Materiafest 6



Materiafest 6
Plac koncertowy, Szczecinek - 02.09.2017 r.


Sporo było zamieszania z tegoroczną edycją Materiafest: wielomiesięczne protesty części mieszkańców, msze kościelne połączone z nawoływaniem do odwołania imprezy, liczne komentarze w mediach społecznościowych atakujące organizatorów. Cóż było przyczyną tego wszystkiego? Ano headliner festiwalu, którym został gdański Behemoth. Pamiętając ich fenomenalny koncert w Goleniowie w ramach Rock Hard Ride Free (relacja również w serwisie) nie mogłem przegapić kolejnej okazji do stanięcia oko w oko z "pomorską bestią", tym bardziej że przed Nergalem zobaczyć mieliśmy również Illusion oraz Riverside, które przecież też słyną z fantastycznych występów. Do Szczecinka przybyłem dość wcześnie, tak więc otrzymałem możliwość pobieżnego zwiedzenia tego pięknego miasteczka, położonego nad malowniczym jeziorem Trzesiecko. Mogła to być jedyna okazja, wszak wkrótce niebo miało runąć, kury znosić czarne jajka, a na mieszkańców spaść dżuma i cholera..

Koniec świata musiał jednak zaczekać, gdyż najpierw zobaczyć mieliśmy siedem innych kapel, a na dobry początek - Spatial. Niestety start imprezy nieco się opóźnił i te mniej znane grupy musiały skrócić swoje setlisty tak, by największe gwiazdy planowo pojawiły się na scenie (ot, widocznie takie uroki festiwalu w mieście). Horda z Pyskowic do swojej dyspozycji otrzymała więc około 25-30 minut, w trakcie których zaprezentowała swoją wizję Metalu: ciężkiego, brutalnego, będącego niejako na pograniczu death i thrashu, ale i przy tym niepozbawionego melodyjności. Warunki pogodowe chłopaki trafili wręcz idealne, do nagłośnienia zastrzeżeń mieć nie było można, i tylko troszku mało osób skusiło się na przybycie pod scenę (w większości przypadków wygrał złocisty trunek) - a szkoda, gdyż muzycy zaprezentowali się bardzo profesjonalnie. Osobne brawa należą się (znanemu również z zespołu Heretique) Markowi Szubertowi na wokalu - cóż za piekielne ryki potrafił wydobyć z trzewi! Jeśli męczą Was nowoczesne formy gitarowego grania i chcielibyście powrotu do (utrzymanego na wysokim poziomie) bardziej tradycyjnego łojenia - koniecznie sprawdźcie.

SETLISTA:

01. Funeral Kiss
02. Beyond The Limits
03. Night Of The Forgotten Realm
04. Remember The Vienna
05. Revenge



Ledwo zdołaliśmy się otrząsnąć po Spatial, a tu już kolejna ekipa gotowa kopać tyłki - i to nie z Polski. Shinigami pochodzi bowiem z Holandii i jest to taki wspólny projekt doświadczonych muzyków tamtejszej sceny metalowej, w tym wokalisty George'a Oosthoeka, znanego m.in. z Orphanage czy Celestial Season. Dziesięć miesięcy temu grupa wydała swoją debiutancką EP-kę i to głównie na kompozycje z tego wydawnictwa postawiła w Szczecinku. Pogoda zmieniła się diametralnie: miast prażących promieni słońca - potężna ulewa. Część ludzi pouciekała pod parasole na gastronomii i przy barierkach pozostali tylko najwytrwalsi wojownicy, gotowi potopić się ku chwale thrash/death metalu. Widok przemokniętych do suchej nitki fanów wyjątkowo spodobał się muzykom, którzy po każdym numerze komplementowali "szaloną, polską publiczność". Ta bawiła się wyśmienicie od początku do końca i w sumie nie można się temu dziwić: na tak żywiołowych, pełnych zmian tempa kompozycjach, okraszonych świetnymi solówkami (brawa dla Rutgera van Noordenburga) i potężnymi krzykami dwóch wokalistów stać nieruchomo po prostu nie wypadało. Warto było zmoknąć. Chyba, ponieważ ja miałem płaszcz przeciwdeszczowy.

