Turbo - Koszalin



Turbo, Free Road
Teatr Variete Muza, Koszalin - 26.03.2018 r.


Trzy lata minęły od ostatniego koncertu Turbo w moim mieście. Koncertu w klubie, który już niestety nie istnieje, koncertu, który pod względem frekwencji okazał się wielką porażką (co zaskakujące, gdyż rok wcześniej na Hoffmannie i spółce ludzi było co niemiara) i wreszcie koncertu, podczas którego Turbo wystąpiło jeszcze z dwoma wioślarzami. Grupa postanowiła dać Koszalinowi ostatnią szansę i wróciła skopać nam tyłki... jako kwartet, ponieważ po odejściu Tercjusza okazało się, że z jedną gitarą gra im się całkiem przyjemnie. Co do klubu, wybór padł na Teatr Variete Muza, który do tej pory słynął z występów bardziej komercyjnych: w tym imponującym obiekcie pojawili się m.in. Maleńczuk, IRA, Zakopower czy happysad. Czyżby koncert Poznaniaków zapowiadał większą dywersyfikację? Chyba tak, gdyż już w kwietniu czeka nas Closterkeller... Bilety na "turboli" kosztowały 35 złotych w przedsprzedaży, ale zanim gwiazda wieczoru pojawiła się scenie, przybyłych fanów rozgrzać miał Free Road ze Żnina.

Free Road to młodziutka kapela, grająca rock/grunge, inspirowany dokonaniami takich gigantów jak Guns N'Roses, Alice In Chains czy Pearl Jam. Od Turbo dostali na zaprezentowanie swojej twórczości całe 45 minut i poszło im całkiem nieźle, choć też i ten brak doświadczenia było miejscami widać. Otrzymaliśmy zestaw mocnych, utrzymanych głównie w średnich tempach rockowych utworów o dość prostej strukturze - mi osobiście brakowało dłuższych, bardziej wybuchowych solówek, no ale hej: nie od razu Rzym zbudowano. Długowłosi fani mocnych dźwięków wesoło machali łbami/rytmicznie się kiwali, po każdym kawałku nagradzając zespół głośnymi brawami. Na wokalistę/gitarzystę działało to jak woda na młyn: był szalenie dynamiczny, dobrze się go oglądało, a i słuchało nie najgorzej dzięki takiemu "axlowemu" wokalowi. Drugiemu młodziutkiemu wioślarzowi takiej pewności siebie brakowało, no ale uznajmy, że to stres związany z występem przed legendą, jaką niewątpliwie jest grupa dowodzona przez Wojtka Hoffmanna. Free Road koncertem przed Turbo zostało bowiem rzucone na głęboką wodę, chłopakom na szczęście udało się utrzymać na powierzchni - i to tak, że na końcu skandowano nawet prośbę o bis. Ich muzyka na dzień dzisiejszy może nie jest może przesadnie oryginalna, no ale wierzę, że wraz z kolejnymi próbami i występami muzycy znajdą swój własny, rozpoznawalny styl.

Setlista:

01. Show Up
02. Won't Be
03. My Ass
04. Sale
05. Never Know Me Before
06. The Tobies Tale
07. Texas Babe
08. Extasy Trip
09. Ghost Rider


To już szósty koncert Turbo, na którym miałem okazję się bawić i drugi, podczas którego mogłem zobaczyć muzyków jako kwartet (pierwszym był support przed Deep Purple w Dolinie Charlotty). Jest to jeden z tych zespołów, który na żywo nie schodzi poniżej pewnego poziomu, stąd też bilety w cenie 35 złotych w przedsprzedaży kupiłem dosyć wcześnie, gdyż... cóż, wiedziałem że co jak co, ale bawić na pewno będę się co najmniej dobrze. Dodatkowo, w oficjalnym opisie wydarzenia sugerowano obecność świeżutkich kawałków, nie granych wcześniej na żywo (w tym roku czeka nas nowy krążek poznańskiej formacji). Studził nieco fakt, że na internecie nie znalazłem żadnych amatorskich nagrań owych premier, dodatkowo anonimowe wrocławskie źródło (hehe-dop.gumbyy) przesłało mi setlistę ze Starej Piwnicy, na której znalazło się miejsce tylko na stare hity, no ale nadzieja umiera ostatnia. Koniec końców (spoiler!) w Koszalinie Turbo postawiło jednak na sprawdzony set bez większych niespodzianek - czy to jednak źle?

