"Folk Metal Crusade 2015" Heathen Foray, Netherfell, Wölfrider i Eagle The White Liverpool, Wrocław - 09.04.2015 r.
Wrocławski koncert w ramach "Folk Metal Crusade 2015" odbył się w klubie Liverpool 9 kwietnia 2015 roku. Na tej imprezie zagrały zespoły: Eagle The White, Wölfrider, Netherfell i Heathen Foray.
O dwóch pierwszych zespołach opowie Strati:
Wydarzenie pod hasłem "Folk Metal Crusade" okazało się nie do końca folk i nie do końca krucjatą, choć sama impreza była bardzo sympatyczna. Na pierwszy ogień poszły dwa "zwierzęce" zespoły - wrocławskie Eagle The White oraz Wölfrider. Ten pierwszy zaprezentował dawno nie słyszany na wrocławskiej ziemi gatunek heavy metalu - melodyjny "power" metal z klawiszami, mocno nawiązujący do europejskich klasyków gatunku. Co ciekawe, mimo skojarzeń ze Stratovarius czy Sonata Arctica grupa przywołała także - chyba głównie za sprawą linii wokalnych - podobieństwa do Queensrÿche czy starszego Kamelot. W zasadzie poza jednym, dynamicznym utworem, prawdopodobnie zainspirowanym Helloween, w którym wokalista próbował się wspiąć w niemal falsetowe rejony (Filip zdecydowanie lepiej śpiewa w niższych rejestrach), to co, zaprezentowała grupa było naprawdę na niezłym poziomie. Dobre wrażenie zrobiło też na mnie zamknięcie jednego z utworów z nastrojowym "wyjściem" odegranym na klawiszach. Jeszcze większe - już po koncercie - informacja na stronie, że muzycy inspirują się między innymi Human Fortress. Dla mnie to - za sprawą "Defenders Of The Crown" - jeden z najlepszych zespołów w gatunku "melodyjnego heavy metalu z klawiszami". Choć grupa do "folk" zdecydowanie nie należała, tak łatkę "crusade" można by im przypiąć patrząc na okładkę demówki oraz wsłuchując się w tematykę tekstów (wśród nich znajduje się tekst inspirowany średniowiecznym poematem o Cydzie oraz wyprawą do Jeruzalem).
Występujący po Orłach Wölfrider to już stały bywalec wrocławskiej sceny. Grupa wcześniej funkcjonowała jako Clairvoyant i zdążyła zyskać sobie grono wiernych odbiorców. Nic dziwnego, że pod sceną zaraz po przerwie między kapelami zaroiło się od publiki. Co ciekawe, po dobrym muzycznie, ale bardzo oszczędnym wizerunkowo Eagle The White, Wölfrider zrobił wrażenie istnego huraganu. Grupa ma nie tylko przemyślany image zaczerpnięty zdaje się z wizerunku Running Wild z okresu "Blazon Stone", ale też nie boi się kontaktu z publicznością. Celowo piszę "nie boi się", bo tak śmiałe zachęcanie ludzi do zabawy nie raz w przypadku tak zwanych "lokalnych zespołów" kończy się efektem grochu o ścianę. Tymczasem gromkie zawołania Rafała Głebickiego zdecydowanie odniosły skutek i pod sceną z każdym dźwiękiem przybywało ludzi. Grupa jako Wölfrider ma na koncie dopiero demo, musiała zatem posiłkować się innymi utworami, żeby zrealizować pełny set. Znów nie było ani folkowo, ani krucjatowo, ale ogień i moc ze sceny buchała potężnie. Warto dodać, że mimo niezbyt dobrych warunków akustycznych w lokalu, obie grupy brzmiały przyzwoicie. Zresztą rozwiązanie mobilnego akustyka poruszającego z tabletem działa bardzo korzystnie na nagłośnienie koncertów.