SETLISTA:

01. Ronin
02. Downfall
03. The Way Of The Dragon
04. Defiance


Po występie Shinigami pogoda zaczęła robić się lekko absurdalna, gdyż znów wyszło słońce a temperatura podskoczyła tak, że trzeba było ściągnąć najpierw płaszcz, potem kurtkę a następnie i bluzę z kapturem. Tymczasem na parkiecie zameldował się młodziutki (bo założony w zeszłym roku) Koronal, o którym wiedziałem tylko tyle, że prezentuje progresywny metal, ocierający się o death i djent. I jak chłopaki znienacka huknęli i łupnęli, tak od razu przy barierkach pojawił się spory tłumik, gdyż okazało się, że muzyka płynąca ze sceny to coś, co mogłoby być owocem chorego związku szwedzkiego Meshuggah z amerykańskim Tool - takiego pełnego przemocy fizycznej i psychicznej. Były połamane rytmy, kapitalne zmiany tempa ("Skyward"!), rwane riffy, szalone growle, schizofreniczne solówki - świetne, eksperymentalne, ciężkie granie i aż ciężko było uwierzyć, że mamy do czynienia z grupą koncertującą w takim składzie ledwo od dwunastu miesięcy! Kapela ogrywała numery z wydanego własnym sumptem debiutanckiego albumu, zatytułowanego "Flicker Away" i aż strach pomyśleć jak dobry musi to być krążek skoro ledwo cztery numery tak nam skopały cztery litery... A miało być ich więcej, no ale wiecie - te cholerne opóźnienie!

SETLISTA:

01. Scarred Protector
02. Skyward
03. Fabric Of Reality
04. Usurper


Po trzech zespołach reprezentujących cięższe granie, przyszła pora na coś lżejszego. Od czasu kiedy Riverside osiągnął spektakularny, międzynarodowy sukces, na polskim poletku przybyło młodych, zdolnych grup wykonujących szeroko pojęty progresywny rock/metal - i Retrospective jest jedną z nich. Na koncie ma już trzy ciepło przyjęte albumy, z czego ostatni - "Re:Search" - wydany został w tym roku. To właśnie kompozycje z tego krążka mieliśmy przyjemność przesłuchać. Jak wypadła ekipa z Leszna? Bardzo dobrze! Oczywiście z uwagi na dość szybko przeprowadzoną próbę można się było miejscami przyczepić do kilku rzeczy (np. po klimatycznym wstępie na "The Wisest Man On Earth" gitary weszły nieco "spłaszczone") - no ale jeśli dzięki temu zagrali dłużej, to nie ma co marudzić. Poszczególne kompozycje były dopracowane, sekcja rytmiczna pracowała z iście zegarmistrzowską precyzją, solówki były po prostu fantastyczne, a wokal Jakuba Roszaka pewny i mocny. Były i kompozycje rozbudowane (wspomniany "The Wisest Man On Earth" czy "Rest Another Time"), jak i te prostsze, mające znamiona hitów (kapitalny "The End Of Their World); była zarówno odrobina metalu jak i szczypta klimatycznego, bardziej rockowego grania (jak np. "Standby"). Retrospective okazał się kapelą, której muszę się bliżej przyjrzeć, ponieważ to co usłyszałem bardzo mi się spodobało.

SETLISTA:

