Equilibrium, Heidevolk, Finsterforst Klub Studencki Kwadrat, Kraków - 28.09.2016
Jako że niedawno z wielką przyjemnością recenzowałam najnowszą płytę Equilibrium zatytułowaną "Armageddon", byłam bardzo ucieszona, że trasa koncertowa miała przejechać przez Polskę już w tym miesiącu. Koncert odbył się w Klubie Studenckim Kwadrat przy akademikach Politechniki Krakowskiej. Jest to dość wygodna i przewiewna miejscówka, w której co ciekawe, nie dają pieczątek ani innych znaków rozpoznawczych, jak wejdziesz, to już nie wyjdziesz, żegnaj się z nadzieją. Na koncert złożyły się występy trzech kapel dobrze dobranych pod względem gatunków i energii scenicznej, co jest ważne, bo supporty wzięte z czapki albo wepchnięte na siłę potrafią człowieka wymęczyć i zniechęcić. Wszystkie zespoły korzystały z tej samej scenografii, dwa bezlistne drzewa i siedzące na nich kruki, które zauważyłam dopiero po dłuższej chwili.
Przed występem Finsterforst ustawił się 30-osobowy tłum, w zasadzie obsadzona tylko barierka, kanapy i bar. Rodziło to dylematy typu: skorzystać z komfortu pierwszego rzędu, czy zająć sobie trochę więcej wolnej przestrzeni, bo wtedy jeszcze nie byłam pewna, czy publiczność będzie tańczyć. Koncert rozpoczął się, na scenę wyszli panowie w zwykłych białych koszulach umazanych błotem, krwią i innymi wydalinami; wyglądało to, jakby zrobili sobie małą przerwę w intensywnych walkach z hordami zombie. Jeśli mam być szczera, to dużo ciekawsza stylówa niż na przykład kostiumy wikingów. Zespół zaczął swój występ mocnym uderzeniem, które utrzymywało się do samego końca. (Być może było w tym trochę winy nagłośnienia, bo na pierwszy plan wyraźnie wybijała się perkusja). Finsterforst to grupa, która ma duży dystans do siebie i swojej twórczości, jak folk metal zwykle nawiązuje to tradycji i przeszłych dziejów, tak oni inspirują się współczesnością i popkulturą, wplatają też do swojej muzyki nowoczesne brzmienia. Kontaktowa konferansjerka i duża ruchliwość na scenie - muzycy wraz z instrumentami zatoczyli skoczne kółko - zachęciła publiczność do zabawy; nie był to jeszcze skipping ale już coś więcej niż circle pit. Koncert zaliczam do udanych, a Finsterforst odnotowuję jako zespół warty poznania.
Do czasu występu Heidevolk liczba słuchaczy zwiększyła się do 70 osób (tak, porachowałam). Na scenę wyszli potężni mężczyźni w lekko naćwiekowanych bezrękawnikach z nadrukiem zwierzęcych czaszek i jakoś mi się skojarzyli z Nocną Strażą. Zespół występuje z dwoma wokalistami, jak również basista włącza się we wspólny śpiew. Co ciekawe, nie ma typowego dla duetów podziału na growl i czysty wokal, obaj panowie jadą mocnym, niskim głosem zbliżonym do śpiewu tradycyjnego, co jest bardzo słusznym kierunkiem w folku. Wcale nieczęsto spotykam się z tym, żeby mężczyźni śpiewali białym głosem, więc klimat był niesamowity, przenoszący w czasy dawnych bohaterów, a niskie tony sięgały już częstotliwości, przy których wyczuwało się wibracje. Członkowie zespołu mają dobry kontakt z publicznością, rozwiniętą konferansjerkę - opowiadają o trasie i o tekstach kolejnych utworów. Granie jest ciężkie i melodyjne, więc publiczność po raz kolejny mogła rozpocząć skoczne moshpity i inne dzikie tańce. Heidevolk uznaję za zespół wybitny na żywo, zakochałam się w kawałku "Een Med De Storm".
Na występ gwiazdy wieczoru klub się już wypełnił, ale dalej było wystarczająco luzu, żeby wygospodarować sobie miejsce do tańca. Ponieważ trasa promuje najnowszy album Equilibrium "Armageddon" intro z płyty ("Sehnsucht") otwierało koncert, niestety partii mówionej nie było słychać zbyt wyraźnie. Nałożyły się tutaj dwa zmartwienia: brak klawiszowca w składzie koncertowym wymuszał puszczenie wszystkich elementów symfonicznych z taśmy. Na ostatnich nagraniach studyjnych było tego naprawdę sporo i przy drobnych problemach z nagłośnieniem w klubie całe tło złożone z syntezatorów, dodatkowych instrumentów i tekstów mówionych poległo. Zespołowi nie pozostało nic innego jak spuścić łomot podstawowym zestawem dwóch gitar, basu, perkusji i mocnego wokalu. W takiej konfiguracji lepiej wypadły starsze, bardziej surowe kawałki jak m. in. "Blut Im Auge", natomiast kompletnie zdechł "Born To Be Epic", który zapowiadał się na dobry koncertowy numer, ale przy takim nagłośnieniu ciężko go było nawet rozpoznać. Następnym razem ktoś chyba musi wyjść na scenę i zagrać to solo na piszczałkach. Setlista była długa, sensownie ułożona, z dobrą proporcją utworów starych i nowych, konferansjerka bogata, wydarzyło się też kilka hec, które zmusiły zespół do improwizacji. Ktoś wesoło zawołał, żeby jodłować, na co wokalista uprzejmie przypomniał, że pochodzi z Niemiec wschodnich, przeto z zasady nie jodłuje. Kilka razy perkusista przygrywał a to do zakłóceń w odsłuchu, a to do publiczności, której zachciało się śpiewać chórki po zakończonym utworze. To niezwykle ważne, kiedy zespół reaguje na to co się dzieje w klubie, a nie wciska między utworami wystudiowanych sucharów. A działo się dużo, przez większą część utworów moshpit otoczony circle pitem, tańce solowe i grupowe, przy "Heimat" powstało wielkie koło na środku, doskonała energetyczna zabawa przy naprawdę mocnych brzmieniach płynących ze sceny. Koncert uważam za bardzo udany, dobrze zagrany mimo drobnych problemów technicznych.
Skłaniam się ku ocenie, że Heidevolk wypadł nawet lepiej od Equilibrium, aczkolwiek jestem zadowolona ze wszystkich, nie traktuję tego jako koncertu z dwoma supportami, tylko jak trzy wartościowe występy, taki mini feścik folk metalowy na początek jesieni.
Pora na pozdrowienia, podziękowania i paszkwile. Uszanowanko dla odważnych i skocznych widzów, którzy nie bali się i nie wstydzili wspólnych tańców, szczególnie tych, którzy inicjowali i improwizowali różne zabawy pod sceną.
Brak uszanowanka dla kutafona z plecakiem, który notorycznie uderzał w ludzi, którzy akurat w tym momencie nie byli w moshpicie oraz ciągnął za nogę osobę, która wcale nie prosiła o przerzucenie przez barierkę. Serdeczne podziękowania dla osób, które stały ze mną chwilę na przystanku i zaoferowały mi podwózkę taksówką, bo szybko bym się nie doczekała na autobus. Zaprawdę, wasze dobre uczynki będą wam na wieczność zapisane!
|