RSC, Walfad Kawałek Podłogi, Koszalin - 03.12.2016 r.
Trzeciego grudnia 2016 roku w Koszalińskim klubie Kawałek Podłogi na fanów gitarowego grania czekała prawdziwa progresywna uczta, gdyż na jednej scenie zmierzyć się miała młodość z doświadczeniem: ambitny Walfad z Wodzisławia Śląskiego, poprzedzać miał występ legendarnego RSC, które po (kolejnym zresztą) zawieszeniu działalności powróciło do koncertowania w niemal oryginalnym składzie. Takiego wydarzenia nie można było odpuścić, zwłaszcza że bilety kosztowały śmieszne 20 złotych. Niestety na miejscu okazało się, że koszalińscy fani woleli chyba, odbywającą się w Hali Widowiskowo-Sportowej, galę Disco Polo (tudzież żenujący/zabawny/intrygujący* popis Popka i Pudziana w TV), gdyż frekwencja była bardzo słaba. Później tradycyjnie będzie płacz, że tylko komercja w naszym mieście...
Walfad powstał w 2011 roku z inicjatywy Wojtka Ciuraja i od tamtego czasu wydał trzy pełne albumy, z czego ostatni, "Momentum", ukazał się w październiku tego roku i zbiera bardzo dobre oceny w prasie branżowej. Pomimo młodego stażu już teraz mówi się o chłopakach jako nowej sile polskiego rocka progresywnego, co jest sporym osiągnięciem, biorąc pod uwagę bardzo dużą konkurencję występującą w kraju nad Wisłą. Na koncert w Koszalinie muzycy dotarli z pewnym opóźnieniem, gdyż po drodze napotkali nieco przeszkód: nie dość, że bus odmówił na trasie posłuszeństwa, to jeszcze i nasza wspaniała policja, słusznie lub nie, uczepiła się artystów. Stąd też kapela zagrała trochę "na partyzanta": wpadła, przywitała się i po szybkiej próbie zaczęła czarować dźwiękami.
Pierwszym numerem zaprezentowanym koszalińskiej publiczności były krótkie, przebojowe "Ośmiornice", które można usłyszeć w mniej komercyjnych rozgłośniach radiowych. Po nich zespół zagrał to, z czego bardziej jest znany, a więc dłuższych, bardziej rozbudowanych utworów, budujących wspaniały, oniryczny klimat. Nie zabrakło kompozycji znanych, takich jak, okraszone przejmującymi solówkami "Liście" czy, posiadającymi ciekawy tekst "Łez Szatana". Jednakdaniem głównym były tu jednak pieśni z "Momentum": miejscami spokojne i kojące, innym razem potężne i agresywne, zbliżające się do progresywnego metalu. Pokazuje to, że Walfad nie stoi w miejscu; muzycy odważnie mieszają różne stylistyki, nie stawiając żadnych barier gatunkowych, przez co ich granie przypomina mi ikoniczne SBB - każdy numer to niespodzianka, a pojedynczy dźwięk może słuchacza zaskoczyć.
Grupa wystąpiła w Kawałku Podłogi w rozszerzonym, pięcioosobowym składzie - druga gitara sprawiła, że muzyka w wykonaniu na żywo przybrała na sile; stała się zdecydowanie cięższa. Pozwoliła też Wojtkowi bardziej skupić na roli wokalisty - tu spisał się naprawdę dobrze, choć do jego stylu trzeba się przyzwyczaić. Pozostali członkowie grupy nie zawiedli, a przecież nie grają ze sobą długo: przed "Momentum" w składzie nastąpiły poważne przetasowania, i tak, w pewnym momentach chciałoby się, aby instrumenty bardziej się ze sobą zgrały czy były "ciaśniejsze", ale to przyjdzie w sposób naturalny wraz z kolejnymi występami. Tych życzę Walfad jak najwięcej, gdyż jest to zespół wręcz niedorzecznie (biorą pod uwagę wiek) utalentowany.
Setlista:
01. Ośmiornice 02. Brzask 03. Wędrowiec nad morzem mgły 04. Liście/Momentum 05. Łzy Szatana 06. Dum Spiro. Spero 07. Głośniej 08. Oddech dla słów 09. Nasi bogowie. Wasi bogowie
Założony w 1981 roku RSC to zespół obecnie skandalicznie wręcz zapomniany. W latach 80-tych niektóre ich numery mocno zaznaczyły swoją obecność na listach przebojów, nazywani polskim Kansas grali na największych festiwalach (m.in. w Jarocinie) w kraju i wydawać by się mogło, że staną się nad Wisłą wielką muzyczną siłą. Niestety zawirowania w obrębie składu sprawiły, że kapela zawiesiła działalność, by później kilka razy reaktywować się z różnym skutkiem: czasami wspólne granie trwało krócej, innym razem dłużej, czego owocem były kolejne LP, ale jednak takiego statusu jak chociażby Budka Suflera czy Perfect nigdy się nie dorobili. A zasłużyli na niego jak mało kto: charakterystyczne brzmienie, liczne żonglowanie gatunkami nawet w obrębie pojedynczych kompozycji (od rocka progresywnego i bluesa po galopady spod znaku NWOBHM czy heavy/speed) - mało który zespół nawet dziś gra tak jak oni. W 2015 roku nastąpiła kolejna reaktywacja grupy i, co ciekawe, po ponad trzydziestu latach udało się skleić niemal oryginalny skład. Do Koszalina grupa przybyła tylko bez Szczypka na basie (ten występuje na specjalnych koncertach), którego obowiązki w 1994 roku przejął Krzysztof Dziuba i bez Wiktora Kucaja. Wokal, gitara, skrzypce, keyboard - wszystko to jednak dalej "stara gwardia", którą usłyszeć możemy na klasycznych nagraniach.