01. The Wisest Man On Earth
02. Rest Another Time
03. Standby
04. The End Of Their World
05. Last Breath


Na Retrospective Matka Natura oczywiście nie mogła się zdecydować czy nas roztopić czy zatopić, więc trzeba było nieustannie żonglować ubraniami, na szczęście jednak przed Materią wszystko się unormowało. Grupa rozpoczęła swój występ planowo i mogła zagrać pełny przygotowany na ten dzień set. Cóż, w końcu to nie tylko gospodarze oraz pomysłodawcy całego przedsięwzięcia, ale też i pierwsza większa gwiazda - miała więc pewne przywileje. Ekipa ze Szczecinka w światku metalowym radzi sobie coraz śmielej (czego dowodem jest chociażby występ na Wacken Open Air), nic więc dziwnego, że pod sceną dzikie tłumy i gdy tylko z głośników rąbnęła "Shayba" zaczęło się, trwające zresztą do samego końca, pogo. Brzmienie kapeli było potężne a bas w pierwszym rzędzie początkowo słuchało się płucami - serio, dosłownie dech zapierało, a malutkie kałuże na płachtach przykrywających głośniki aż podskakiwały. Zespół, dzięki widokowi licznie zgromadzonych fanów, był w fantastycznym nastroju, a wraz ze znakomitym samopoczuciem szła też rewelacyjna forma muzyczna: Mihau ryczał do mikrofonu jak szalony, jego brat wściekle wyszarpywał rwane riffy (a i również wokalnie ładnie się udzielał), Marcia walił w bębny jakby chciał je rozwalić, a Jezus Chrystus na drugiej gitarze czarował melodyjnymi solówkami. Nie jest to może granie, którego słucham w domu, ale bawiłem się naprawdę nieźle i koncert minął mi bardzo szybko. Nie tylko zresztą mi: publika od razu po ostatnim numerze zaczęła domagać się, pierwszego tego dnia, bisu i się doczekała: a na nim "Na Wojtusia z popielnika" odśpiewany wespół ze zgromadzonym wielbicielami ciężkiego grania. Na koniec specjalne słowa uznania dla Pawła Paska (Virgin Snatch, ex-Decapitated), który tak intensywnie dał się porwać muzyce, że aż go ochrona musiała uspokajać - fajnie zobaczyć innych muzyków bawiących się wśród nas, zwykłych "szaraczków".

Po dłuższej przerwie przeznaczonej na wymianę sprzętu, na scenie pojawiła się legenda polskiej sceny muzycznej - dowodzona przez Tomka "Lipę" Lipnickiego grupa Illusion. W 2014 roku dali czadu na koszalińskiej Generacji (relacja w serwisie), tak więc miałem wobec nich wysokie oczekiwania i cóż, nie będzie żadnym zaskoczeniem jeśli już teraz napiszę, że ich występ był prawdziwą petardą - wszak to jeden z tych składów, który słynie z niezwykle żywiołowych koncertów. W Szczecinku postawili głównie na szybkie, mocne kawałki, podczas których publiczność miała okazję się wyszaleć: były wspólne tańce, dwa "kotły" po obu stronach sceny, crowdsurfing - piękna sprawa. Nawet dziennikarze oraz członkowie ekipy technicznej nie mogli się oprzeć i bawili się nie gorzej niż "zwykli obywatele". No ale w końcu przy takiej setliście inaczej być nie mogło: były hity, pokroju "Nóż", "Cierń", "Wojtek", "Solą w oku", "B.T.S." czy "Vendetta", jak również nowe kawałki, które dopiero pojawią się na kolejnym krążku - co ważne, "świeżaki" w żaden sposób nie odstawały od tych najsłynniejszych kompozycji. Lipa, mimo iż nigdy nie był jakimś wybitnym konferansjerem, trzymał kontakt z publicznością, Śmigiel co chwila zachęcał fanów do jeszcze lepszej zabawy, Rutkowski zachwycał na gitarze, a Herbasch... cóż, schowany za swym zestawem nadawał temu wszystkiemu tempo. Cały ten sceniczny czad był przy tym taki naturalny, niewymuszony; widać, że scena dla tych facetów to drugi dom - dom, do którego wracają z przyjemnością.

Po fantastycznym koncercie w Dolinie Charlotty dwa miesiące temu (support YES/nie-YES), wprost nie mogłem doczekać się kolejnego spotkania z warszawiakami z Riverside. Tym razem miast występu przed legendą progresywnego grania - możliwość zagrania przed jedną z najlepszych kapel black/death metalowych na świecie. Nieco obawiałem się reakcji fanów Nergala i spółki na tą, dość delikatną przecież, muzykę, ale jak się szybko okazało "koneserów" w Szczecinku nie zabrakło i mocno przeżywali oni to, co zaprezentowali nam Duda, Łapaj, Meller i Mitloff. Nawet wielbiciele bardziej ekstremalnego grania żywo reagowali na kolejne popisy muzyków - dowód na to, że dobra muzyka gitarowa zawsze łączy, a nie dzieli. Zespół zaprezentował się wyśmienicie, a setlista mocno różniła się od tego, co grupa przedstawiła w Strzelinku - szykowałem się na powtórkę z rozgrywki (no bo w końcu ta sama trasa), a tu proszę: długi, klimatyczny "Saturate Me" z kapitalnymi klawiszami Michała, przebojowy "#Addicted" miast "Conceiving You" (numer wieczoru!), a na koniec, dedykowany Piotrowi Grudzińskiemu, lekko przygnębiający "Before", pozostawiający nas w głębokiej zadumie. W międzyczasie zestaw "pewniaków", a więc "02 Panic Room", "Caterpillar And The Barbed Wire", "Escalator Shrine" oraz długaśny ale nie nudzący nawet przez chwilę "Second Life Syndrome". Meller coraz śmielszy i pewniejszy na scenie, pozostali muzycy w doskonałej formie, dźwięki piękne - czyż można było prosić o więcej? Dodatkowo Duda zapowiedział wejście do studia, w celu nagrania następcy "Love, Fear And The Time Machine". Panowie, czekam z niecierpliwością!

