The Vintage Caravan - Kraków




The Vintage Caravan, Dead Lord
Kraków, Zaścianek - 05.03.2016 r.


Młode zespoły grające oldschoolowy hard rock cieszą się niesłabnącą popularnością, o czym można było przekonać się w sobotni wieczór w krakowskim klubie Zaścianek. Tego dnia wpadły do nas z wizytą trzy kapele hołdujące starym brzmieniom: The Vintage Caravan z Islandii, Dead Lord ze Szwecji i Tiebreaker z Norwegii. Ostatni z wymienionych był ogłoszony na ostatnią chwilę, parę dni przed wydarzeniem i na niego niestety nie udało mi się dotrzeć, a szkoda, bo słyszałam same dobre opinie na ich temat.

Szwedzi z Dead Lord na każdym kroku są porównywani do Thin Lizzy i cóż, trudno się z tym nie zgodzić, jednak na przestrzeni zaledwie czterech lat istnienia zdążyli już sobie wyrobić własny styl i widać, że grają po prostu to, co kochają. Liderem zespołu jest charyzmatyczny gitarzysta/wokalista Hakim Krim, a towarzyszą mu Martin Nordin na basie, Adam Lindmark na perkusji i Olle Hedenström na gitarze. Chłopaki stawili się na scenie z lekką obsuwą czasową i od razu cały klub przepełniły żywiołowe dźwięki ich muzyki. Zaczęli od przebojowego "Because Of Spite". Krim szalał na scenie, mimikę miał niczym Bobby Liebling z Pentagram, czyli ustawiczne wytrzeszczanie oczu, ale u niego jeszcze przeplatane szczerym szerokim uśmiechem na twarzy. Pomiędzy numerami różne gadki na luzie w stylu chwalenia naszego pięknego miasta, czy zapowiadania kolejnych kawałków. Krim parokrotnie zwracał naszą uwagę na gitarzystę Ollego i nie bez powodu, bo ten pięknie cisnął na wiośle.

Duża część publiki przyszła specjalnie na koncert Dead Lord, a na The Vintage Caravan "przy okazji", co było widać w trakcie gigu, gdy ludzie pod sceną wykrzykiwali tytuły utworów, które chcieliby słyszeć (choć na Caravan gorzej pod tym względem nie było). Najbardziej oczekiwanym punktem setlisty było "Onkalo" - świetny numer brzmiący totalnie seventiesowo. Oczywiście się go doczekaliśmy i bez niego nie mogłoby się obyć, bo na żywo brzmi jeszcze lepiej, niż na nagraniu. Zaraz po tym mocny cios w formie "Hammer To The Heart" i "When History Repeats Itself". Na koniec polecieli z "Ruins" i trzeba było się pożegnać, bo zbliżał się czas The Vintage Caravan. Gig dosyć krótki, ale za to jaki treściwy! Na pamiątkę dostałam kostkę, a po koncercie wpinkę do kompletu - miło! Rewelacyjny koncert, panowie na żywo wymiatają, oryginalny wokal Hakima wspierany chórkami Martina i Ollego robi na żywo spore wrażenie - totalny oldschool. Zespół zdecydowanie wybił się na prowadzenie w moim rankingu "młodych-starych" kapel , a kto nie zna, ten zdecydowanie powinien nadrobić zaległości.

Setlista:

1. Because Of Spite
2. Don't Give A Damn
3. Strained Fools
4. No Regrets
5. Hank
6. Onkalo
7. Hammer To The Heart
8. When History Repeats Itself
9. Ruins


Chwila przerwy na zmianę sprzętu i już na scenę wchodzi The Vintage Caravan - młode trio idealnie oddające w swej muzyce ducha lat siedemdziesiątych w składzie Óskar Logi (gitara, wokal), Alexander Örn (gitara basowa, wokal) i Stefán Ari (perkusja). Wpadli z wizytą do Polski po raz drugi - zaledwie pięć miesięcy temu supportowali Europe w Warszawie. Setlistę zaczęli od "Babylon", który jest chyba najbardziej wpadającym w ucho utworem z ich repertuaru, także lepszego nie mogli wybrać na start. Już od tego pierwszego kawałka spotkali się z żywym przyjęciem krakowskiej publiki i nie pozostawali jej dłużni, grając swoje największe hiciory. Mimo, że zespół młody i wydawać by się mogło, że mało znany w naszym kraju, to jednak ludzie pod barierkami wraz z nimi jechali refreny, rozpoznawali poszczególne numery i "wybierali" sobie kolejne. Na deskach Zaścianku cały czas dużo się działo, mimo, że w zespole jest ich tylko trójka, to energii było więcej, niż na niejednym koncercie, gdzie cała scena zapchana jest muzykami. Operator świateł też się popisał, nie było bezładnego świecenia, tylko w bardziej psychodelicznych, zwolnionych momentach lampy lekko przygasały, na żywszych z kolei "dawały po oczach", ale nie przesadnie.

