(17 października 2004 r.) - Bydgoszcz "Kuźnia" (Vader. Lost Soul, CETI, Crionics)
Taką niedzielą pamięta się do końca życia. Dzień święty - CETI zawitało do Bydgoszczy razem z Vader, Lost Soul i Crionics. Nie będę owijał w bawełnę, pojechałem do Bydgoszczy specjalnie dla CETI, żeby zobaczyć (w końcu) najlepszy Heavy Metalowy zespół w kraju.
Z małą grupką przyjechaliśmy do Bydgoszczy już 4 godziny przed koncertem - tak to my maniacy i łowcy autografów :). Kuźnia - (od zewnątrz) obskurny klub w obskurnym miejscu. Po owocnym czekaniu, zdobyciu autografów (wiadomo kogo) i pstryknięciu zdjęć (wiadomo z kim) wchodzimy do środka. I od razu szok, to nie ta sama Kuźnia co na zewnątrz. Piękne wnętrze - przed wejściem na sale dość obszerny bar z super jaskiniowym klimatem. Usiedliśmy napić się piwa. Tu i ówdzie przemykają muzycy, którzy zaraz dadzą koncerty. Znowu pogadaliśmy z Grzesiem, Marihuaną i Muckiem. Gdzieś około 19 godziny zaczęli wpuszczać na salę, za bramkarza robił Jacek Chiro (Sceptic, Dies Irae), bądź co bądź postawny człowiek. Weszliśmy. Znowu szok. Ogólnie wąsko, ale za to długa przestrzeń, na początku znowu mały barek, jakieś sofy(!), siedzenia, jednym słowem luksus.
Set zaczął zespół Crionics. Z ciekawości, z piwem w ręce podszedłem pod scenę. Oczywiście dało się przecisnąć, bo prawdę mówiąc małe zainteresowanie wzbudził ten zespół. No cóż, typowy Black Metal, makijaże, straszne miny, kolce i inne zabawki. To co zwróciło mą uwagę to... ich buty - skojarzyło mi się z Kiss, długie kanciato-prostokątno-kolczaste buty blaszane. Nagłośnienie Crionics nie było zachwycające. Kto stał po bokach temu wszystko zlewało się w jeden szum, wokal za cicho, ale dało się wytrzymać. Coś słabo nagłośniona była gitara wokalisty, jego solówek prawie w ogóle nie było słychać. Tak samo perkusja nie do końca dobrze nagłośniona, mianowicie talerze - biedny bębniarz robiący dziwne miny w tym śmiesznym makijażu na darmo wysilał się z akcentami na blachach. Cronics grał krótko, niecałe 30 minut. Zagrali kawałki z debiutu plus nowe z nowej płyty, a na dokładkę zarzucili cover Emperora. Oświetlenie - całkiem wporządku :). Publika - nie bardzo, kilka osób bawiło się machając włosami. Tak więc całkiem obiektywnie: Crionics 5,5/10
Przerwa między Crionics a następnym zespołem przeszła bardzo sprawnie. Technicy się bardzo postarali. No i wreszcie... CETI! Zgasły światła, słychać intro z albumu "Shadow of the angel". Widać już poruszenie pod sceną. Podniesione ręce fanów, i okrzyki: "Ceti, Ceti...". Wychodzą. Marihuana lekko z boku przy swoich instrumentach, Mucek pędzi już za swoje bębenki, dwóch Bartków chwyta gitary, na końcu pojawia się Grzesiu Kupczyk w swoich tradycyjnych skórzanych spodniach i białych adidaskach. Krótkie przywitanie z publicznością i zaczynają! Na początek kawałek "Treason", coś niesamowitego - kilkadziesiąt gardeł odśpiewuje z Kupczykiem refren. Zaraz potem (o ile się nie mylę) "The Choice" i zaczyna się małe pogo pod sceną. Cały zespół świetnie sobie radzi. Kupczyk jako rasowy frontman nawiązuje szybko kontakt z bydgoską publicznością. I tu trzeba pochwalić naszych za ciepłe przyjęcie CETI i świetną zabawę. Nadchodzi czas na starego killera: Grzesiu zapowiada ku uciesze publiki "Burning Fantasy" z płyty "Lamiastrata". I znowu cała Kuźnia śpiewa refren razem z wokalistą, a mnie, unoszonego tą piękną muzyką, nie pozostało nic innego tylko dołączyć do szaleńczego