--- Eye Of The Soundscape ---
01. 02 Panic Room
02. #Addicted
03. Caterpillar And The Barbed Wire
04. Second Life Syndrome
05. Saturate Me
06. Escalator Shrine
07. Before


Koncert Behemotha budził wiele kontrowersji w malutkim Szczecinku: były protesty, groźby, wyzwiska na portalach informacyjnych i społecznościowych - ot, typowe polskie piekiełko. Ludzie tak się bali sił nieczystych (i metali, którzy wiadomo że są głośni, chamscy, niekulturalni i niszczą wszystko na swojej drodze), iż zorganizowali w pobliskim kościele nocne czuwanie, co było równie komiczne, jak niepokojące. Ciekaw byłem, czy Nergal i spółka w jakiś sposób doleją oliwy do ognia, ale żadnego skandalu nie było. Było za to cholernie dobre show, no ale tego akurat należało się spodziewać: kapela w koncertowym "cugu" (zespół dopiero co wrócił ze Stanów, gdzie koncertował u boku Slayera), a do tego z urlopu tacierzyńskiego wrócił Inferno (swoją drogą gratulujemy potomka!). Grupa postawiła na sprawdzony set oparty głównie na wydanym w 2014 roku "The Satanist": ostatni krążek odegrany od początku do końca, a na dobicie zestaw największych hitów. Otrzymałem mniej więcej to samo co dwa lata temu w Goleniowie, no ale narzekać nie mogłem, gdyż to mistyczne, niepokojące show dalej robiło niesamowite wrażenie: węże na mikrofonach, muzycy plujący krwią, cytaty z "Ojcze nasz", zabawy z kadzidłem, słupy ognia ("Ora Pro Nubis Lucifer"!), czarne konfetti - zupełnie jakbyśmy uczestniczyli w jakimś diabelskim obrzędzie. Zespół szalał (i wyglądał!) tak, że nie wiadomo było, gdzie oczy podziać: czy patrzeć na potężnego Oriona, który wygląda jak pieprzony Conan Barbarzyńca, Setha walącego takie solówki, że oczy roztapiało ("Messe Noir" czy hymn "O Father O Satan O Sun!"), lidera, co chwila zagrzewającego do jeszcze większego szaleństwa pod sceną (miejscami w pierwszym rzędzie było naprawdę ciężko!), czy w końcu na Inferno, który z pewnością jest jednym z najlepszych polskich perkusistów w historii. Oglądałem to wszystko z prawdziwą fascynacją i dumą; dumą, że to nasze, polskie, a tak niesamowicie dobre. Miałem wobec tych facetów wysokie oczekiwania i cóż, po prostu wymietli.

SETLISTA:

01. Blow Your Trumpets Gabriel
02. Furor Divinus
03. Messe Noir
04. Ora Pro Nobis Lucifer
05. Amen
06. The Satanist
07. Ben Sahar
08. In the Absence ov Light
09. O Father O Satan O Sun!
10. Ov Fire And The Void
11. Conquer All
12. At The Left Hand Ov God
13. Slaves Shall Serve
14. Chant For Eschaton 2000


Na koniec trzeba podziękować burmistrzowi miasteczka - Jerzemu Hardie-Douglasowi - za to, że wbrew wszelkiej maści pieniaczom i panikarzom, stanął murem za organizatorami. Chciałoby się w kraju nad Wisłą większą ilość takich polityków z jajami, działających w zgodzie z własnym sumieniem, a nie patrzącym na słupki poparcia. Trzeba mieć nadzieję, że w przyszłym roku Materiafest utrzyma tak wysoki poziom i zarówno mieszkańcy, jak i niektórzy politycy w końcu zrozumieją, że festiwal ten może być fantastyczną promocją tego pięknego, malowniczego miasteczka.



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 23.09.2017 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!