Back To The Black Tour 2012


Vader, Vedonist, Calm Hatchery, Northern Plague
Back To The Black Tour 2012
Inferno Café, Koszalin - 01.12.2012


Vader postanowił nieco wcześniej dać wszystkim metalowcom prezent na święta i jakiś czas temu rozpoczął zimową trasę koncertową po Polsce. Niby nic nowego wszak cyklicznie odbywa się ofensywa zwana Blitzkriegiem, jednak tym razem weterani z Olsztyna skupili się miastach, które do tej pory były pomijane. A żeby było jeszcze lepiej, Peter & Co. zabrali ze sobą również kolegów. Różne miasta to różne zestawy - w Koszalinie grupami, które miały nas przygotować na danie główne były Northern Plague, Calm Hatchery oraz Vedonist. Bilety kosztowały 40 złotych a sam koncert odbył się w klubie Inferno, prowadzonym przez byłego członka Vadera.

Northern Plague

Pierwszym zespołem, który zaprezentował się na koszalińskiej scenie był stosunkowo młody Northern Plague. Grupa powstała w 2009 roku w Białymstoku i na swoim koncie ma dopiero jedno wydawnictwo: EP-kę "Blizzard Of The North". Muzycznie niby nie mamy tutaj niczego oryginalnego, wszak da się usłyszeć zarówno wpływy death metalu pokroju Vadera lub Morbid Angel, jak i klasyków blacku typu Satyricon, jednak muzyka broni się... no właśnie, tym nieco "archaicznym" brzmieniem. Większość nowych zespołów metalowych "szmugluje" do swojej muzyki elementy hardcore'u czy innych bzdur, więc taki powrót do korzeni jest u mnie mile widziany. A do własnego, rozpoznawalnego stylu na pewno w przyszłości dojdą - o to raczej nie ma co się martwić. W Inferno Cafe nie było widać młodego stażu Północnej Plagi - kapela wypadła bardzo profesjonalnie. Występ był przemyślany, członkowie świetnie radzili sobie z instrumentami, a wokaliście nie zdarzały się żadne konferansjerskie wpadki, co jeśli chodzi o młode zespoły jest niestety w Polsce normą. Wizualnie Northern Plague również mi się podobał i widać, że panowie bardzo poważnie podchodzą także do tego aspektu - dobrze, wszak zespół metalowy ma nie tylko nieźle grać ale też odpowiednio się prezentować. Kapela zagrała materiał z debiutanckiej EP-ki i na scenie była przez około 20-25 minut. Znakomicie jednak ten czas wykorzystała i już teraz wróżę jej przyszłość w kraju nad Wisłą... I poza nim zresztą też.

Calm Hatchery

Kilka minut przerwy i na scenie pojawić się miał słupski Calm Hatchery. Bardzo byłem ciekawy występu tego zespołu, wszak już teraz dużo się o nim mówi na zachodzie, a płyty tej grupy zdobywają bardzo dobre oceny. Mogłem już być na ich występie dwa lata temu, gdy grali przed Vaderem i Napalm Death, no ale akurat Calm Hatchery ominąłem, gdyż... piłem tanie wino. Cóż, przynajmniej mam dobrą wymówkę, co nie? Po koncercie w Inferno śmiało sobie mogę strzelić za to "z liścia", gdyż słupska horda jest wybitnie wręcz interesująca. Początek nie wróżył niczego dobrego, gdyż okazało się, że nie przyjechała część sprzętu i szybko trzeba było znaleźć zamienniki. Gitarzysta Huzar był wściekły na kolegów, że podczas przepakowywania nie sprawdzili wszystkiego i co chwilę można było usłyszeć różne "kurtyzany" lecące we wszystkich kierunkach. Na szczęście jakoś go uspokojono i po kilku minutach mogliśmy zobaczyć chłopaków w akcji. A na scenie byli niewiarygodni!

