Hunter - "Imperium Tour 2013" Inferno Cafe, Koszalin - 12.10.2013 r.
Od czasu wydania płyty "HellWood", muzyka Huntera jakoś przestała mnie interesować, mimo iż albumy "Requiem", "Medeis" czy "T.E.L.I." bardzo często gościły w moim odtwarzaczu. Przyczyną tego stanu rzeczy był zapewne fakt, że miast długich, klimatycznych, mrocznych suit wolę zdecydowanie prostsze, szybsze, cięższe (i przy tym bardziej przebojowe) numery z pierwszych krążków. Również same teksty, pełne dziwacznych metafor i gier słownych, jakoś nie potrafiły do mnie przemówić - również na "Królestwie". Teraz grupa ze Szczytna zamierza wypuścić na świat swe kolejne dziecię. Jako że postanowiła pochwalić się nim również w Koszalinie, to z czystej ciekawości postanowiłem się wybrać.
Koncert zorganizowany został "na wariata", bowiem zespół postanowił w ostatniej chwili dodać kilka występów na Pomorzu. Co oznacza w ostatniej chwili? Powiem tak: na 5 dni przed wydarzeniem sklep, w którym miała być prowadzona przedsprzedaż jeszcze nie wiedział, że coś takiego w ogóle będzie. Nie było czasu na szerszą promocję występu i trzeba było liczyć na marketing szeptany, tudzież Facebooka. Wiele osób przepowiadało przez to frekwencyjną klapę, tym bardziej, że tego samego dnia o tej samej godzinie w Koszalinie grało Farben Lehre, które zawsze gromadzi komplet. Bilety też okazały się niezbyt tanie, bowiem kosztowały 35 złotych w przedsprzedaży i 45 złotych w dniu koncertu. Na szczęście fani metalu z miasta i jego okolic dali radę i o żadnej "wtopie" mowy być nie mogło - zjawiło się około 200 osób. Jak na tak krótki czas - niezły wynik.
Koncert rozpoczął się niemal równo o 20:00. Przez około 90 minut Hunter zaprezentował nam nie tylko kawałki z ostatnich płyt ale również (w przeciwieństwie do Turbo) utwory z nadchodzącego krążka - "Imperium". Jak prezentuje się nowy materiał? Wybornie! Grupa powróciła do prostszego, bardziej chwytliwego grania, a ich teksty są bardziej "przyziemne". Rewelacyjnie wypadło zwłaszcza "Imperium UBOJU" - jest to szybko wpadający w ucho, szalenie przebojowy numer, traktujący o rytualnym uśmiercaniu zwierząt. Pozostałe utwory również trzymały wysoki poziom i wiele wskazuje na to, że nowe dzieło Draka i spółki wyląduje w moim odtwarzaczu. Oprócz nowości nie zabrakło również kilku pewniaków typu "Wyznawcy", "Płytki dołek", "T.E.L.I." (z niepotrzebnymi chórkami), "Osiem", "Labirynt fauna", "ŚmierciŚmiech" czy "Trumian show", jak również przedstawicieli albumu "Królestwo", którzy zostali przyjęci przez zgromadzoną publiczność równie gorąco co ich nieco starsi bracia. Ku mojemu zdziwieniu kapela nie przygotowała żadnego numeru z "MedeiS", co dla mnie jest rzeczą niepojętą, wszak (według mnie przynajmniej) jest to najlepszy album formacji ze Szczytna - to tak jakby Metallica nie zagrała niczego z "Master Of Puppets". Szkoda również, że nie było "Pomiędzy piekłem a niebem", gdyż jest to kawałek podczas którego publiczność może sobie dłużej pośpiewać.
Na setlistę można było więc sobie troszeczkę pomarudzić, natomiast na formę zespołu już nie. Hunter zawsze daje z siebie wszystko podczas występów na żywo i ten wieczór do wyjątków nie należał. Widziałem tą grupę już trzy razy na żywo i zawsze było bardzo dobrze - tym razem również, a przecież latka lecą. Pitowi trochę się przytyło od czasu trasy HellWood ale ciągle gra bardzo dobrze, Daray w końcu mógł pokazać pełnię swoich możliwości (na ostatnim koncercie grał z kontuzją i musiał się oszczędzać), Saimon chował się gdzież po kątach headbangując długimi włosami, a Drak ciągle potrafi sprawić, że ciarki przechodzą po plecach. Gdzie w tym wszystkim Jelonek, się spytacie? Tradycyjnie - nie było go. Michał miał tego dnia koncert w innym mieście i niestety nie mógł być z nami (Paweł nie był chyba z tego faktu zbyt zadowolony). Teoretycznie nic wielkiego, no ale na cztery koncerty Huntera w Koszalinie tylko jeden (!) odbył się w pełnym składzie i zawsze brakowało właśnie Jelonka - klątwa czy co? Zamiast niego pojawił się Tomasz Kasprzyk, któremu już wcześniej zdarzało się chwycić w grupie za skrzypce. Spisał się dobrze, choć jego styl znacząco odbiega od Michała. Na scenie Tomek jest też mniej szalony, choć zdarzyło mu się w pewnym momencie zbiec ze sceny i grać wśród publiczności. Bonusem na trasie "Imperium" jest Arkadiusz Letkiewicz, który nie tylko gra na instrumentach perkusyjnych ale pełni również rolę aktora. Przebrany w oficerski, hunterowy strój robi groźne miny, zagrzewa publiczność do zabawy, przybiera różnego rodzaju pozy a w Koszalinie zaśpiewał... cover "Amerika" zespołu Rammstein. I wyszło mu nawet całkiem nieźle.
Po koncercie każdy mógł sobie porozmawiać z członkami grupy, zebrać autografy, zrobić pamiątkowe zdjęcie czy kupić któreś z wydawnictw grupy. Jako że na stoisku nie było "MedeiS" (Why?!), to skorzystałem z tej trzeciej opcji a następnie udałem się do domu. Koncert Huntera stał się historią. Był to występ dobry: formacja w świetnej formie, teatralność na odpowiednim poziomie, publiczność nieprzypadkowa, nagłośnienie w porządku, nowe kawałki - kapitalne. Jedynie do braku "Fantasmagorii" i innych przysmaków z "SiedeM" można się było przyczepić. Jeśli grupa zawita po raz kolejny do Koszalina - wybiorę się na pewno, ponieważ Hunter jest po prostu koncertowym pewniakiem. Cóż to oznacza? Że nie ważne gdzie, kiedy i za ile - jeśli pójdziecie, to na pewno będziecie się dobrze bawić.
|