trzepania czupryną. Cały koncert ogólnie bazował na numerach z nowej płyty. Wielki szał spowodowała "Pieśń Pustyni" ("Song of the desert") już przy samej jej zapowiedzi. Nie ma co ukrywać, to chyba najlepszy kawałek na nowej płycie! A Marysia pokazała na co ją stać. Cała sala poruszała się w rytm piosenki - to trzeba było zobaczyć! To jest to, co klasyczny Heavy Metal wzbudza w ludziach - zabawa i podnieta. Na koniec zagrali numer tytułowy "Shadow Of The Angel (Life And The Throne)". I to jest znaczący znak, że polska publika naprawdę czuje tą muzykę - świetne dialogi z Kupczykiem w refrenie, odśpiewywanie refrenu bez pomocy ze strony zespołu - miodzio. Ale czy to już koniec? No nie ma mowy! Chociaż Grzesiu pożegnał już fanów i zapowiedział rychły powrót do Bydgoszczy. Oczywiście oklaskom i okrzykom nie było końca, tak więc co mieli zrobić... wyszli i zagrali "Sztuczne Oddychanie" w całości zaśpiewane z publicznością. No i to już naprawdę koniec. Teraz sprawy techniczne: nagłośnienie całkiem zjadliwe (nawet perkusja dobrze brzmiała - sam Mucek się postarał). Tym razem nie wiem jak było słychać po bokach, chociaż możliwe że tak samo jak przy Crionics. Oświetlenie: bez zmian, znowu dobre. O umiejętnościach muzyków nie trzeba dużo nawijać, każdy wie, że Kupczyk, Marihuana i Mucek to jedni z najlepszych muzyków w kraju, a basista Bartek Urbaniak zdążył już przekonać do siebie fanów CETI przez te prawie 10 lat. Nowy nabytek Bartek Sadura sprawował się bardzo dobrze i godnie wtórował swoim starszym kolegom. Sumując: CETI wyszło, pokazało jak zagrać dobry koncert i chwała im za to. 9/10 (niestety ten jeden punkcik odejmuje za czas trwania koncertu:( ).
Teraz pod scenę zaczynają napływać fani okrucieństwa, sieczki, krwi i bigosu. Oto za chwilę ma się pojawić na scenie nadzieja polskiego Death Metalu zespół Lost Soul. Mając obawy, że zostanę zgnieciony przez rządnych krwi maniaków, usiadłem sobie na schodkach przy scenie, obok miłej pani (w tym momencie ślę pozdrowienia dla Gosi i Darka). I znowu przerwa między poprzednim koncertem a koncertem Lost Soul nie trwała długo (sam Mucek robił za technika i pomagał przy sprzęcie). Zespół zaprezentował pozycje z poprzedniej płyty wzbogacając set o kawałki z nowego krążka. Na koniec cover Morbid Angel - "Rapture", publika wpadła w jakiś obłęd, dostałem parę razy z buta chociaż siedziałem na schodkach. Nie znam się na tej muzyce, wiec nie będę się dużo rozpisywał na ten temat. A sami muzycy, gdyby nie kolczaste buty i groźne miny to całkiem wporządku kolesie ;). Tak więc znowu podsumowuje: nagłośnienie jakby słabsze (?!) niż przy CETI, oświetlenie jak przez wszystkie koncerty bardzo dobre. Ogólne wrażenie: 6,5/10
Na koniec gwiazda niedzielnego wieczoru, starzy Death Metalowi wyjadacze, bardziej znani za granicą niż w Polsce, przyjemni panowie - Vader. Tym razem przerwa była nieco dłuższa. Technicy musieli znieść ze sceny perkusję, której używały poprzednie zespoły i zmontowali na jej miejscu nową, wielką, piękna i powabną perkusję. Ludzie się już niecierpliwili i zaczęli po kolei wywoływać poszczególnych członków zespołu. Śmiesznie to brzmiało. Przyznam się, że z niecierpliwością czekałem kiedy się zacznie, tyle się słyszało o wyśmienitej formie Vader na koncertach, chciałem to zobaczyć. Ochroniarz kazał mi tym razem wstać ze schodków no i niestety musiałem stać, co chwile gnieciony przez napór z tyłu... długo tak nie wytrzymałem.