Muzyka Calm Hatchery jest nieco inna niż Northern Plague: przede wszystkim więcej w niej różnorodności. Grupa wykonuje co prawda death metal, ale z licznymi zmianami tempa, pełen wgryzających się w łeb riffów czy... pięknych, melodyjnych solówek w wykonaniu Piotra "Huzara" Hausera. Facet gra po prostu wybornie i niekiedy aż chciało się zamknąć oczy, aby do końca rozpłynąć się przy dźwiękach wychodzących z jego gitary - rzadkość w przypadku takiej muzyki! Wokalista nieco średnio mi pasował (podejrzewam, że duża w tym zasługa problemów technicznych), ale trzeba mu za to oddać, że był niezwykle charyzmatyczny: biegał, skakał, robił dziwne miny i niestraszny mu był nawet stage diving w publikę. Dodam jeszcze, że perkusista w postaci Radka Szczepańskiego również "dawał radę". Calm Hatchery już teraz nazywany jest przez zagranicznych wielbicieli metalu jako największe odkrycie od czasu Decapitated i nie można się z tym nie zgodzić. Koniecznie się nimi zainteresujcie!

Setlista:

1. Intro
2. Sea Of Truth
3. Messerschmitt
4. We Are The Universe
5. God Of Shadow
6. Them (Stare Baby)
7. Lost In The Sands
8. Shine
9. The Blood Of Stalingrad

Vedonist

Po ekipie z Calm Hatchery przyszedł czas na warszawski Vedonist. Zespół wykonuje (jakże by inaczej) death metal, ale z pewnymi naleciałościami thrashu (czy też post-thrashu). Ekipa właśnie szykuje się do wydania trzeciego albumu, który ma wyjść gdzieś na początku 2013 roku (tytuł: "A Clockwork Chaos"), tak więc w Koszalinie mogliśmy usłyszeć sporo nowego materiału. I brzmi on dość intrygująco, bowiem mi osobiście przypominał... rozlatujący się właśnie The Haunted. Było szybko, mocno, bezlitośnie, ale też z odpowiednią porcją melodyjności. Pogo rozkręciło się tak, że wejście do środka groziło śmiercią, a pewnym momencie dostałem nawet odłamkiem z rozlatującej się butelki - moc. Zespół spisał się znakomicie i trudno szczególnie pochwalić któregokolwiek z muzyków, bowiem wszyscy byli świetni. No chyba, że frontmana, który okazał się prawdziwym scenicznym zwierzęciem. Facet ma ryk jak Godzilla, jest cały wytatuowany, ma oryginalną fryzurę a'la Adolf, no i niesamowicie metalowe wąsy. Czego chcieć więcej? Acha, no i jak krzyczał żeby się bawić, to wszyscy się bawili, bo mówił to w taki sposób, jakby był gotów w zęby strzelić... Koncert bardzo udany, kapela żywiołowa i w świetnej formie, nagłośnienie też w porządku i tylko z efektami ktoś lekko przesadził, bowiem sztucznego dymu narobiło się tyle, że nawet ja wszystkich muzyków dobrze nie widziałem. A stałem jakieś pół metra od sceny. W każdym bądź razie zespół trafia do szuflady z grupami, z którymi trzeba się bliżej zaprzyjaźnić.

Setlista:

