Kortowiada 2002


Kortowiada 2002
Kult, Hunter, Kuśka Brothers, Bang, Kod, Epiampha, Reptile
Olsztyn "Kortowo" - 11.05.2002 r.

Na Kortowiadę pojechaliśmy tylko i wyłącznie aby zobaczyć zespół HUNTER, osobiście byłem na koncercie tej grupy już kilkanaście razy, ale że Olsztyn od Szczytna dzieli tylko 45 km, do tego było kilka dni wolnego, więc postanowiliśmy wybrać się na tę ciekawie zapowiadającą się imprezę. Ale po kolei.

Od samego rana rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu, przechodząc się po Szczytnie spotkaliśmy się z basistą Huntera Saimona, który poinformował nas, że "Myśliwy" będzie grał dopiero po 21 jako przedostatni zespół. Mając spory zapas czasu, rozeszliśmy się do domów, aby przygotować się do wyjazdu (w międzyczasie były jeszcze problemy z podbiciem legitymacji szkolnej.

O 16 znaleźliśmy się na dworcu, piętnaście minut później podjechał nasz autobus, tyle, że był tak zatłoczony, że nie było możliwości abyśmy wszyscy się do niego załadowali, poczekaliśmy więc na kolejny, którym bez większych problemów dojechaliśmy do Olsztyna. Tam ku naszemu zadowoleniu... zaczął padać deszcz. Zapakowaliśmy się do miejskiego autobusu, dodam, że przejażdżki tym pojazdem nie zapomnę do końca życia, zapełniony w 200 % autobus mało co nie rozkraczył się na drodze, do tego na każdym przystanku ponad 100 osób chętnych do dojechania na Kortowo (miasteczko studenckie - przyp. aut.). Kilku podchmielonych kolesi robiło takie jaja, że ze łzami w oczach wyszliśmy wreszcie po 40 minutach z autobusu (dodam, że normalnie pojazd ten pokonuje tę trasę w ok. 15 min.). Ruszyliśmy czym prędzej na teren koncertu. Po kilku minutach marszu otrzymałem propozycje matrymonialną od dwóch niewiast, ale z braku czasu musiałem odmówić :( Wreszcie jesteśmy przed sceną, pierwsze przywitania ze znajomymi, potem wypatrywanie Pawła Grzegorczyka (wokalista i gitarzysta Hunter - przyp. aut.), po kilku chwilach rozmowy zabiegany Dracula wraca za scenę.

Na scenie zespół "Reptile" (chyba tak to się pisze), który serwuje nam sporą dawkę muzyki hardcorowej połączonej z thrashowymi riffami przypominającymi Panterę, chłopaki zaprezentowali się całkiem nieźle, potem kilka kapel, które nie interesowały nas zupełnie (jak wyżej wspomniałem pojechaliśmy tylko na Huntera), chociaż można było się trochę pośmiać, m.in. basista grupy KOD obnażył się do "rosołu" i w takim przewiewnym ubraniu wygrywał swoje partie (trzeba przyznać, że było trochę gorąco), usłyszeliśmy nawet black metalową wersję znanego hitu TIK TAK. Nie zabrakło utworu o Darku Szpakowskim... "najlepszym komentatorze Polski" jak twierdzi grupa Kuśka Brothers. Ale nadszedł czas na grupę na którą czekaliśmy...

HUNTER, na scenie ciemno, tylko 4 wielkie reflektory oświetlają publiczność (dosyć sporą, bo ponad 20-30 tysięczną) muzycy w ciemnościach wygrywają pierwsze spokojne dźwięki "Żniwiarzy umysłów", potem ostre wejście gitar, światła oświetlają scenę i rozpoczyna się jazda, jedyny metalowy zespół z prawdziwego zdarzenia na koncercie w Kortowie rozpoczął swój set. Widać, że olsztyńska publika lubi metalowe dźwięki bo pod sceną trochę się zakotłowało, od razu z ciemności wyłoniła się metalowa brać odziana w koszulki Iron Maiden, Slayer, Metallica, Manowar, Children Of Bodom no i oczywiście Hunter. Kolejny utwór "Gorzałyk" i widać, że grupa ma ochotę na granie, Saimon i Dracula robią moshning na dwa łby, Pit biega po scenie ze swoją gitarą jak oszalały. Kolejny utwór, który nie jest jeszcze zatytułowany, grupa schodzi ze sceny do publiczności, na scenie pozostają tylko bębniarze, grający na bongosach, którzy moim zdaniem nie powinni grać z Hunterem we wszystkich utworach, sugeruję wykorzystanie ich tylko do jednego nowego utworu, którego tytułu niestety nie znam z takiej przyczyny, że kawałek ten jeszcze tytułu nie ma. Kończą grać 4 kawałek, czyli sztandarowy "Freedom" i cała grupa oświadcza, że to już koniec, co? przecież mieli grać godzinę, czyżby organizatorzy znowu "wydymali" Huntera, bardzo możliwe, w końcu to nie pierwszy raz. Nie, grupa wraca, zaczyna od "Siedem" (ponoć tak będzie się nazywała nowa płyta Huntera, która podobno już za miesiąc, góra dwa) następnie zespół odgrywa swój hit "Kiedy umieram" i musi zniknąć ze sceny. Ja się tylko pytam po jaką cholerę zapraszać Huntera, żeby chłopaki zagrali 6 kawałków, czy organizatorzy zdawali sobie sprawę, że wiele osób przyjechało tylko na nich. To trochę nas wkur... wkurzyło. Ale nic, trzeba żyć dalej.

Potem zagrała gwiazda koncertu czyli zespół Kult, który męczył się na scenie ponad 2,5 godziny. Przyznam się, że takiej muzyki nie trawię, ale przynajmniej miłośnicy Kazika mogli posłuchać jak śpiewa normalnie, przypominam sobie jak w zeszłe wakacje Kult grał w Szczytnie i pan Staszewski był taki "napruty", że wybąkiwał tylko co drugie słowo. Koncert się zakończył i w średnich nastrojach wróciliśmy do domów rannym pociągiem, mam nadzieję, że organizatorzy kolejnych koncertów nie będą traktować zespołów metalowych po macoszemu i pozwolą im zagrać pełny set przewidziany na dany koncert.



Autor: Krzysiek

Data dodania: 18.05.2002 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!