01. War In Heaven
02. Burn
03. Order Of Dracul
04. Prototype
05. Dogma
06. Prometheus
07. Titan
08. Confessions Of A Serial Killer
09. Ground Zero
10. The First Immortal



Który koneser metalu symfonicznego nie słyszał jeszcze o Septicflesh? Jeśli nazwa ta wyłącznie obiła Ci się o uszy, bądź kompletnie jej nie kojarzysz, koniecznie powinieneś/aś zapoznać się z najnowszymi dokonaniami tego zespołu! "Titan" to dziewiąty już album zespołu z Grecji. Do współpracy muzycy zaprosili orkiestrę symfoniczną oraz chór dziecięcy. Poziom produkcji oraz kompozycji zapowiadano na wyższy, niż kiedykolwiek dotąd. Czy były to wyznania prawdy, a może tylko zwykły zabieg komercyjny? Przekonajmy się!

Bogate brzmienie "Titana" objawia nam się już w pierwszej minucie otwierającego utworu - "War In Heaven". Członkowie zespołu grają death metal w swoim stylu, zaś partie symfoniczne objawiają oblicze nieskalanego piękna. Połączenie to wkrótce przechodzi w chaos muzycznie obrazujący ową "Wojnę w niebiosach". Utwór ten zdaje się prezentować całą paletę możliwości muzyków. Zagrywki na smyczkach przywodzą na myśl salwy armatnie, zaś śpiewy operowe skojarzyć można z duszami błagającymi o wyzwolenie.

Kolejny track pod tytułem "Burn" rozpoczyna się czystym śpiewem do złudzenia przypominającego głos Marilyna Mansona. Instrumentalnie to konkretne, death metalowe granie. W niektórych fragmentach śpiew brzmi specyficznie, co nie każdemu może się spodobać, jednak growl frontmana nadrabia to bez cienia wątpliwości. W 3/4 swego trwania utwór zatrzymuje się, by eksplodować z niesamowitym motywem. Moim zdaniem jest on najlepszy w całym tym utworze. Następny utwór to pierwszy singiel promujący tę płytę. "Order Of Dracul". Cóż, nie ma co się dziwić, że muzycy wybrali właśnie ten kawałek, by reklamować swój krążek. Dlaczego? Mówiąc w skrócie - wszystko tu jest dobre! Nagłe pauzy i unikalne jak na ten gatunek aranżacje instrumentalne są tutaj wybitne. Niebywale brzmiącym czynnikiem są tutaj dodatkowe instrumenty perkusyjne. Zrywające się instrumenty dęte również nadają kompozycji nienagannej dynamiki. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.

"Prototype" to pozycja przywodząca na myśl dokonania "Septiców" z czasów albumu "Communion". Szczególnie można to poznać dzięki charakterystycznemu brzmieniu czystego kanału gitary. Naprawdę soczyście brzmią tutaj perkusyjne przejścia Krimha, znanego wcześniej z Decapitated, czy koncertów z Behemothem. W wolniejszej części frontman kapeli - Seth daje o sobie znać partiami basowymi. Następnie słyszymy refren, w którym męski growl przeplata się z pięknym, kobiecym głosem. Mieliśmy już wszystko, a to nawet nie jest połowa płyty!

"Dogma" to czyste zło. Powiedziałbym, że ma w sobie coś z naszego rodzimego Behemotha. Może dlatego, że nie chodzi tu o samo granie metalu, a o kreowaniu dźwiękowego horroru. Odgłosy grozy przeplatają się z prostymi oraz bardziej skomplikowanymi riffami. Wszystkiemu temu towarzyszy perkusja z pędzącą podwójną stopą. Moment, który można w tej kompozycji uznać za refren brzmi po prostu kultowo. Odnoszę wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Wszystko brzmi idealnie, lecz powiedziałbym, że brzmienie czystego wokalu odrobinę tu nie pasuje. Nie mogłoby go jednak tu nie być, gdyż wnosi potrzebną temu momentowi melodię. Potężny, masywny, groźny "Prometheus". Wlecze się niczym cierpiący za swe winy zdrajca. Bez tego utworu album ten nie byłby taki sam, jednak muszę stwierdzić, że gdy słucham tegoż tracku, dopada mnie lekkie uczucie monotonii. Poprzednie kompozycje były do tego stopnia imponujące, że tutaj trochę brakuje adrenaliny. Końcówka utworu poprzedzona pięknymi, delikatnymi dźwiękami przypomina jednak słuchaczowi, jakiego zespołu słucha.

