Moonspell - Wrocław


Moonspell, Carnal, The SixPounder
Alibi, Wrocław - 27.10.2013 r.


Zapraszamy do poczytania relacji z wrocławskiego koncertu zespołu Moonspell, wraz z supportami: Carnal i The SixPounder. Niestety nawał innych obowiązków które miałem na głowie tego dnia nie pozwolił mi na punktualne stawienie się w klubie. Tym samym "uciekły mi" występy supportów. Na szczęście Michał był bardziej dyspozycyjny ode mnie i nie miał problemów z punktualnoscią, więc to jemu oddaję głos:

Wiadomo, że o dobrym koncercie decyduje niejednokrotnie towarzystwo w jakim się go słucha. Tym razem, wrocławski oddział MetalSide.pl odwiedziła para znajomych z Poznania. Tego dnia woleli zdecydowanie oddać się muzycznej uczcie niż oglądać potyczki Kolejorza ze stołeczną Legią…

Pod klub dotarliśmy chwilę po otwarciu bram. I tu zaskoczenie! Kolejka ludzi zawija się na chodnik! Pierwszy dobry znak - frekwencja będzie niezła. Ale to w końcu koncert Moonspell - zespołu bardzo lubianego w naszym nadwiślańskim kraju. Odprawa biletowa i szatnia idzie sprawnie i już po chwili meldujemy się z ekipą przy barze. I o ile szybkość obsługi jest zadowalająca o tyle jakość serwowanego żółtawego płynu (bo nie napiszę piwa...) pozostawia wiele do życzenia... Jeszcze szybki rekonesans stanowisk z merchem (w niezłych cenach!) i... trzeba ruszać pod scenę bo oto punktualnie o 19.00 swój występ zaczyna The SixPounder

Przyznaję bez bicia - nie znalem wcześniej dokonań chłopaków. Tuż przed wyjściem odnalazłem na YouTube jeden kawałek i... zaciekawiło mnie jak zabrzmi to na żywo. Zabrzmiało potężnie! Chłopaki zagrali radosny, ciężki i bardzo energetyczny koncert! Co więcej brzmienie - coś o co w przypadku klubu bałem się najbardziej - było naprawdę niezłe. Ciekawa była też oprawa świetlna koncertu. Tłumek pod sceną gęstniał a muzycy oddawali się po prostu zabawie. Młynki kręcone głowami, zachęcanie publiki do pokazywania rogów czy "machania banią" - a to wszystko w rytm dobrej metalowej muzyki. Koncert był... za krótki!!! Grali zdaje się 45 minut, które upłynęły naprawdę bardzo szybko. A ja żałowałem, że nie był to pełnowymiarowy show tej grupy. Na ich kolejną - tym razem pełną - sztukę, wybiorę się bardzo chętnie.

Drugim zespołem, który zagrał był warszawski Carnal. O tym suporcie mogę napisać że... zagrał. Niestety totalnie nie moja muzyka. Ludzi pod sceną było coraz więcej. Najwidoczniej większości się podobało. Zespół zagrał sprawny, dobry koncert. Jednak według mnie, to oni powinni być "otwieraczem" gdyż na tle wcześniejszego bandu wypadli po prostu blado. Dlatego też uznałem, że to dobry czas na rozmowę z przyjaciółmi i kolejne wycieczki do baru po pseudo-piwo. Czas do występu gwiazdy wieczoru upływał coraz szybciej...

To tyle Michał o supportach...

Pod koniec lat 90-tych dosyć sporo słuchałem muzyki z tak zwanym klimatem. Mowa tutaj o kapelach takich jak Therion, Tiamat, Paradise Lost, The Gathering, Theatre Of Tragedy i oczywiście Moonspell. Portugalczycy zachwycili mnie płytami "Wolfheart" i "Irreligious". Niestety później zaczęli flirtować z elektroniką (jak większość ze wspomnianych) i tym samym moje zainteresowanie tym graniem znacznie zmalało. Przyznam, iż kolejnych płyt nie znam zbyt dobrze. Gdzieś tam kiedyś, którąś przesłuchałem i w zasadzie to tyle z moją stycznością z Moonspell. Oczywiście po drodze widziałem ich ze 2-3 razy przy okazji festiwalowych występów i podczas któregoś z nich pomyślałem, iż wypadałoby zobaczyć Portugalczyków w klubie. Mniejsza scena, dłuższa setlista i zdecydowanie lepszy odbiór takiej muzyki.

Wreszcie nadarzyła się doskonała okazja, bo zespół odwiedził po raz kolejny Polskę i jeszcze dodatkowa zagrali w moim mieście. Takiej okazji oczywiście nie mogłem przepuścić. 28 października zameldowałem się we wrocławskim klubie Alibi i spokojnie oczekiwałem na ten koncert. Przyznam, iż moje nastawienie przed występem Fernando Ribeiro i Spółki było lekko "ostrożne". W setlistę zerknąłem tylko raz, żeby przekonać się, że nie zabraknie starych kawałków, na których najbardziej mi zależało. Nie analizowałem seta, nie wgłębiałem się też w jego konstrukcję. Po prostu chciałem usłyszeć "swoje" numery i to było dla mnie najważniejsze.