Zapadła ciemność, okrzyki fanów, to oznaki tego, że zaraz się zacznie, jak to mówią wtajemniczeni - rzeź i czas zagłady. Już nie kojarzę zbytnio wszystkich kawałków Vader (chociaż kiedyś trochę słuchałem tego zespołu). No i zaczęli. Miało być to promowanie nowej płyty "The Beast", a ja przyznam się szczerze nie uchwyciłem ani jednego kawałka z nowego krążka. Za to Vader zagrał koncert złożony ze starych, już sprawdzonych piosenek. Mieliśmy prehistoryczny "Dark age", tak samo stary "The Crucified ones", i dalej chronologicznie lecąc (od starszych do nowszych kawałków): "Silent empire", "Reborn in flames", "Black to the blind", "Kingdom" (ten kawałek chyba im wyszedł najlepiej), "Reign forever world", "Wings", "Xeper", "Cold demons", "Epitaph", "The Nomad". Przy każdym kawałku, przy dosłownie każdej nucie publika wrzała i kipiała. Ja po pierwszym utworze opuściłem moje miejsce. Cały pognieciony usunąłem się trochę w tył i ustałem sobie lekko z boku, tak, że scenę i tak widziałem (jedynie Mauser mi się chował :) ). Koncert, trzeba przyznać bez bicia, na bardzo wysokim poziomie. Nie zapominajmy, Vader to ścisła czołówka światowego Metalu. Jedynie, do czego można się przyczepić to... brak "Carnala". Jak później dowiedziałem się od Novego, zespół miał małe kłopoty pod koniec koncertu i trochę go skrócili, właśnie o "Carnala", no i oczywiście nie zagrali bisów; na próżno publika skandowała tytuł wspomnianej piosenki. Teraz podsumowanie: nagłośnienie - jak dla mnie bez zarzutów, selektywnie, z czuciem, wszystko było słychać; światła - nie kłamali chłopaki na swojej stronie internetowej, że zabiorą ze sobą super oświetlenie, o czym mogliśmy się przekonać także na 3 poprzednich koncertach. Umiejętności i techniki muzyków nie będę podważał, bo po prostu się nie da. Nawet nowy nabytek w postaci perkusisty nie odstawał od reszty, po prostu karabin maszynowy ma w nogach ten chłopak! No i cóż, zbliżała się godzina 23 i koniec zabawy. Na ostatek pozostała jeszcze cola i pogawędka z Novym (to chyba najbardziej otwarty muzyk z całej tej Death Metalowej rodziny). Ocena znowu obiektywnie: 7,5/10
Mówiono o Lost Soul i Vader: "czy uczeń przewyższy mistrza?" Po koncercie mogę śmiało odpowiedzieć na to pytanie: no pewnie, że nie przewyższył! Wszystkie argumenty "lepszości" są za Vaderem. A jeśli chodzi o najlepszych tego niedzielnego wieczoru: to w porozumieniu z osobami, z którymi byłem na koncercie, znowu obiektywnie wygrywa CETI. Peter starał się dorównać Kupczykowi w dialogach z publiką, jednak tak się nie stało, Kupczyk wygrywa i to na całym froncie. Także klimat pod sceną się liczy i bez dwóch zdań w tym wypadku CETI także wygrywa! Dzięki za wspaniały koncert!
|