Charlotta Moto Fest 2014


Charlotta Moto Fest 2014
Europe, J.D. Overdrive, Mechanism
Dolina Charlotty - 30.05.2014


W tym roku w Dolinie Charlotty koło Słupska odbyła się pierwsza edycja międzynarodowego zlotu motocyklowego. Oprócz możliwości zobaczenia wspaniałych maszyn, podziwiania militariów czy kupna rozmaitych dodatków otrzymaliśmy również możliwość wzięcia udziału w koncertach gwiazd. Pierwszy dzień zakończyć się miał występami polskiego J.D. Overdrive oraz szwedzkiego Europe, natomiast drugi - Dżemu oraz amerykańskiego Molly Hatchet. Z uwagi na to, że polską legendę bluesa już widziałem, a muzyka jankesów jakoś do mnie nie przemawia, to ograniczyłem swoje wydatki do pierwszego dnia. Bilety kosztowały 150zł, 120zł i 90zł w zależności od kategorii (niestety) - drogo, ale jeszcze do przełknięcia.

Mimo iż Dolinę Charlotty odwiedzam już od kilku lat (co roku odbywa się tam bowiem Festiwal Legend Rocka), to tym razem nie obyło się bez problemów z dotarciem na pole namiotowe. Główny wjazd, z uwagi na ruch motocyklowy, był zablokowany dla samochodów osobowych i trzeba było się na nie dostać zupełnie inną trasą. Gdzie ona była? Tego nawet pracownicy nie wiedzieli. Zawrócono nas jakieś 100 metrów od samego pola, po to aby krążyć po okolicy i słuchać panów w żółtych kamizelkach, że gdzieś tam po drodze jest zjazd. Gdzie konkretnie? Cisza. W końcu żeśmy go znaleźli ale ile żeśmy przez to nerwów stracili... Przydałoby się podszkolić służby porządkowe i lepiej oznaczyć trasę - w końcu jeśli stali bywalcy mieli problemy, to co dopiero nowi goście.

Po przywitaniu się za starymi znajomymi udaliśmy na wybudowaną przy stoiskach z rozmaitościami małą scenę, gdyż okazało się, że odbędzie się na niej jakiś koncert. Zespołem, który rozpoczął mój muzyczny wieczór był gdański Mechanism, grający progresywnego rocka. Jest to dosyć młoda grupa, mająca na swoim koncie zaledwie jeden singiel, ale widać, że chłopaki mają chrapkę na więcej. Koncert rozpoczął się około godziny 17 i trwał jakieś 45 minut. Mimo iż pod względem muzycznym było nieźle, to jednak frekwencyjnie - klapa. Podejrzewam, że problemem było to, iż gig nie był częścią "występu gwiazd" i należało zapłacić 10 złotych aby na niego wejść. Niby niedużo, no ale jak już się wydało 150 złotych, to organizatorzy mogli ich dorzucić "gratis". Sam pomysł drugiej sceny jest jednak bardzo dobry i nie miałbym nic przeciwko, gdyby na Festiwalu Legend Rocka występowały nie niej młode polskie kapele (choć oczywiście wliczone w cenę biletu na FLR).

Około godziny 20 rozpoczęła się część artystyczna na amfiteatrze. Pierwszą grupą, która zaprezentowała swoje wdzięki był J.D. Overdrive. Zaprawdę dziwny wybór organizatora, bowiem zespół gra southern metal polany dużą dawką whiskey, przypominając tym samym Down czy Black Label Society. Nie wiadomo więc było jak na nich zareaguje tłum oczekujący od gwiazdy wieczoru wpadających w ucho melodii, chóralnie odśpiewywanych refrenów i łzawych ballad. Publiczności się jednak podobało i każdy kolejny kawałek nagradzany był coraz to bardziej żywymi brawami. Zespół nie krył zaskoczenia ciepłym przyjęciem a frontman cały czas żartował z różnicy stylów pomiędzy nimi a Szwedami. J.D. Overdrive grało przez jakieś 60-65 minut i nie mogę powiedzieć, żebym się na nich nudził, co jest sporym zaskoczeniem. Ich twórczość na YouTube nie zrobiła bowiem na mnie wrażenia, ale na żywo panowie wypadli znakomicie i dobrze się ich słuchało. Zespół jest zgrany, frontman posiada mocny wokal i wie jak rozmawiać z publiką, a sama muzyka na żywo daje potężnego kopa - a rzadko przecież bywa, aby grupa brzmiała w wersji live lepiej niż w studio.

