U.D.O. - Warszawa


(30 marca 2004 r.) - Warszawa "Proxima"
(U.D.O., Majesty)



Już sam fakt koncertu tak legendarnego wokalisty elektryzował. Nie często zdarza się przecież by do Polski przyjeżdżał ktoś na miarę Udo Dirkschneidera, wokalisty legendarnego Accept. Koncert odbył się z okazji promocji nowego albumu U.D.O. zatytułowanego "Thunderball" o którym w recenzjach już niedługo. Pierwotnie Udo i spółka mieli zagrać w krakowskim "Klubie 38", koniec końców organizator przeniósł występ do warszawskiej "Proximy". Tam też miało odbyć się święto wszystkich fanów klasycznego heavy metalu.

30 marca stawiliśmy się pod "Proximą" w godzinach popołudniowych. Od razu udaliśmy się na "tyły" klubu gdzie zaparkowany autokar zespołu ukrywał gwiazdy wieczoru, nie każdemu dane było zamienić słówko z bohaterem metalowej sceny. Ja miałem to szczęście i spotkanie z Dirkschneiderem na pewno długo będę pamiętał. Niski, przemiły facet, u którego nie czuć gwiazdorstwa chętnie opowiedział o poprzednich koncertach, pstryknął sobie pamiątkową fotkę i udał się do hotelu odpocząć przed koncertem. Fitty Wienhold, basista kapeli ze swoim obowiązkowym kapeluszem na pamiątkę podarował nam flyera informującego o nowej płycie. Z Igor'em Gianola zbyt wiele nie pogadaliśmy, nie wiem czy był zmęczony czy po prostu angielski nie jest jego mocną stroną. Ważne, że na koncercie odwdzięczył się pamiątkowymi kostkami :) Nie udało się spotkać Lorenzo Milani'ego i Stefan'a Kaufmann'a. Gdzie się podziewali nie mam zielonego pojęcia.

Jak widać oczekiwanie na koncert upłynęło w miłej atmosferze. Potem spotkanie ze znajomymi (Stratovaria, Gumbyy, Lakim - pozdrowienia!) i częstsze spoglądanie na zegarek. Wreszcie po długim oczekiwaniu odbieramy swoje akredytacje i teraz już tylko oczekiwanie na support, czyli niemiecki zespół Majesty.

Dla wielu Majesty to uosobienie kiczu i jak usłyszałem "wiejskiego heavy metalu". Co by tutaj jednak nie gadać, wiele numerów Niemcy mają świetnych a na koncercie wypadają jeszcze lepiej. Ja szczerze mówiąc Majesty lubię i nie ukrywam, że koncertu oczekiwałem dość niecierpliwie. Publika spragniona metalowych hymnów odwdzięczyła się zespołowi bardzo pozytywną reakcją, tego się nie spodziewałem, choć z drugiej strony wiadomo, że Polska publika to jest to! Co ciekawe, na próbach od przechodzących, widać niezorientowanych studentów (?) słyszałem "O ku**a, co to Manowar?". Wracając do koncertu. Polska publika spragniona Manowar świetnie bawiła się przy jego niemieckiemu odpowiednikowi. Takie numery jak "Into The Stadiums", "Keep It True" czy "Heavy Metal Battlecry" potrafiły naprawdę rozgrzać wszystkich zebranych. Ludzie bawili się świetnie, a co mnie osobiście bardzo zaskoczyło, większość znała teksty utworów. Widać było po muzykach, że takiego przyjęcia się nie spodziewali. Zagrali w Polsce naprawdę dobry, żywiołowy koncert z którego mogą być naprawdę dumni. Jestem pewien, że wiele osób bo występie gorączkowo szukało płyt tego zespołu. Krótko mówiąc, polska publika po raz kolejny spisała się na medal i obawy o złe przyjęcie można było wyrzucić z pamięci. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.

Na ten moment czekało wielu fanów klasycznego heavy metalu. Na scenie ciemność, gorączkowa atmosfera, kłęby dymu i wreszcie pojawiają się muzycy U.D.O. Udo w swojej charakterystycznej "panterce", Fitty w kapeluszu, Igor odziany w skóry, drobniutki Lorenzo schowany za swoją perkusją i Stefan, drugi obok Udo członek Accept. Bez zbędnych ceregieli muzycy zaczynają tytułowym numerem z ostatniej płyty czyli "Thunderball". Potem kolejny nowy kawałek, "The Bullet And The Bomb". Publika już wie, że ten wieczór długo będzie pamiętać. Fani ruszają do zabawy a ja do roboty czyli robić zdjęcia. Może gdybym wiedział co będzie po nowych kompozycjach zostałbym przed sceną.

