Rogucki Solo - Koszalin



Rogucki, Król
CK105, Koszalin - 18.03.2018 r.

Piotr Rogucki szerszemu gronu odbiorców znany jest jako frontman założonego w 1998 roku zespołu Coma, łączącego rock, post-grunge oraz alternatywny metal. Zespół szturmem zdobył polski rynek, niemal z dnia na dzień stając się jedną z najważniejszych marek w kraju nad Wisłą, dorabiając się ogromnej rzeszy oddanych fanów. Od czasu "czerwonego albumu" Coma eksperymentuje nieco ze swoim charakterystycznym brzmieniem zastępując długie, rozbudowane, okraszone poetyckimi tekstami kompozycje krótszymi, bardziej melodyjnymi piosenkami, traktującymi o sprawach nieco bardziej przyziemnych. Sam wokalista bawi się też w międzyczasie działalnością solową, w której jeszcze bardziej odchodzi od cięższych, klimatycznych brzmień, znanych z początków muzycznej działalności: na jego płytach usłyszymy zarówno rockowe przeboje, łzawe ballady, utwory podchodzące pod poezję śpiewaną czy nawet takie niemal neo-folkowe. Obecnie wyruszył w trasę po Polsce, na której prezentuje kompozycje z albumów "Loki - wizja dźwięku", "95-2003" oraz "J.P. Śliwa" w nowych aranżacjach. W Koszalinie dodatkowo, w ramach swoistego supportu, towarzyszył mu inny charakterystyczny wąsacz - Błażej Król.

Spora część osób, które przyszły tego dnia do CK105 nie wiedziała, że przed gwiazdą wieczoru wystąpi jeszcze jeden artysta - stąd też ich zaskoczenie tym, co nastąpiło równo o godzinie dwudziestej. Oto bowiem na scenie pojawił się on - Król - ubrany tak schludnie, jakby właśnie czekała go pierwsza w życiu randka. Zamknięty w sobie, wystraszony, wąsaty facet nieśmiało rzucający pocieszne "hejka" na przywitanie, chwyta za gitarę, ustawia delikatną partię prostych sampli dla wzbogacenia brzmienia i wali takimi numerami, że aż wszystkim szczęki opadają. Błażej Król to bowiem artysta nie byle jaki: muzyk, kompozytor i autor tekstów, znany nie tylko z działalności solowej (swoje autorskie kompozycje zaprezentował na żywo np. w realizowanym przez TVP2 cyklu Made In Polska) ale również z takich projektów jak Kawałek Kulki, UL/KR czy Kobieta z Wydm. Łączy on rock alternatywny z poezją śpiewaną oraz elektroniką, choć w Koszalinie postawił na brzmienie zdecydowanie bardziej ascetyczne.

Co by nie powiedzieć, Król wziął wszystkich z zaskoczenia - nie tylko fenomenalnymi numerami, okraszonymi inteligentnymi, niebanalnymi tekstami ale również swoim scenicznym zachowaniem. Być może było w tym wszystkim sporej ilości dobrego aktorstwa - nie wiem, ale ten cały image nieporadnego, wycofanego człowieka autentycznie fascynował. A jego próba opowiedzenia podobno bardzo dobrego dowcipu, była po prostu genialna: za każdym razem (a próbował przez całe show!) ostatecznie zapominał co miał powiedzieć, paląc się ze wstydu i doprowadzając tym samym publiczność do łez. Niesamowity człowiek, prezentujący czarującą, gitarową muzykę - nic dziwnego, że publiczność nagrodziła go długą, głośną owacją. I szkoda tylko, że jego recital był tak krótki: rozgrzewanie koszalinian trwało ledwo 30 minut - mam nadzieję, że wróci do nas z pełnym programem.

Po króciutkiej przerwie na scenie zameldowała się gwiazda wieczoru, aby zaprezentować nam swoje w pełni autorskie kawałki w mocno zmienionych aranżacjach. Forma koncertu w zasadzie się nie zmieniła: wokal, gitara podłączona do wzmacniacza, a pod całością płyną przygotowane wcześniej, dosyć proste sample. Piotr zaczął od "Vision Of Sound" z "J.P. Śliwy", by przez następne kilkadziesiąt minut raczyć nas zarówno hitami pokroju "Całuj się", "Piegi w locie", "Szatany" czy "Mała", jak również tymi mniej znanymi piosenkami jak m.in. fantastyczna, klimatyczna "Ruda wstążka" czy dziwaczni, niemal prześmiewczy "Argonauci". Rogucki od początku trzymał fajny kontakt z publiką, zadawał jej pytania, co chwilę żartował - widać było, że doskonale się bawi podczas tego kameralnego występu. Fani wsłuchiwali się w każde słowo, poszczególne kompozycje nagradzając gromkimi brawami.

Po 60 minutach artysta grzecznie podziękował za ciepłe przyjęcie i zszedł ze sceny, no ale bis był w zasadzie zwykłą formalnością. Po kilku minutach Piotrek wrócił i sprawił, że publiczność dosłownie oszalała: zapowiedział bowiem jeden z najważniejszych numerów Comy, a więc "Sto tysięcy jednakowych miast". W ascetycznej aranżacji ballada zabrzmiała przepięknie, a co niektórzy fani zamykali wręcz oczy, dając się porwać nurtowi spokojnych dźwięków. Czy można coś takiego przebić? Cóż, bez pomocy nie. Dlatego też przy scenie pojawił się Król, który momentalnie rozładował senną, oniryczną atmosferę krzycząc, że przypomniał sobie osławiony żart, czym sprawił, że publika wręcz popłakała się ze śmiechu. Rogucki zaprosił Błażeja na scenę, ten znów zapomniał co ma powiedzieć, później chwycił za drugie wiosło i panowie wykonali razem (nieprzewidziany w setliście!) cover projektu Kobieta z wydm - "Przeciął". Błażej śpiewa, Roguc robi za chórki, prosty, wwiercający się w mózg riff do dziś nie daje mi spokoju...

Czy warto było się wybrać na koncert trasy "Rogucki solo"? Ja wydanych pieniędzy żałować na pewno nie będę (wejściówki kosztowały 45 złotych i sprzedały się wszystkie), nie wiem jednak jak to będzie z Wami. Rogucki to bowiem taki enfant terrible polskiej sceny: jedni gotowi są mu stawiać pomniki, inni chcieliby go spalić na stosie, dla jednych jest wspaniałym poetą, dla innych pretensjonalnym grafomanem. Również jego styl śpiewania jest... cóż, specyficzny: dużo w nim maniery i przesadnej teatralności, co również nie każdemu będzie odpowiadać. Co by jednak nie powiedzieć, wszystko to sprawia, że Roguc jest tylko jeden i warto się z jego twórczością zapoznać. Osobiście proponowałbym jednak to zrobić takimi kroczkami jak ja: najpierw koncert Comy, potem jej wokalisty. Dla wielu odwrócenie kolejności może być bowiem skokiem do zbyt głębokiej wody.



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 04.04.2018 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!