Jednak... wszystko się zmieniło w zasadzie w jednej chwili. Dokładnie gdy muzycy wyszli na scenę i przyładowali pierwszą kompozycją. Tak, tak... nie przypadkowo użyłem słówka "przyładowali". Szczerze mówiąc takiej petardy na dzień dobry to ja się nie spodziewałem. Była to kompozycja "Axis Mundi" z nowej płyty. Ribeiro zaśpiewał cały numer w efektownej masce, a w Alibi zapanowało szaleństwo, którego poziom rósł z każdą minutą. Moonspell promował najnowszą płytę "Alpha Noir" z które zagrał 6 kompozycji: "New Tears Eve" z piękna dedykacją (Peter Steele z Type O Negative) , "Love Is Blasphemy", "Em nome do medo", "Lickanthrope", utwór tytułowy i wspomniany już "Axis Mundi". Przyznam szczerze, że te nowe numery zrobiły na mnie spore wrażenie i tym samym w trybie pilnym sprawdzę najnowsze wydawnictwo tego zespołu.

Moonspell zaskoczył mnie mocarnym dźwiękiem. Takiej mocy i siły rażenia to ja się zupełnie nie spodziewałem. Solidnie dociążone gitary, totalna demolka na perkusji... oj nie jeden zespół z szufladki heavy metal nie potrafi tak potężnie zabrzmieć na żywo. Dokładając wokalistę, który przez cały koncert w zasadzie nie wchodzi w wyższe rejestry, to można sobie wyobrazić jaką mocą dysponuje Moonspell na żywo. Do tego muszę jeszcze dodać świetną robotę akustyka, który elegancko zapanował na dźwiękiem i utrzymał w ryzach całość. Nie było też za głośno, bo stojąc w pobliżu barierki i głośnika, po koncercie nic mi w uszach nie szumiało. Naprawdę to wszystko było kapitalne zgrane i zagrane.

Oprócz utworów z najnowszej płyty Moonspell zaprezentował kilka kompozycji z poprzednich krążków. Mieliśmy okazję posłuchać "Scorpion Flower" i "Night Eternal", z "Memorial" poleciało "Finisterra", a "Darkness And Hope" reprezentował "Nocturna". Na żywo całkiem nieźle te numery się obroniły i od koncertu w mojej głowie kiełkuje myśl, żeby sobie przypomnieć te zapomniane albumy i przesłuchać te nie słuchane. Cóż... myślę, że dokładnie tak się stanie. Jednak jak na wstępie napisałem, dla mnie ten koncert był szczególny z innych powodów, niż te wymienione do tej pory. Oczywiście chodzi o numery z wiadomych płyt. I tutaj muszę przyznać, iż nie zawiodłem się ani trochę.

Dosyć szybko w setliście pojawił się numer "Opium" co spowodowało, że automatycznie powędrowałem w pobliże barierki. Zespół od razu poprawił "Awake" i to już była solidna dawka wrażeń jak dla mnie. Jednak to co najlepsze to oczywiście dopiero miało nastąpić. A zaczęło się od utworu "Vampiria" z deserem w postaci "Ataegina". Fernando Ribeiro podczas tego drugiego tak genialnie nakręcił publikę do śpiewania, że po zakończeniu kawałka... publika od nową rozpoczęła folkową przyśpiewkę. Perkusista Miguel Gaspar po chwili dołączył do rozśpiewanego tłumu, a po chwili reszta muzyków podłączyła się z akompaniamentem. Ribeiro w tej sytuacji "nie miał" wyjścia i fragment tego kawałka został odegrani i zaśpiewany przez wszystkich. Wyszło to totalnie spontanicznie i całkiem nieźle. Widok uśmiechniętych muzyków na scenie - bezcenny. Po tej wspólnej zabawie Fernando chwilę dłużej dziękował za ten wspaniały wieczór, za lata wspierania zespołu przez polskich fanów i zapowiedział ostatni numer, który wcale takim nie będzie, bo zespół wróci na bisy. No i rozpoczęło się szaleństwo pod tytułem "Alma Mater". To było coś niesamowitego, jakiś rodzaj magii normalnie. Dla takich chwil właśnie chodzę na koncerty... tego po prostu nie sposób opisać, to trzeba samemu przeżyć. Wspaniała muzyka, wspaniała atmosfera i genialny klimat. Tutaj nie jestem wstanie nic więcej dodać.

Po krótkiej przerwie zespół wrócił na scenę i zaczął z grubej rury: "Wolfshade (A Werewolf Masquerade)". Cóż mogę napisać. Miazga i tyle. Bis numer dwa to "Mephisto" i tak naprawdę to już ciężko było mi to wszystko pojąć. Tym bardziej, że koncert zakończył przegenialny "Full Moon Madness". Te trzy bisy po prostu mnie "zniszczyły". Takiej kropki na koniec to ja się nie spodziewałem w najśmielszych snach. Coś pięknego, wspaniałego i cudownego. Powiem szczerze, że jakbym nie poszedł na ten koncert i później zerknął w setlistę, to okrutnie bym tego żałował. To co Moonspell zaprezentował tego dnia w klubie Alibi to czapki z głów. Spodziewałem się, że będzie więcej "ugrzecznionego" grania, może nawet trochę smęcenia, a dostałem solidnie po głowie. Plus oczywiście kilka starszych perełek, które ucieszyły mnie podwójnie. Tym samym mogę spokojnie przyznać, iż jestem w 100% zadowolony z tego co zobaczyłem i usłyszałem. Moonspell na żywo to kawał świetnego grania i dosyć mocno mnie tym zaskoczyli.

Setlista:

01. Axis Mundi
02. Alpha Noir
03. Finisterra
04. Night Eternal
05. Opium
06. Awake
07. Nocturna
08. Scorpion Flower
09. New Tears Eve
10. Lickanthrope
11. Love Is Blasphemy
12. Em nome do medo
13. Vampiria
14. Ataegina
15. Alma Mater
-------------
16. Wolfshade (A Werewolf Masquerade)
17. Mephisto
18. Full Moon Madness



Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 31.10.2013 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!