Thermit, Steel Drunk, Frenatron Koszalin, Kawałek Podłogi - 08.04.2016 r.
Pierwszy raz poznański Thermit zobaczyłem na przeglądzie młodych kapel podczas Festiwalu Rockowego Generacja. Mimo iż wówczas zwycięstwo nie należało do nich, to zrobili na fanach mocniejszych dźwięków piorunujące wrażenie, a ci odwdzięczyli się przyznając zespołowi nagrodę publiczności. Trochę czasu od tego momentu minęło ale przez ten czas Poznaniacy nie próżnowali: właśnie wydali swoją pierwszą płytę długogrającą, a w celu jej promocji wyruszyli w trasę koncertową po Polsce. W Koszalinie bilet wstępu (czy też w tym przypadku: pieczątka) kosztował 20 złotych, a oprócz gwiazdy wieczoru swoją twórczość mogły zaprezentować dwie mniej doświadczone młode kapele: Frenatron i Steel Drunk. Mimo iż żaden zespół (jeszcze) nie należy do czołówki metalowego grania w Polsce, frekwencja w klubie była zadowalająca - byłem już na koncercie bardziej doświadczonych muzyków, którzy musieli grać dla dużo mniejszej liczby fanów.
Muzyczny wieczór (ze sporym opóźnieniem, trzeba dodać) rozpoczął szczeciński Frenatron. Chłopaki dostali około 30 minut czasu antenowego i w trakcie koncertu zaprezentowali nie tylko własne, autorskie kompozycje ale również covery w postaci "Black Magic" Slayera czy "Black Metal" Venom. Jaką muzykę gra zespół? Sami określają ją jako "old-school thrash metal" i trudno o bardziej trafne określenie, gdyż usłyszeliśmy szybki, prosty i dziki thrash przypominający wczesne dokonania Kreator, Sodom czy "wpisz dowolną kapelę z początków lat 80-tych". Oryginalności żadnej, niektóre riffy jakby skradzione Jeff'owi Hannemanowi, no ale nie każdy musi od razu być innowatorem - słuchało się tego dobrze a gitarzysta w trakcie solówek dawał czadu. Trochę do tej wściekłej setlisty nie pasował mi przypominający kolaborację Anthrax z Public Enemy "Hip-Hopper", no ale cóż... Generalnie było jak najbardziej OK i taki powrót do przeszłości metalu stworzył fajny, niemal undergroundowy klimat. Chłopaki powinni podziękować też będącemu wśród publiczności Sławkowi Tomkiewiczowi (ex-Betrayer), którego uwagi (i podpowiedzi) odnośnie ustawień znacznie poprawiły brzmienie kapeli (a konsekwencji: odbiór jej muzyki).
Po małej przerwie technicznej na scenie zameldował się Steel Drunk z Bydgoszczy, grający według zapowiedzi hard rocka. Choć nie brakowało niezłych riffów, to muzyka bardziej przypominała mi dokonania Pantery niż, no nie wiem, TSA czy Deep Purple. Być może to przez gitarzystę wyglądającego jak młodsza wersja Dimebaga czy wiązankę przebojów ekipy z Arlington, a może rzeczywiście więcej tu groove metalu niż tradycyjnego grania. Ja wolę to drugie, więc nieco się podczas występu nudziłem. Nie żeby muzycy się nie starali: były zamiany instrumentów czy solówki wśród publiczności, no ale muzyka mnie niestety nie ruszyła. Oprócz stylu, przeszkadzał mi również bardzo nieczysty wokal o charakterystycznym nosowym brzmieniu, przypominającym Dave'a Mustaine'a z Megadeth. Może należałoby poszukać kogoś specjalnie na mikrofon? Występ trwał około 45 minut, podczas którego usłyszeliśmy kawałki z debiutanckiej EP-ki m.in. "Zew krwii" czy "Vendetta" oraz covery (wspomniana wcześniej Pantera jak również Motorhead). Jest tutaj sporo elementów, które należałoby poprawić, no ale to początek muzycznej drogi - nawet najwięksi jakoś kiedyś zaczynali.
Na koniec zespół dla którego przybyłem do Kawałki Podłogi, a więc Thermit, promujący wydany właśnie debiutancki album zatytułowany "Saints". Lipy nie było - poznaniacy zaserwowali mi dokładnie to, po co przybyłem, a więc dynamiczną i wybuchową mieszankę speed, thrash i heavy metalu, wzbogaconą o świetny wokal Trzeszcza, który wyrasta na konkurencję Grzegorza Kupczyka czy Tomka Struszczyka jeśli chodzi o polskie głosy. Liczne zmiany tempa, świetne solówki, mięsiste riffy atakujące bębenki uszne, wokal sięgający górnych warstw stratosfery - warto było być tego wieczoru w klubie. Kapela była w znakomitej formie, prezentowała się bardzo profesjonalnie a Trzeszcz utrzymywał kontakt z publicznością w sposób bardzo naturalny. Na setlistę składały się oczywiście głównie numery z debiutu (m.in. "Zombie Lover", "Mr. Two-Face", "Saints") ale nie zabrakło też kawałków z wcześniejszych wydawnictw (przebojowy "Night Driver") oraz coveru... Bonnie Tyler ("Holding Out For A Hero"). Zaskoczyło mnie jak fajnie ta piosenka brzmi w metalowej wersji, choć i tak preferuję oryginał (który miałem okazję usłyszeć na żywo kilka lat temu). Cały występ trwał około 70 minut i przez ten czas Thermit nie zwolnił nawet na moment. Jeśli zastanawiacie się, co mogłoby wyjść z trójkąta Iron Maiden, Agent Steel i Judas Priest - koniecznie sprawdźcie ich muzykę: to kawał porządnego grania i nic tylko ładnie chłopaków zapakować i wysłać w świat. Jeśli odbywająca się właśnie trasa zahacza o Twoje miasto - koniecznie idź. Warto bowiem wesprzeć tak obiecujący zespół.
|