W Koszalinie zaczęli od jednego ze swoich większych przebojów, a więc "Muzyki semaforów". Niezłe nagłośnienie pozwalało cieszyć się bogatą warstwą instrumentalną (fajny, galopujący bas, klawisze nieco przypominające Lynyrd Skynyrd, charakterystyczny dźwięk elektrycznych skrzypiec), jak również podziwiać na wokalu Zbyszka, którego barwa przetrwała próbę czasu. Nie jest to może mój ulubiony utwór, ale na rozpoczęcie nadawał się idealnie. Po nim dwa numery, po których byłem już "kupiony": "Fabryka snów" ze świetną, dynamiczną grą Balwora i fantastyczne "Na długie pożegnania", z genialną pracą sekcji rytmicznej (zwłaszcza Dziuby!) i rewelacyjnej solówce Wiśniowskiego, który tego wieczoru był w rewelacyjnej formie - więcej takich numerów i to RSC mogłoby być zaliczane do prekursorów polskiego heavy metalu. No ale w granicach jednego gatunku zawsze było im ciasno, czego dowodem kolejne numery: spokojne "Życie to teatr", hard rockowe "Kradniesz mi moją duszę" i połączenie tych dwóch przeciwstawnych biegunów, a więc "W oczekiwaniu na nikogo": przez 80% ballada z pazurem (Wiśniowski niczym David Gilmour wzrusza przepięknym solo), a końcówka z mocnym przytupem. Klasa!
Prawdziwą petardą była jednak "Pralnia mózgów", której śmiało pozazdrościć mogą tacy klasycy cięższego grania jak Turbo, Hammer czy Wolf Spider - a mówimy tutaj o kompozycji z... 1983 roku! Niesamowita energia, świetny riff, świdrująca solówka - zdecydowanie utwór wieczoru! Po takiej dawce mocnych dźwięków kolejna ballada, tym razem z wyraźnym akompaniamentem klawiszy ("Aneks do snu"), po której zaprezentowano galopujące "Z kroniki wypadków", ażeby zbyt sennie się nie zrobiło (brawa dla Spychalskiego za fajne, "kosmiczne" klawisze). Dużym zaskoczeniem i zarazem miłą niespodzianką była następna kompozycja: "Ona liczy cienie". Zespół zajmuje się właśnie miksowaniem i poprawianiem, odnalezionej przez Wiśniowskiego na strychu, taśmy-matki z nie wydanym do tej pory albumem (tym nagranym na przełomie 1987-1988 roku) i w Koszalinie usłyszeć mogliśmy efekt owych prac. Co by nie powiedzieć - jest dobrze: początek spokojny, a później kawałek znacznie przyspiesza i zamienia się w szalony pojedynek na solówki pomiędzy Wiesławem Baworem na skrzypcach a Andrzejem na gitarze. Po nim dwa ostatnie hity: jeden starszy, który doczekał się wyjątkowo kiczowatego teledysku ("Maraton Rockowy"), drugi nowszy, przedstawiający obecne oblicze grupy - "Życie to tylko walc". Zespół nie chciał jednak schodzić ze sceny i jako bis dla niezbyt licznie zgromadzonej publiczności zagrał (a nie musiał!) jeszcze raz "Kradniesz mi moją duszę".
Komu nie chciało się przybyć tego wieczoru do Kawałka Podłogi ma czego żałować, ponieważ RSC pokazało prawdziwą klasę. Muzycy byli w fantastycznej formie (a Wiśniowski po prostu wymiatał, schowany z boku sceny) i w dobrych nastrojach: Działa opowiadał o kulisach powstania każdego numeru (a podczas bardziej żywiołowych kompozycji zdarzało mu się tańczyć), a jego koledzy co chwila śmiali się i żartowali. Dziubie udało się nawet doprowadzić do łez kolegów z grupy, gdy Zbyszek zapowiadał "Maraton Rockowy": śmiejąc się z ówczesnego image'u grupy i ze swojej fryzury z lat 80-tych (obecnie jest łysy), wokalista nie spodziewał się ciętej riposty od swojego starszego kolegi. "Obecnie też masz włosy, ale tylko łonowe" rzucił basista do mikrofonu - frontmana zatkało, publiczność leżała ze śmiechu, Bawor aż się popłakał i nie mógł grać... Można grać ambitniejszą muzykę, nie mając jednocześnie kija w tyłku? Można! Po występie każdy mógł sobie z nimi pogadać, zdobyć podpisy na płytach czy plakatach lub też zrobić pamiątkowe zdjęcie - nikt nie uciekał, wszyscy aż się garnęli do fanów. Wielkie brawa!
Setlista:
01. Intro 02. Muzyka semaforów 03. Fabryka snów 04. Na długie pożegnania 05. Życie to teatr 06. Kradniesz mi moją duszę 07. W oczekiwaniu na nikogo 08. Pralnia mózgów 09. Aneks do snu 10. Z kroniki wypadków 11. Ona liczy cienie 12. Maraton Rockowy 13. Życie to tylko walc --- 14. Kradniesz mi moją duszę
*niepotrzebne skreślić
|