Arch Enemy - Kraków



Arch Enemy, Jinjer, Totem
Klub Studio, Kraków - 16.06.2018 r.


Po dwóch wyjazdach do Katowic w ciągu trzech dni (Exodus i Judas Priest z Megadeth) przypadła mi w udziale wycieczka do Krakowa. A żeby było ciekawie, to też po trzech dniach od koncertu Priest. Tym razem wybrałem się na koncert formacji Arch Enemy. Lekko nie jest, no ale przecież duża liczba koncertów to nie powód do narzekania, prawda?

W krakowskim klubie Kwadrat (z powodu szybkiego sold out w Kwadracie imprezę przeniesiono do większej miejscówki) zameldowałem się na pierwszy support, którym był zespół Totem. Jak zwykle w przypadku tej formacji nie zabrakło ognia na scenie. Energetyczny występ z główną kierowniczką Werą, co ciekawe w bardzo nowej fryzurze. Chwilkę udało nam się porozmawiać po ich występie i mogę zdradzić, iż zespół ostro rusza z kopyta jeśli chodzi o muzyczną aktywność. W Krakowie zaprezentowali się bardzo pozytywnie, a bardzo fajnym akcentem było zaproszenie na scenę byłego wokalistę Aumana do wspólnych ryków w numerze "Trash The South".

Występ supportu numer dwa, czyli Jinjer nie widziałem. Zajęty byłem spotkaniami towarzyskimi i innymi przyjemnościami. Do sali koncertowej powróciłem na kilkanaście minut przed początkiem koncertu gwiazdy wieczoru. Od razu wędruję w kierunku barierki i spokojnie dobijam do 2 rzędu. Ustawiam się z prawej strony, tam gdzie urzęduje Jeff Loomis. Do tej pory zawsze stawałem po drugiej stronie, ale tym razem zachciało mi się pewnej odmiany. A serio to chciałem z blisko podpatrzeć jak swoją robotę wykonuje były gitarzysta nieodżałowanego Nevermore. Widziałem Arch Enemy ostatnio we wrześniu (podczas tej samej trasy) w Warszawie. Setlista na obu koncertach była zbliżona, więc postanowiłem zmienić sobie widok na drugiego gitarzystę.

W Krakowie zaczęli tak samo jak na tym warszawskim koncercie: "Set Flame To The Night" puszczone z taśmy, później "The World Is Yours" z promowanej na trasie płyty "Will To Power" i killer w postaci "Ravenous". Kolejna pozycja też oddechu nie pozwoliła złapać - "War Eternal" na żywo nieźle daje radę. Arch Enemy najwyraźniej postanowiło ostro dołożyć do pieca już na samym początku, bo dalej poleciał "My Apocalypse". Świetny na płycie i jeszcze bardziej na żywo. Echh... aż mi się przypomniały koncerty z Angelą za mikrofonem. No ale sentymenty na bok i wracamy do najnowszej płyty i utworu "Race". Mocno rozpędzony, ale jednocześnie jakiś taki chaotyczny. Nie siedzi mi od początku i dalej mnie nie przekonał. Zresztą z nową płytą mam podobnie. Niby jest ok, ale jakoś nie mam chęci do niej wracać. A jak już jesteśmy przy tym albumie to w Krakowie oprócz tych dwóch wspomnianych było grane: "First Day In Hell", "The Eagle Flies Alone" i "Reason To Believe". W sumie to nie były najmocniejsze punkty tej sztuki.

Do tych zaliczyłbym wspomniane już "Ravenous" i "My Apocalypse", oraz: "Nemesis" (to jest miazga za każdym razem), "We Will Rise", "Blood On Your Hands", "Bloodstained Cross" (oczywiście genialne jest to zwolnienie) , czy "Dead Bury Their Dead". Nieźle "As The Pages Burn", "Dead Eyes See No Future", czy "You Will Know My Name". No i bardzo podoba mi się patent stosowany na bisach. Zaczynają od spokojnego (i melodyjnego) kawałka "Avalanche", później jest solówka Loomisa, do której dołącza się Michael Amott i razem grają "Snow Bound", by płynnie przejść do petardy pod tytułem "Nemesis" i efektownie zakończyć instrumentalną końcówką "Fields Of Desolation". Bardzo efektowne jest to zakończenie. Klasa!

Muzycy w doskonałej formie i tutaj to jest stan stały. Widać, że tam każdy zna swoje miejsce i nie ma wychodzenia przed szereg. Jak śpiewa Alissa, to ona jest "gwiazdą", jak są solówki, to gitarzysta/ści są na pierwszym planie. A jak jest grane "Intermezzo Liberté" to podziwiamy tylko Amotta. Potężny Sharlee D'Angelo jest aktywny na scenie i dosyć często po niej wędruje. Alissa White-Gluz dwoi się i troi zachęcając wszystkich do jeszcze większej zabawy. Widać, że okrzepła w Arch Enemy i nabrała pewności siebie. No ja jednak z rozrzewnieniem wspominam Angelę i jednak to zawsze będzie "moja" wokalistka tego zespołu. Większa moc w gardle, charakterystyczny skrzek i większa sceniczna charyzma. No ale na dzisiaj to jest nieaktualne. Alissa daje radę i tego trzeba się trzymać.

Bardzo fajni dopracowane show jak na warunki klubowe. Muzycy trzymają się swojej roli, tutaj przypadków nie ma. Do tego świetne światła, podświetlenia, bannery i efektowny wystrój sceny. To już od kilku lat standard jeśli chodzi o koncerty tej kapeli. Bardzo lubię jak wszystkie te elementy (muzyka, światła, wystrój) "się zgadzają" i wspólnie razem "gadają". Sprawdza się to w momencie, gdy zespół gra mniej interesujący dla mnie numer, bo można tedy docenić inne aspekty koncertowego rzemiosła. Widziałem Arch Enemy po raz dziewiąty i coś mi się zdaje, że to nie był ten ostatni. Jest to kapela której rozwój obserwuję od pierwszej ich płyty, a nawet miałem okazję zobaczyć na żywo w czasie, gdy za mikrofonem stał Johan Liiva. Ale to już bardzo stare dzieje i nie ma co do tego wracać. Arch Enemy na żywo to świetnie naoliwiona maszyna i warto ją sprawdzić w koncertowym boju. Ja to przy następnej okazji na pewno zrobię.



Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 30.06.2018 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!