Return To The Batcave Festival Klub Muzyczny Liverpool, Wrocław - 30.11.2013 r.
Może się wydawać, że serwis poświęcony muzyce metalowej to niekoniecznie dobre miejsce na tę relację. Długo zastanawiałem się czy ją popełnić. Ostatecznie jednak skusiłem się aby nakreślić kilka słów relacji z imprezy co prawda nie metalowej ale na pewno stojącej po ciemnej stronie mocy.
Koncerty we wrocławskim Liverpool'u rozpoczęły się niestety z opóźnieniem. Jak się okazało było to spowodowane wypadkiem jakiemu uległ jeden z mających wystąpić muzyków. Z tego też powodu skład festiwalu został odchudzony o jeden zespół. Nie był to zbyt szczęśliwy news ale...jak się okazało złe miłego początki.
Na scenie jako pierwsi zameldowali się chłopaki z Augen X. Młodzi muzycy zaprezentowali mroczny show. Co ciekawe w ich składzie brak jest gitarzysty, jednak Olek obsługujący "parapet" generuje ze sprzętu taką mnogość dźwięków, iż jest to brak w niczym nie przeszkadzający. Koncert spodobał się publiczności i panowie zeszli ze sceny zdecydowanie "z tarczą". Świetnie sprawdzili się jako otwieracz. Z niecierpliwością będę wypatrywał kolejnych koncertów Warszawiaków.
Chwila przerwy na szybkie przemeblowanie i na scenie pojawia się This Cold. Koncertu wysłuchałem niestety na pół gwizdka. Zwyciężyły względy towarzyskie i ogarnianie spraw organizacyjnych. Nie znaczy to jednak, że zagrał źle! Wręcz przeciwnie! Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że z powodu kłopotów zdrowotnych nie mogła wystąpić stała wokalistka - Agata. Chłopakom udało się jednak szybko znaleźć zastępstwo, które okazało się nad wyraz trafione. Jeśli mnie pamięć nie myli to w kuluarowych rozmowach podsłyszałem, że zastępczyni miała jeden dzień [sic!] na opanowanie koncertowego repertuaru. Tym większy szacunek. Grupa ma wystąpić na przyszłorocznym Castle Party - muszę koniecznie nadrobić zaległości i obejrzeć ich show od początku do końca.
Wieże Fabryk zagrały genialny koncert. I na tym mógłbym w zasadzie zakończyć relację, gdyż nie znajduję słów oddających emocje jakie towarzyszyły mi podczas koncertu! Zespół zgromadził bardzo dużą publikę (pod względem frekwencji przebili ich chyba tylko Francuzi z Soror Dolorosa - a i tego nie jestem pewien), co świadczy tylko o tym, jak duże było zapotrzebowanie na ich koncert we Wrocławiu. Panowie odegrali kompozycje zarówno z pierwszej płyty "Dym" i tegorocznej "Cel i Światło". Grupa świetnie zabrzmiała! Zimna gitara, motoryczny rytm perkusji, świetny i czytelny bas oraz potężny głos Tomka - to wszystko sprawiło że publika szalała. Pod sceną udało się nawet rozkręcić małe pogo (inicjowane zresztą przez panów z Augen X). Jeśli miałbym narzekać to tylko na to, że koncert wydał mi się krótki. Ale z drugiej strony, dobre sztuki mają to do siebie, że czas na nich mija w oka mgnieniu. Po koncercie pognałem czym prędzej do sklepiku w celu zakipienia ostatniej płyty. Udało mi się lepiej niż przewidywałem, gdyż materiał nabyłem na winylu.
Kolejnym składem, który wkroczył na scenę był nasz The Proof. Miałem okazję widzieć fragment ich występu na którymś z Castle Party. Pamiętam, że był gorący dzień, okolice godziny piętnastej a słońce waliło prosto w scenę - wtedy zespół mnie nie przekonał. Tym razem jednak, w okolicznościach zgoła odmiennych zespół wysmażył koncert taki, że przysłowiowe kapcie mi spadły! Ileż przestrzeni jest w tej muzyce! Mroczna psychodela, wiele rzeczy dziejących się na muzycznym drugim planie, duszna, klaustrofobiczna atmosfera, obłąkany wokal
To był naprawdę bardzo dobry koncert. Zabawnym - z perspektywy widza - zdarzeniem był "niesforny latający klawisz", który w pewnym momencie postanowił z własnej woli opuścić statyw i poszybować w dół. Klawiszowiec dał jednak radę kontynuować występ bez przerywania choćby utworu i zespół mógł kontynuować swoją sztukę. Zadaję sobie po tym koncercie jedno pytanie: dlaczego do cholery nie zakupiłem po koncercie ich płyty?
