XIX Brutal Assault Josefov, Czechy - 7-10 sierpnia 2014
Dziewiętnasta edycja najbardziej polskiego z zagranicznych festiwali już dawno za nami. Chociaż wydawać się mogło, że na rok przed okrągłym jubileuszem przedsiębiorczy czescy organizatorzy nie zgotują tysiącom fanów ciężkiego grania żadnej znaczącej niespodzianki - nie mogliśmy się bardziej pomylić. O tym, co nowego przygotowali dla nas ludzie z Obscure Promotion, o trafionych pomysłach, problemach technicznych i przede wszystkim o masie dobrej muzyki na żywo, przeczytacie w relacji poniżej.
Środa
Podobnie jak w poprzednich latach, festiwalowa zabawa w józefovskiej twierdzy rozpoczęła się już w środę. O ile dotychczas organizatorzy stawiali raczej na nowe składy, mające za główne zadanie rozgrzać zebraną publiczność i stosownie wprowadzić w koncertowy nastrój, w tym roku eksperymentalne dźwięki, których tworzeniem parają się tacy wykonawcy jak Keep On Rotting czy djentowy Modern Day Babylon, uzupełniły długo wyczekiwane występy absolutnych klasyków sceny. Mam na myśli oczywiście zaciekłych grindcore'owców z Terrorizer oraz bluźniercze trio Venom. Co prawda, dało się wśród publiki słyszeć głosy, że w takim zestawieniu artyści Ci wypadają jak metalowa Dolina Charlotty, jednakże oba występy cieszyły się sporym zainteresowaniem przyjezdnych. Mocno zróżnicowany zestaw artystów pierwszego dnia festiwalu uświetniły The Agonist, na dobrą sprawę bardziej znany z rozbratu z charakterystyczną wokalistką, która zasiliła szeregi Arch Enemy, oraz prezentujący mocno orientalną odmianę metalu Chthonic, pochodzący z odległego Tajwanu.
Zanim przeczytacie o pozostałych występach, które uznałem za godne uwagi i umieszczenia w tej relacji, czas na kilka słów o festiwalowych nowościach tej edycji BA. Największą innowacją, o jaką postarali się gościnni Czesi, jest otwarcie nowej części fortecy. To w niej, pod nazwą Octagonu, kryje się nowa przestrzeń, do której przeniesiono miejsce sesji meet & greet oraz strefę prasową. Ponadto stworzono nowe, całkiem wygodne miejsce do spędzania wolnego czasu, przy piwie czy przy sztuce, niekoniecznie muzycznej. Mianowicie, organizatorzy wygospodarowali miejsce na skromną galerię sztuki - tym razem wystawiło się dwóch artystów: Axel Hermann i niejaki Godothor. Mało tego, była również możliwość nabycia prac drugiego z artystów, w okolicznościach równie nieprzystających, co osobliwych.
To jednak nie wszystko. Podobnie jak inne europejskie festiwale, i Brutal Assault stara się iść z duchem czasu, oferując rozrywki nie tylko muzyczne. Pozyskując kolejnych kluczowych sponsorów, można było zatem pozwolić sobie na ponowne uruchomienie Marshall City, oferującego spotkania z gitarzystami wybranych zespołów większego sortu (Bring Me The Horizon, Children Of Bodom i Slayer), oraz wygospodarowanie miejsca na Party Village znanego koncernu tytoniowego. W tym ostatnim miejscu można było między innymi posłuchać setów DJ-skich, skoczyć ze znacznej wysokości na nadmuchaną poduchę, czy też wygrać darmowe papierosy.
Czwartek
Wracając do samej muzyki, o ile czwartkowy dzień upłynął bez większych niespodzianek, o tyle wieczorem znaczna część fanów musiała poczuć się mocno zawiedziona. Dlaczego - o tym za chwilę. Wykonawcy pojawiający się na scenach, tradycyjnie operujących na zmianę, zapewnili dobrą zabawę szerokiej publiczności. Warto wspomnieć jedynie, że ich różnorodność obrazuje zestawienie jednego dnia: chociażby Texas In July i Onslaught z zupełnie oderwanym od nich Manegarm. Niemniej jednak, prawdziwe perełki czekały na zgromadzonych w czeskiej twierdzy wieczorem. Jako gwiazda wieczoru znakomity koncert dał Slayer, zamykając usta niedowiarkom i tym uważającym, że bez Jeffa Hanemanna to już nie to samo. Poprzedzający występ Amerykanów sceniczny popis Bring Me The Horizon być może i wypadł udanie, ale od wersji płytowych utwory Brytyjczyków na żywo odróżniają jedynie wiązanki przekleństw wyrzucane przez ich wokalistę w przerwach. Tyle o energicznych nastolatkach ogarniętych od stosunkowo niedawna manią elektroniki. Rozczarowanie, o którym wspomniałem na początku, przyszło wraz z koncertem Katatonii - bynajmniej nie z winy wykonawcy. Niestety, tym razem to melancholijnym Szwedom przypadł wątpliwy zaszczyt borykania się z kłopotami technicznymi. Niestety, tylko dzięki uprzejmości zamykających dzień Norwegów z Khold, zespół mógł nieco przedłużyć swój set, a i tak nie został on zaprezentowany w całości. Pomimo tego, był to bez wątpienia jeden z najlepszych koncertów tej edycji festiwalu.
