Closterkeller Koncert charytatywny dla Michaliny Maciejewskiej Centrum Kultury i Spotkań Europejskich, Białogard - 21.09.2017 r.
22. września 2017 swoją premierę miała nowa płyta kultowego Closterkeller - pionierów polskiego rocka gotyckiego, którzy w ciągu trwającej niemal 30 lat kariery, nierzadko flirtowali również z nieco cięższym graniem. Dzień przed premierą "Viridian" grupa dowodzona przez charyzmatyczną Anję Orthodox odwiedziła Białogard, by wziąć udział w specjalnym wydarzeniu: koncercie charytatywnym, z którego cały dochód przeznaczony miał zostać na pomoc chorej na mukowiscydozę* Michaliny Maciejewskiej. Była to więc wyjątkowa okazja, by nie tylko zobaczyć dobrą i zasłużoną kapelę, ale także i zrobić dobry uczynek. Bilety-cegiełki kosztowały 25 złotych, dodatkowo można było udać się na zorganizowany w sali obok kiermasz, a po koncercie przepuścić trochę grosza na aukcji różnego rodzaju fantów. Wszystko w wyjątkowo szczytnym celu.
Występ odbył się w Centrum Kultury i Spotkań Europejskich, które przypominało nieco salę kinową, z tym że z wyjątkowo wysokimi oparciami. Przed samym koncertem zobaczyć mogliśmy krótki, wzruszający filmik o Michalinie i jej walce z chorobą, w którym nie zabrakło szczerych wyznań i trudnych tematów. Sam Closterkeller na scenie pojawił się w okolicach 18:10 i skład mocno różnił się od tego, który miałem okazję zobaczyć w 2010 roku podczas trasy promującej znakomity "Aurum": ze starej gwardii ostali się jeno Anja za mikrofonem oraz Rollo na klawiszach, a obecnie na żywo wspierają ich Aleksander Gruszka na basie, Michał Jarominek na wiośle oraz, za zestawem perkusyjnym, Adam Najman, a więc syn liderki i byłego, wieloletniego basisty grupy - Krzysztofa Najmana. Jak ten odświeżony line-up wypada na żywo? No i czy nowy materiał to powrót w stronę przebojowego, rockowego grania, znanego z lat 90-tych, czy może zespół kontynuuje drogę pełną cięższych, klimatycznych, bardziej rozbudowanych kompozycji?
Odpowiedź na to drugie pytanie poznaliśmy bardzo szybko: pierwszym zaprezentowanym kawałkiem była bowiem, rozpoczynająca nowy krążek, niemal dziewięciominutowa "Viridiana" (swoją drogą, to było pierwsze wykonanie tej pieśni na żywo). Ciężki, klimatyczny i oblany subtelną dawką elektroniki numer, zrobił na mnie piorunujące wrażenie - zwłaszcza, dosłownie wbijający w fotel, potężny refren. Jako że dzień po koncercie w Białogardzie czekała nas premiera nowego krążka, to nie zabrakło jeszcze dwóch jego reprezentantów: o ile szybką "Kolorową Magdalenę" można było usłyszeć wcześniej, gdyż wypuszczono ją jako singiel (a i na żywo często była też już wykonywana), tak "Strefa Ciszy" doczekała się w CKiSE swojej pra-premiery. I znów długa, hipnotyzująca kompozycja, której rdzeniem dodatkowo okazał się wpadający w ucho, kapitalny riff Jarominka (nie zapominajmy też o jego ślicznej, krótkiej solówce) - był to zdecydowanie numer koncertu. Oczywiście pieśni nie miałyby tej siły rażenia, gdyby nie Orthodox - ubrana w ciasny gorset Anja, pomimo tylu lat obecności na scenie, nie straciła głosu czy charyzmy i od pierwszych sekund czarowała swoimi możliwościami wokalnymi i charakterystycznym zachowaniem. Pewnie, tu i ówdzie ktoś mógłby się doczepić, że kilka nut nie udało się dociągnąć, no ale hej: idealnie to może być tylko z playbacku.
O zespole w sumie złego słowa powiedzieć się nie da: było dobrze, choć widać też było, że to pierwszy przystanek trasy, gdyż sekcji rytmicznej zdarzyły się drobniutkie nierówności - coś, co pewnie wyeliminuje się po wejściu w odpowiedni rytm koncertowy. Oprócz numerów z albumu "Viridian" dostaliśmy zestaw sztandarowych hitów formacji oraz małą niespodziankę, w postaci coveru "Minor Earth, Major Sky" norweskiego, pop-rockowego A-HA - całkiem fajnie brzmiał ten kawałek przerobiony na gothic-metalową modłę i tylko słowiańskiego akcentu nie dało się do końca Anji wyeliminować (no ale to akurat przypadłość wielu polskich wokalistów/wokalistek mierzących się z językiem Szekspira). Z klasyków grupy usłyszeliśmy "W moim kraju", "Scarlett", "Dwie połowy", "Ziemię obiecaną", "Ate", mocno teatralną "Agnieszkę" oraz, na bis oczywiście, "Władzę". Koncert zamknął się w okolicach osiemdziesięciu minut - chciałoby się więcej, no ale po jego zakończeniu musiało odbyć się jeszcze kilka charytatywnych akcji, stąd też prawdopodobnie występ nieco uboższy jeśli chodzi o setlistę niż na pozostałych przystankach "Abracadabra Tour" (mi zabrakło najbardziej "Ogrodu półcieni" i "Violette"). Wycieczki do Białogardu żałować jednak nie można: może i krócej niż by się chciało, no ale doskonale się bawiąc, pomogliśmy przy okazji sympatycznej dziewczynie w leczeniu - oby wszystko ułożyło się dla niej jak najlepiej!
* Czyżby na plakacie promującym wydarzenie nazwa choroby została napisana z błędem?
|