Trzecim zespołem który zagrał tego dnia w Liverpoolu był krakowski Netherfell. Muzycy zaprezentowali mieszankę melodyjnego death metalu (z elementami "core") z folkiem. Może i dziwnie takie zestawienie wygląda, no ale tak to wygląda w przypadku tego zespołu. Ciężkie riffy plus łączone wokale śpiewane i nisko wydzierane. Wokalista Tomek to prawdziwy wulkan energii i scenicznego szaleństwa. Za folkowe brzmienie zespołu odpowiada urodziwa skrzypaczka Adrianna, która wprowadza trochę spokoju w to szalone granie. Reszta "folku" (dudy, piszczałki i inne cuda) niestety ale leciała z "taśmy". Zespół powstał w 2008 roku i pod koniec marca wydał debiutancką płytę zatytułowaną "Między Wschodem a Zachodem".
Wspomniany wokalista dwoił się i troił na scenie, żeby zachęcić publikę do zabawy, co niejednokrotnie powodowało niezły młynek pod sceną. Pod koniec koncertu Tomek wskoczył w jeden z nich i przez chwilę szalał z publiką. Pełna ekspresja i szaleństwo. Ze spokojniejszych fragmentów to mieliśmy teledyskowy numer "Mokosz" (pozdro Strati!) z demówki "Okryte zapomnieniem". Był jeszcze cover zespołu Eluveitie z gościnnym udziałem Roberta Schrolla wokalisty Heathen Foray. Ogólnie Netherfell to bardzo intensywne granie z delikatnym folkowym sznytem. Przyznam szczerze, że nie do końca mnie ta muzyka przekonała, ale też nie mogę powiedzieć, żebym przeżywał jakieś katusze pod sceną. Było przyzwoicie, soczyście i z tak zwanym pieprznięciem. I chyba o to właśnie chodziło.
Gwiazdą wieczory był zespół Heathen Foray z Austrii. O tej kapeli nie miałem najmniejszego pojęcia aż do chwili, gdy zameldowała się na scenie. Zupełnie nic o nich nie wiedziałem. Przed koncertem po prostu zabrakło mi czasu, żeby cokolwiek posłuchać w ich wykonaniu. To była tak zwana koncertowa randka w ciemno... A jak to wszystko wypadło w rzeczywistości? Pozytywnie.
Heathen Foray zaprezentował melodyjne granie, które sami określają jako Melodic Viking Metal. Jak zwał, tak zwał, ale rzeczywiście melodii w tym było sporo. Tutaj wielki ukłon do gitarzystów - Zhuan i Ale XXX odwalają kawał niesamowitej roboty. Melodyjne harmonie pachniały tu nie raz Running Wild, czy Iron Maiden. Do tego miodne solówki i naprawdę bardzo przyjemnie się tego słuchało. Jednak szefem tej imprezy był wokalista Robert Schroll, który nakręcał publikę według najlepszych schematów. Tak jak napisałem wcześniej - o zespole zupełnie nic nie wiedziałem, ale po tym co usłyszałem w klubie to na pewno zapoznam się z ich twórczością. Tym bardziej, że okazja jest jak najbardziej na miejscu - pod koniec kwietnie będzie miała premierę ich czwarta studyjna płyta zatytułowana "Into Battle". Zespół na tym wrocławskim koncercie tak się nakręcił graniem, iż zafundował dwa nieplanowane bisy. Zresztą to bardzo pozytywna ekipa jest i po koncercie można było bez problemu z nimi porozmawiać, wypić piwo itp. Warto jeszcze wspomnieć, iż w jednym numerze gościnnie zagrał basista zespołu Netherfell, a w innym wspomniana już skrzypaczka Adrianna.
"Folk Metal Crusade 2015" we Wrocławiu wypadło całkiem przyzwoicie. Dosyć sprawna organizacja, 4 niezłe zespoły, no i tylko tego folku jakby było mało. Co nie zmienia faktu, że koncerty były dosyć pozytywne i chyba wszyscy byli zadowoleni. I o to przecież chodzi przy okazji jakiejkolwiek imprezy.
|