Po wspomnianych koncertach przyszedł czas na gości z zagranicy - wystąpić miały dwie grupy z francuskimi paszportami. Swoją drogą cieszy fakt, że zespołom chce się kołatać taki kraj drogi aby zagrać na - bądź co bądź - niszowej imprezie.
Najpierw wystąpił Velvet Condom. Zaserwowali nam sporo elektronicznych brzmień rodem z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, wokal z efektem i troszkę ciekawej gitary. Energiczny był to koncert, o którym mogę napisać tyle, że... emocje wzięły górę i sprawiły że niewiele z niego pamiętam. Niech będzie to jednoznacznym świadectwem, że dałem się ponieść zabawie nie starając się zapamiętać poszczególnych kawałków. Liczę mocno na to, że Panowie wrócą do nas wkrótce - chętnie doświadczę tych pozytywnych emocji jeszcze raz. Może na bolkowskim zamku?
Nadszedł kulminacyjny moment festiwalu - Soror Dolorosa. Słyszałem o nich dużo i ogromnie żałowałem, że nie dotarłem na czas na ich koncert na tegorocznym Castle Party. Przyjaciele mówili o nich jako o odkryciu tego festiwalu. Zaznajomiwszy się więc z twórczością grupy, ostrzyłem sobie zęby na wrocławski występ. Chłopaki nie zawiedli i potwierdzili, że są bez wątpienia "gwiazdą wieczoru". Zagrali bardzo klimatyczny koncert. Głos Andy'ego świetnie pasuje do tego co wyczynia reszta zespołu. Jest zimno, mrocznie, melancholijnie, smutno
Dla mnie muzyka Soror jest definicją rocka z przymiotnikiem gotycki. Duże wrażenie zrobił na mnie odegrany mój ulubiony utwór Francuzów "Autumn Wounds". Gitarzyści przybrudzili nieco brzmienie i zagrali ciężej w stosunku do oryginału. Palce lizać! Ważnym elementem był na pewno spójny wizerunek zespołu. Szczególnie wokalista - Andy - przywiązuje jak było widać do tej kwestii dużą wagę. Czarna skórzana kurtka mieniąca się przypinkami narzucona na nagie ciało, okulary i nonszalancko palony papieros na pewno robiły wrażenie na płci pięknej. Wrażenie spotęgowane w momencie pozbycia się przez Andy'ego kurtki...
Chłopaki zostali oczywiście wywołani na bisy. Dobrze było widzieć, że udziela im się dobra energia publiczności. Niech dowodem na to będzie nie tylko świetny koncert ale i fakt, że część składu wraz z kilkoma osobami z publiczności kontynuowała zabawę na afterparty po afterparty, które trwało nieco dłużej niż po blady świt. Wrocław chyba przypadł członkom zespołu do gustu
Po koncertach zostaliśmy uraczeni setami djskimi, które zwiastowały że zaczyna się afterparty. Impreza toczyła się dalej a ludzie mogli oddać się upuszczaniu nagromadzonych emocji w szalonych tańcach. Oficjalne afterparty trwało do rana.
"Return To The Bat Cave Festival" okazał się imprezą bardzo udaną. Stało się tak przede wszystkim za sprawą ludzi, którzy zdecydowali się licznie odwiedzić tego wieczoru Liverpool. Tak pozytywnej mieszanki wszelkiej maści freaków dawno nie widziałem.
Osobne słowa uznania należą się z pewnością Woodraf'owi, który jest pomysłodawcą i mózgiem całego przedsięwzięcia. Wiem, że po sukcesie imprezy planuje on już kolejne koncerty i imprezy pod znakiem "Batcave". A Was - drodzy czytelnicy MetalSide - zapraszam na nie serdecznie. Warto zobaczyć i posłuchać czegoś zgoła odmiennego od metalu a jednak stojącego po tej samej stronie antymainstreamowej barykady!
|