Z perkusisty Stefána jest niezły gentleman, w czasie gigu jakiś pijany starszy koleś się do mnie przyczepił, a ten między utworami wstaje zza perkusji i mówi mu, że ma mi dać spokój, co na szczęście poskutkowało - klasa! Jak chodzi o dobór kawałków, to dla mnie najlepszy ich zlepek był na sam koniec, gdy zagrali "Last Day Of Light", "Expand Your Mind" i "Midnight Meditation" (to już na bis). W "Last Day Of Light" publika podłapując rytm wybijała go pięściami w powietrzu, co oczywiście bardzo spodobało się chłopakom na scenie. No i sam numer jest naprawdę mocarny, z odpowiednią dawką psychodeli i chwytliwym refrenem. Z kolei "Expand Your Mind" zabrzmiało totalnie stonerowo, z głównym riffem, który raz usłyszany nie może wyjść z głowy, a tekst jest idealny do śpiewów wraz z zespołem. Wszystko to zleciało w mgnieniu oka, ale na deser został jeszcze bis w postaci "Midnight Meditation", który zaczął się po krótkiej przerwie, w czasie której Óskar zdążył już pozbyć się strun z gitary, ale po chwili byli gotowi do grania. Mega żywioł na sam koniec, zostawiający lekki niedosyt, bo chciało by się posłuchać jeszcze więcej, ale czas dobiegł końca. The Vintage Caravan ładnie się pożegnali i uprzedzili, żeby jeszcze nie uciekać z klubu, bo będzie można kupić merch i zgarnąć autografy.

Setlista:

01. Babylon
02. Craving
03. Shaken Beliefs
04. Let Me Be
05. Innerverse
06. Crazy Horses
07. Monolith
08. Cocaine Sally
09. Carousel
10. Last Day Of Light
11. Expand Your Mind
---
12. Midnight Meditation


Jak powiedzieli, tak też się stało, praktycznie zaraz po zakończeniu można było spotkać trzy zespoły przy barze, także wszyscy ich oblegli chwaląc wyczyny na scenie, stawiając whisky i zgarniając podpisy na winylach. A że muzycy byli bardzo towarzyscy, to i na tym się nie skończyło, tylko trzeba było zostać na dłuższe pokoncertowe afterparty. I to jest właśnie urok takich mniejszych gigów, na których grają fajne młode składy - można się dobrze zapoznać i poimprezować z kapelami, na co w przypadku większych zespołów zwykle nie ma szans (choć nie jest to regułą).

‎Jak dla mnie oba zespoły naprawdę świetnie wypadają na scenie, te utwory są stworzone do grania na żywo, słuchając ich w domowym zaciszu nie ma takiego kopa. Dopiero na koncercie zamieniają się w prawdziwe killery, no i ekspresja muzyków robi swoje. Do tego dochodzi rewelacyjny, kameralny klimat całej imprezy. Widać, że ludziom podoba się takie granie - może i Zaścianek nie jest dużym miejscem, ale zeszło się sporo maniaków oldschoolowego hard rocka i nikt nie wychodził z klubu niezadowolony. Takie koncerty pokazują, że młode zespoły mają wielki potencjał i ja na pewno przy kolejnej okazji będę obecna, a i z chęcią zobaczę więcej składów w tym klimacie. Super, że wśród obecnej mody na retro granie, gdy powstaje gąszcz bandów tego rodzaju, można trafić na takie perełki jak Dead Lord i The Vintage Caravan. Najlepszym dowodem na to, jak mi się wkręciła ich muza i jak dobre koncerty zagrali jest fakt, że od niedzieli nałogowo słucham ich obydwu naprzemiennie bez przerwy.




Autor: Anna Jaglarz

Data dodania: 07.03.2016 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!