Piątek
Drugi dzień festiwalu można uznać za największą mieszankę stylów podczas całego muzycznego wydarzenia w Josefovie. Jako jeden z wcześniejszych koncertów, przykuwających uwagę, wytypowałbym zdecydowanie Obscure Sphinx, który o niebo lepiej wypadłby wieczorem - pomimo to, Polacy cieszyli się stosunkowo dużym zainteresowaniem publiczności, biorąc pod uwagę porę ich koncertu. Poza tym, to co wydawało by się niemożliwe - przedzielić występy death metalowych legend Unleashed i Six Feet Under pochodzącym z zupełnie innej bajki, wesołym, hardcore'owym H2O - takie rzeczy tylko w Czechach. Nie muszę oczywiście dodawać, że Ci ostatni wypadli najbardziej wiarygodnie, jak na mój gust. Niekwestionowanym headlinerem tego dnia byli bez wątpienia sympatyzujący z wikingami muzycy Amon Amarth, którzy poza kilkoma nowymi utworami, nie zaprezentowali w zasadzie nic nowego w odniesieniu do ich koncertu sprzed dwóch lat. To już chyba czas, kiedy kolejna szwedzka maszyna zaczyna zjadać swój własny ogon, a to wielka szkoda. Dla najwytrwalszych pozostały tylko koncerty awangardowych, eksperymentalnych i zapewne ciekawych Shining oraz Combichrist - herosi EBM występowali jednak zbyt późno, żebym mógł zobaczyć, jak dobrze wypadają w murach twierdzy.
Sobota
Przedpołudnie ostatniego dnia festiwalu, podobnie jak w pozostałe dni, upłynęło pod znakiem różnego rodzaju muzyki na żywo. Szerokie spektrum wykonawców jest w zasadzie znakiem rozpoznawczym czeskiej imprezy. Dlatego też zdziwieni nie powinni być Ci, którzy w niedługim czasie po koncertach charakterystycznych składów jak Hacktivist, Martyrdod, czy wreszcie Manes (wyjątkowo eksploatowany - zagrał aż dwa koncerty na festiwalu i dodatkowo set djski), mogli zobaczyć na żywo takich weteranów jak niemiecki Dew-Scented czy Impaled Nazarene. Choć sobotni headlinerzy kazali na siebie czekać aż do zmroku, to już muzycy dzielący z nimi scenę wcześniejszym wieczorem wypadli bardzo dobrze. Mam tutaj na myśli zwłaszcza niezawodne, żywiołowe popisy Amerykanów z Sick Of It All - był to jeden z tych koncertów, na które czeka się z utęsknieniem. Biorąc pod uwagę kompozycyjną złożoność i bogactwo dźwięków na ostatniej płycie Soilwork, spodziewałem się, że nowe utwory na żywo mogą wypaść płasko lub zostać obdarte z typowej szwedzkiej finezji. Nic bardziej mylnego, zespół zaskoczył dużą lekkością na scenie i koncert ten zaliczam do bardzo udanych, zarówno w skali dnia, jak i w skali całego festiwalu. Pomimo znacznych różnic stylistycznych w prezentowanej muzyce, zarówno Down, jak i Satyricon to zespoły prowadzone przez frontmanów o silnych charakterach. Dlatego też oba koncerty, swoją drogą na przyzwoitym poziomie, zostały zupełnie zdominowane przez, odpowiednio, Phila Anselmo i Satyra - z korzyścią dla publiczności, która chyba właśnie tego oczekiwała.
Parę luźnych myśli na koniec. Można by czepiać się drobnych szczegółów i niedociągnięć, w które obfituje każda tego typu impreza, Brutal Assault pozostaje jednak w moim odczuciu wciąż wydarzeniem godnym uwagi, rozważając chociażby w jak systematyczny sposób się rozwija, otwierając kolejne podwoje twierdzy, tworząc scenę pod namiotem. Tym samym zrywa raz na zawsze z metką hermetycznego festiwalu ekstremalnej muzyki. Kolejna, jubileuszowa edycja skłoni pewnie do spojrzeń wstecz. Jedno jest pewne, Czesi po raz kolejny zgotują nam wspaniałe widowisko, a ambicje mają, jak wiemy, wciąż niezaspokojone.
|