Następnie przychodzi kolej na utwór tytułowy. Jak na zespół metalowy przystało, motywem przewodnim jest riff gitarowy. "Titan" to utwór, który żyje. Jeśli album dotychczas nam się podobał, znajdziemy tutaj niemal wszystko co może nam się spodobać. Uwagę przykuwają perkusyjne blasty. Niektóre fragmenty przywodzą mi na myśl współczesne dokonania zespołu Kataklysm. Sposób, w jaki zgrywają się ze sobą wokal, gitary oraz perkusja jest wzorowy. Nie ma tu mowy o nudzie. Pod sam koniec słyszymy elektroniczne sample, które brzmią jak z zupełnie innego świata. W tym przypadku wychodzi to na plus. "Confessions Of A Serial Killer" wybrzmiewa w taki sposób, że przywodzi na myśl chorobę psychiczną, zadumę i jednocześnie groteskowe oblicze strachu. Wyjątkowy utwór, który pokazuje, że Seth i spółka naprawdę potrafią bawić się muzyką. Momentami jest nawet trochę thrashowo, może trochę deathowo. Jakby dyskretnie objawia nam się motyw, który już wcześniej słyszeliśmy. Końcówka utworu brzmi imponująco. Jakby wszystkie żywioły istniejące na tym złym, surowym, przeklętym świecie "Titana" grały zgodnie w tym samym teatrze.

Takie zestawienie podniosłości, a zarazem przygnębienia mogę uznać za jeden z ulubionych momentów na krążku.
Po tej uczcie nadchodzi "Ground Zero". Intro na bębnach przypomina klimatem popularne utwory rockowe, jednak z momentem rozpoczęcia rzezi przez resztę zespołu wszystko się zmienia. Słychać charakterystyczne zagrywki gitarowe, które nie opuszczają kompozycji "Titana", jak widać, aż do niemal samego końca. To dobry utwór z ciekawymi fragmentami, jednak biorąc pod uwagę potęgę pozostałych pozycji, ta nie do końca mnie przekonuje. Z pewnością jednak znajdą się tacy, którzy uznają ten kawałek za charakterystyczny i wyjątkowo udany. Ostatnim utworem z dziewiątego albumu Septicflesh jest "The First Immortal". Z początku wyjątkowo spokojny i powolny. Czyżby pełnił na albumie funkcję swego rodzaju epilogu? W samej połowie wycisza się, by wybuchnąć potężnym brzmieniem. Słychać doskonałe chórki kobiece. Słychać nienagannie brzmiący growl. Słychać wreszcie właściwie brzmiący męski wokal czysty, znany dobrze wszystkim fanom z utworu "Anubis" z albumu "Communion". Sama końcówka jest naprawdę groźna i gniewna. Panowie z Septicflesh najwyraźniej chcą nam dać do zrozumienia, że jeszcze tu wrócą.

Podsumowując: "Titan" to niesamowity, chociaż odrobinę nieidealny album. Łączy w sobie death metal na najwyższym poziomie połączony z bardzo dobrą muzyką symfoniczną. To połączenie obskurnej brzydoty z dziewiczym pięknem, które uznać można za prawdziwie przełomowe. Mimo, że niektóre fragmenty, czy też brzmienia odstają od całokształtu, w ogólnej ocenie płyta ta naprawdę się broni! Czy muzycy mieli rację deklarując, że przejdą samych siebie? Moim zdaniem mieli, i przekonać się o tym powinien każdy, nawet mniej związany z ciężką muzyką. Brawo!

Order Of Dracul:




Tomasz Szlendak / [ 01.03.2015 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Septicflesh
Titan

Season Of Mist - 2014 r.




9,5/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!