1. Internal Bleeding
2. The Dead House
3. Vulture Of War
4. Dehumanized
5. Little Box Black
6. Visual Echo Of Distress

Vader

No i w końcu przyszedł czas na Bestię. Vadera widziałem już, gdy odgrywał całe "De Profundis", a teraz przyszedł czas na trasę, podczas której mieliśmy usłyszeć "Sothis" oraz "Black To The Blind". To oznaczało, że trzeba się było pożegnać z "Kingdom", "Xeper" czy "Cold Demons", no ale cóż - wiedzieliśmy za co zapłaciliśmy. No dobra, może nie każdy, bowiem od czasu do czasu można było usłyszeć, że jeden czy drugi długowłosy chce to czy tamto - Peter wówczas z uśmiechem tłumaczył, że "nie dzisiaj". Tak, set był specjalny i składały się na niego głównie "starocie", a więc przede wszystkim cały "Black To The Blind" i sporo "Sothis" (choć jednak całej EP-ki nie odegrano), a do tego pojedyncze kawałki chociażby z "The Ultimate Incantation", "Revelations" czy "Necropolis". Nie obyło się od małej wpadki organizacyjnej, bowiem zaraz na początku koncertu (końcówka "Fractal Lights") miała miejsce awaria prądu i zespół na kilka minut musiał zejść ze sceny. Ktoś z ochrony zażartował, że zagrają akustycznie, ale na szczęście powtórki z Huntera nie było* i Vader po przymusowej przerwie powrócił aby dalej siać zniszczenie.

Grupa jak zwykle była w znakomitej formie, choć od ich ostatniej wizyty sporo się zmieniło. Pająk na gitarze pozostał i jak zawsze faceta wszędzie było pełno. Zachowywał się jak na amfetaminie, bowiem przez cały czas machał łbem, robił groźne miny, wystawiał język, zachęcał do szaleństwa - ktoś go powinien przebadać na obecność substancji niedozwolonych. Reyash na basie został wywalony i zastąpił go Tomasz Halicki z Hermh - wybór znakomity, bowiem facet muzykiem jest świetnym, a i na scenie prezentuje się groźnie. Nie chciałbym go spotkać w jakiejś ciemnej uliczce. Na perkusji zamiast Paula najnowszy nabytek w postaci Jamesa Stewarta - malutki, szczuplutki facet, który jako jedyny nie potrafił mnie jakoś przekonać. Jasne, facet gra dobrze, ale nie rewelacyjnie, no i wizualnie jakoś do Vadera mi nie pasuje. A Peter? Peter jak to Peter: darł się tak, że ciary po plecach przechodziły. Jak on to robi, że wydobywa z siebie takie dźwięki? Pojęcia nie mam. Przez niemal półtorej godziny dostawaliśmy w twarz prawdziwą kanonadą dźwięków, całość zwieńczona została obowiązkowym "This Is The War" oraz nieśmiertelnym klasykiem Slayera. Gdzie "Black Sabbath" się spytacie skoro miał być cały "Sothis"? Nie wiem i nie interesuje mnie to - "Raining Blood" na pewno by nie przebił.

Koncert zakończył się kilka minut po 23, tak więc przeżyłem cztery godziny death metalu w różnych odmianach i do tego pod samymi głośnikami. Nawet w chwili gdy piszę te słowa moje lewe ucho nie działa tak jak powinno, ale nie żałuję. Byłem na wyciągnięcie ręki od muzyków, zobaczyłem cztery znakomite polskie zespoły, a to wszystko za niewielkie przecież pieniądze. Jeśli jesteście wielbicielami mocniejszych brzmień, to musicie poważnie zastanowić się nad trwającą właśnie trasę koncertową Vadera. Zresztą nawet jeśli takiej muzyki nie słuchacie, to i tak powinniście pójść, chociażby po to, aby odrobić lekcje: grupa z Olsztyna jest bowiem legendą polskiej sceny metalowej i zobaczyć ten czołg na żywo jest po prostu Waszym obowiązkiem.

* w 2007 roku grający w Koszalinie Hunter zaliczył taką awarię prądu, że muzycy musieli zagrać na parkiecie na akustycznych gitarach i z megafonem.

Setlista

01. Sothis
02. Gniew/Fractal Light
03. Heading For Internal Darkness
04. The Innermost Ambience
05. Carnal
06. True Names
07. Beast Raping
08. Intro/Return To The Morbid Reich
09. Revelations
10. Foetus God
11. The Red Passage
12. Distant Dream
13. Devilizer
14. Black To The Blind
15. Dark Age
16. Vision And The Voice
17. Come And See My Sacrifice
18. Crucified Ones
----
19. Para Bellum
20. This Is The War
21. Raining Blood (Slayer cover)



Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 06.12.2012 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!