Udo wita się z publicznością i... "Metal Heart". Trzeci numer a pod sceną już masakra. Wszyscy drą niemiłosiernie każdą linijkę tekstu, chyba nie muszę pisać co działo się przy refrenie. Prawdę mówiąc tak już pozostało już do końca koncertu. Czy to numer z solowej kariery Udo czy żelazny klasyk Accept publika naprawdę żywo reaguje.

Z pełnym aparatem fotek udaje się pod scenę. Nie można przecież stać obok gdy ze sceny sypią się takie songi jak "Independance Day", "Man And Machine", "Metal Eater", "Living For Tonite" czy "Restless And Wild" lub "Son Of A Bitch". Setlistę Udo dobrał wspaniałą, oczywiście każdy ma swoje ulubione pozycje ale ogólnie było świetnie. Wspomnieć należy jeszcze iż oprócz dwóch pierwszych z nowego albumu usłyszeliśmy jeszcze balladę "Blind Eyes" (świetny numer) i koncertowego killera w postaci "Pull The Trigger". Większość nie znała jeszcze płyty a już po pierwszym refrenie darła tekst razem z Udo. Ten jak zwykle dał pośpiewać publice, widać, że zarówno on jak i Stefan mają tą muzykę głęboko w sercu, na scenie bawiąc się nie gorzej od zebranych pod nią fanów. Kto był ten wie o czym piszę. Bardzo ładnie wyglądało "wspólne śpiewanie" obu panów prawda? :) Reszta kapeli nie pozostawała w tyle. Fitty "zaliczał" każdy refren w chórkach, co i raz puszczając "oko" do fanów. Igor zaprezentował publiczności... erotyczny taniec z gitarą bo chyba inaczej nazwać próby kopulacji ze swoim instrumentem nie można ;) Tak na marginesie, Gianola wycina ze swojej gitary naprawdę cholernie dobre rzeczy, wszystkie sola, wszystkie riffy, zarówno z okresu U.D.O. jak i Accept odgrywa bezbłędnie nie zapominając o tym iż jest na scenie i trzeba czasami zrobić mały show. To właśnie on wydał mi się najbardziej zadowolony z koncertu, widać było że dumny jest także z osób przybyłych na koncert. To dzięki im, muzykom i nam, fanom udało się stworzyć naprawdę świetny koncert. Dałem z siebie wszystko, reszta najwidoczniej też gdyż muzycy schodzili naprawdę zadowoleni. Wspomniane już kostki gitarzystów, które dostałem po zakończeniu na pewno przypominać będą ten bardzo udany wieczór.

Wracając do koncertu na koniec usłyszeliśmy żelazne klasyki Accept. "Princess Of The Dawn" czy "Fast As A Shark" śpiewane przez ten zachrypnięty głos. Ach mówię Wam, niezapomniane przeżycie. Duch Accept unosił się tamtego dnia nad "Proximą" praktycznie w każdym kawałku. Nie można pominąć także niesamowitego wprost sola na perkusji w wykonaniu Lorenzo. Takiego czegoś na żywo jeszcze nie widziałem, większość zebranych po prostu otworzyła gęby z wrażenia i stała jak wryta. Krótko mówiąc pokłony, to było coś chciałbym przeżyć na każdym koncercie.

Bisy się skończyły, muzycy zeszli ze sceny, koncert dobiegł końca. Myślę, że wszyscy, którzy przybyli tego dnia do "Proximy" wyszli z niej wielce zadowoleni. Dawno nie dane mi było usłyszeć tyle dobrej muzyki na koncercie w naszym kochanym kraju. Nie było żadnych wymalowanych gęb, nie było skandali, nie było krwi... nuda powiecie? Nie!!! Genialny, szczery heavy metalowy koncert, tam liczyła się tylko muzyka, liczył się tylko zespół, tylko publiczność, tylko dźwięki tego co wszyscy kochamy, świetnej muzyki. Chwała Udo za to, że dalej gra, że dalej tworzy, że kocha to co robi. Że przyjechał, że zagrał, że pokazał, że Polska też coś dla niego znaczy.

Na zakończenie tylko jedna prośba do wszystkich. Ludzie przychodźcie na koncerty, nie siedźcie w domu, jeżeli w Waszym mieście gra taki zespół jak U.D.O. Nie wiecie co tracicie!!! Wszak nie od dziś wiadomo, że heavy metal najlepiej sprawdza się właśnie na żywo.

P.S. Podziękowania dla Dariusza Bernackiego i agencji koncertowej Independa oraz pewnej miłej osoby bez której fotki z koncertu byłyby tylko marzeniem. Ogromne dzięki Inga!



Autor: Krzysiek

Data dodania: 18.05.2004 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!