem plotki o konflikcie z władzami miasta, przez co "trzydziestka" stała pod znakiem zapytania - a nie chce mi się wierzyć, że tegoroczne roszady personalne to tylko "danie szansy młodym". Raczej to wszystko jest ze sobą powiązane, tym bardziej, że od mieszkańców okolic usłyszałem, że chciano w miejsce zlotu stworzyć festiwal... disco-polo. Czyżby tu był pies pogrzebany? Czyżby to była ta kropla przelewająca czarę goryczy? Czy naprawdę dożyliśmy czasów, w których imprezę, na której pojawiły się m.in. Turbo, Proletaryat, Perfect czy Hetman, zamienia się w wydarzenie promujące kicz i tandetę, ażeby tylko zarobić więcej grosza? Czy miasto nie powinno jednak uczyć mieszkańców innej, lepszej, bardziej wartościowej muzyki? Cóż, zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie za rok... Jeśli w ogóle coś wyjdzie.



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 08.08.2018 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!