Zespół rozpoczął swój występ od jednej z nowszych kompozycji, a więc pochodzącego z albumu "Piąty żywioł" utworu "Przebij mur", po którym poleciał szlagier w postaci "Komety Halleya". Dalej mieliśmy głównie pieśni z klasycznych albumów, zarówno te dynamiczne (m.in. "Ktoś zamienił", obie "Kawalerie Szatana", "Już nie z Tobą"), jak i bardziej refleksyjne ("Jaki był ten dzień?", "Wszystko będzie OK", no i "wiadomo co" na bis), z rzadka poprzecinane kawałkami nieco młodszymi (łącznie trzy z "Piątego żywiołu" i tylko jeden przedstawiciel "Strażnika światła"). Brakło mi jakiegoś zaskoczenia, jak chociażby "Awatar" na trasie z okazji 35-lecia działalności, no ale cóż zrobić? Zamiast tego otrzymaliśmy zabawę na "Mówili kiedyś": Tomek za perkusją, Bobiś całkiem nieźle na wokalu. Fani już na samym początku włączyli piąty bieg, doskonale bawiąc się przez cały występ: było rytmiczne klaskanie, wspólne śpiewy, kręcenie łbami, a na tych ostrzejszych numerach - nawet i skromne pogo. Struszczyk co chwila zachęcał publiczność do dania z siebie jeszcze więcej i jego prośby nie pozostawały głuche. Widać że wokalista był w dobrym humorze - może dlatego, że frekwencja była... cóż, OK. Daleko do możliwości obiektu, ale też i bez takiej żenady jak na wspomnianym 35-leciu (a to wydarzenie na pewno muzycy zapamiętali na długo).

Setlista z klasykami, kapela w odpowiednim nastroju, liczba wielbicieli mocnych dźwięków odpowiednia, ale jednak pewna rzecz nie dawała mi spokoju... Miesiąc wcześniej, wraz z moją lubą wybrałem się do Variete Muza na koncert grupy prezentującej nieco bardziej komercyjną muzykę (no dobra, przyznaję się - to był happysad) i byłem zachwycony nagłośnieniem, które okazało się zaskakująco czyste i selektywne. Na Turbo z kolei czekał mnie zwrot o 180 stopni: było głośno i hałaśliwie; niekiedy instrumenty zlewały się ze sobą, gubiąc po drodze wokal - być może przez to w niektórych partiach brakowało mi drugiej gitary, zapełniającej powstałą pustkę (bo w Charlottcie przecież braku drugiego wiosła w ogóle nie odczułem). Nie zrozumcie mnie źle, to nie było tak, że otrzymaliśmy kakofonię dźwięków: było znośnie, ale wiem też na co ten obiekt stać - a stać go na dużo więcej. Być może wynikało to z faktu, iż to pierwszy metalowy koncert w tym teatrze i po prostu brakło doświadczenia - za miesiąc Closterkeller, więc mam nadzieję, że nauka w las nie pójdzie.

Pomijając średnie nagłośnienie, otrzymaliśmy solidny koncert Turbo - tylko albo aż. Legendarna kapela, pomimo lat, nie zwalnia tempa: Hoffmann dalej młóci imponujące solówki, Bobiś wygłupia się za zestawem perkusyjnym a Tomek wyciąga dźwięki, po których w uszach piszczy przez miesiąc. A co z basistą? Biedny Bogusz po redukcji etatów musi robić za dwóch, w niektórych partiach zastępując niejako gitarę rytmiczną (a i udziela się wokalnie!) - mam nadzieję, że wraz z większą ilością obowiązków, w górę poszło również i wynagrodzenie (bo na podwyżkę zdecydowanie w ostatnich latach zasłużył). Jeśli Turbo zawita gdzieś w Wasze okolice, to nie ma się nad czym zastanawiać: iść po prostu trzeba, gdyż grupa na żywo ciągle daje radę i nic nie wskazuje na to, aby to się w najbliższym czasie zmieniło - to ciągle marka, będąca gwarantem występu na wysokim poziomie.

Setlista:

01. Przebij mur
02. Kometa Halleya
03. Szalony Ikar
04. Słowa pełne słów
05. Ktoś zamienił
06. Garść piasku
07. Jaki był ten dzień?
08. Smak ciszy
09. Już nie z Tobą
10. Wszystko będzie O.K.
11. Niebezpieczny taniec
12. Kawaleria Szatana I
13. Kawaleria Szatana II
14. This War Machine
15. Żołnierz fortuny
16. Mówili kiedyś
---
17. Dorosłe dzieci



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 10.04.2018 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!