Po miłej niespodziance w postaci Jack Daniels Overdrive przyszło nam czekać około pół godziny na Europe - legendę europejskiego hard rocka/hair metalu, która w zeszłym roku obchodziła swoje 30-lecie. Jubileusz troszkę naciągany (Europe rozpadło się w 1992 roku i zaczęło grać na dobre dopiero w 2003), no ale niech im będzie. Powrót do świata żywych nastąpił w najbardziej znanym składzie i muzycy nie poprzestali (wzorem wielu innych) tylko na koncertach - regularnie wydają również nowe albumy, zbierające dobre recenzje w prasie muzycznej. Pod sceną szybko zrobiło się tłoczno, do amfiteatru przybyło nieco więcej fanów, z głośników poleciało intro i niemal równo o 22 zapaliły się światła. Na scenę, przy dzikich wrzaskach publiczności, wkroczyło Europe w składzie: Joey Tempest (wokal), John Norum (gitara), John Levén (bas), Mic Michaeli (klawisze) i Ian Haugland (perkusja) - jedyny łysy w zespole.

Grupa zaprezentowała nam prawdziwy przekrój swojej twórczości. Nie zabrakło bombastycznych, lekko kiczowatych kompozycji ("The Final Countdown", "Last Look At Eden"), ckliwych, lukrowanych ballad ("Carrie", "New Love In Town"), hard rockowych kawałków w stylu Deep Purple/Whitesnake ("Demon Head", "Girl From Lebanon"), jak i tych niemal heavy metalowych ("Love Is Not The Enemy" czy też szalenie żywiołowy "The Beast"). Jeśli ktoś słuchał Europe w latach 80-tych i nie sięgał po nowsze krążki, to mógł się nieźle zdziwić, gdyż zespół gra obecnie dużo ciężej niż kiedyś, ograniczając rolę keyboardów na rzecz mocnej gitary Noruma. Czy jest to zmiana na lepsze? Moim zdaniem jak najbardziej tak. Zresztą grupa niejako to potwierdziła, grając dużo materiału z ery po reaktywacji.

Zespół na scenie czuł się bardzo pewnie, jest obecnie w bardzo dobrej formie a mody moglibyśmy się od nich uczyć (najlepiej ubrany zespół rockowy?). Norum na gitarze był wyborny, Levén, jak to basista, troszkę w cieniu, Haugland uderzał w bębny z pełną siłą i popisał się bardzo ciekawą solówką (zazwyczaj się w takich momentach się nudzę, ale tutaj rozwiązane to było w pomysłowy sposób, mianowicie w tle puszczony utwór klasyczny, do którego grał Ian), Mic oprócz zapewnienia odpowiedniego podkładu udzielał się również wokalnie, a Tempest - jakby miał ADHD: biegał, skakał, wychodził do publiczności, robił sobie z nimi zdjęcia, machał statywem... Ile jednak w tym było prawdziwej zabawy a ile pozy? Nie wiem; w każdym bądź razie miejscami wyglądało to troszkę sztucznie. Za to jego głos - coś niesamowitego. Joey jest jednym z tych wokalistów, którzy na żywo brzmią tak dobrze, że aż wydaje się nieprawdopodobne aby nie śpiewali z playbacku. Idealnie trafiał w dźwięki i z jego ust nie wydobył się żaden fałsz, choć czasami refreny były "podbijane" taśmowo, aby nabrały większej mocy - nic jednak na tyle strasznego, aby się czepiać. W utworze "No Stone Unturned" Tempest pochwalił się również grą na gitarze, gdy chwycił za drugie wiosło. Był to chyba najlepszy kawałek (obok "The Beast") koncertu.

Publiczność bawiła się wybornie i nic nie mogło zakłócić odbioru występu - nawet pogoda. Po kilku pierwszych kawałkach niebo się otworzyło i wbrew zapewnieniom pogodynek z TV, zaczęło porządnie lać. Nie był to zwykły letni deszczyk, ale niemal ulewa, no ale fanów rocka w ogóle to nie powstrzymało i dalej bawili się przy dźwiękach muzyki. Żywo reagowali na każde zdanie wypowiedziane przez wokalistę, śpiewali razem z nim czy bili brawo gdy powiedział coś po polsku. Tak, Joey starał się mówić po naszemu, ale ograniczył się do pojedynczych słów. Odnoszę jednak wrażenie, że nie nauczył ich się na pamięć, tylko miał je zapisane, gdyż za każdym razem gdy chciał się popisać przed fanami, to patrzył w podłogę, zupełnie jakby znajdowała się tam kartka. Troszkę mało to profesjonalne, ale co tam - najważniejsza jest muzyka, co nie? A ta była znakomita i od kilku dni słucham setlisty z występu. Zachęcam do zapoznania się z obecnym repertuarem grupy, gdyż znaleźć tam można prawdziwe perełki. Jeszcze bardziej polecam wybrać się na ich koncert, gdyż na żywo Europe naprawdę potrafi skopać poślady niejednego fana rocka. Wielkie zaskoczenie!

Setlista:

01. Intro/Riches To Rags
02. Firebox
03. Superstitious
04. Scream Of Anger
05. No Stone Unturned
06. New Love In Town
07. Wasted Time
08. Girl From Lebanon
09. Drum Solo
10. Sign Of The Times
11. Demon Head
12. Carrie
13. Love Is Not The Enemy
14. Let The Good Times Rock
15. The Beast
16. Rock The Night
-----------------------------------
17. Prelude/Last Look At Eden
18. The Final Countdown



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 05.06.2014 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!