01. Of Matter - Proxy 02. Of Matter - Retrospect 03. Of Matter - Resist 04. Of Mind - Nocturne 05. Of Mind - Exile 06. Of Reality - Eclipse 07. Of Reality - Palingenesis 08. Of Reality - Calabi-Yau 09. Of Energy - Singularity 10. Of Energy - Embers
Zespół pod nazwą Tesseract powstał w Londynie w okolicach roku 2007. Przez wielu krytyków jest dziś wymieniany jako wschodząca gwiazda progresywnego metalu. Sami artyści określają swoją muzykę terminem "djent". Ta dziwna nazwa wzięła się podobno od jakiegoś specyficznego akordu stosowanego przez Frederika Thordendala z Meshuggah. Tym samym szwedzki gitarzysta jest przez wielu uważany za twórcę tego nowego nurtu. Zdaniem muzyków Tesseract, djent to kolejny krok w rozwoju progresywnego metalu, a nawet przyszłość całej ciężkiej muzyki. W Polsce ten zespół jest prawie zupełnie nieznany, ale na świecie zdążył już odnieść pierwsze sukcesy. W głosowaniu brytyjskiego magazynu "PROG" płyta "Altered State" zajęła drugie miejsce w kategorii "Progresywny album roku 2013". Tesseract był także nominowany do kilku innych nagród, a na początku roku 2014 wybrał się na miesięczną trasę po Ameryce i to w roli headlinera.
Płyta "Altered State" jest debiutem nowego wokalisty zespołu, Ashe'a O'Hara. Choć Anglicy zdołali dotąd wydać tylko dwa albumy, O'Hara jest już czwartym wokalistą w historii grupy. Widocznie ciężko jest dzisiaj znaleźć odpowiedniego człowieka na to stanowisko. Nowy wokalista śpiewa w dość wysokich rejestrach, operując gdzieś w okolicach Jamesa LaBrie z Dream Theater, Geoffa Tate'a z Queensryche i Raya Adlera z Fates Warning. O'Hara nie kopiuje jednak żadnego z tych wokalistów i ma swój własny styl. Ten styl prawdopodobnie nie wszystkim będzie odpowiadał. Nie każdy bowiem lubi wysoko śpiewających wokalistów. Od razu uspokajam, że choć O'Hara śpiewa wysoko, nie ma to nic wspólnego z power metalowym wyciem. Na plus trzeba zaliczyć także fakt, że Ashe O'Hara nie idzie na łatwiznę i w ogóle nie posługuje się takimi technikami jak growl czy scream, które w ostatnich latach zepchnęły metal na margines światowej muzyki rozrywkowej.
Bardzo trudno jest opisać muzykę Tesseract, gdyż wymyka się ona wszelkim typowym szufladkom. Dla mnie osobiście jest to coś na kształt mieszanki metalu, jazzu i progresywnego rocka. Niektórzy krytycy wspominają też o elementach mathcore'a czy mathmetalu. Muzyka Tesseract jest połamana, obfitująca w ciekawe melodie i nieprzewidywalna. To powoduje, że nawet po kilkunastu przesłuchaniach trudno jest spamiętać wszystkie utwory. Anglicy z pewnością nie boją się eksperymentów. Jeśli ktoś uważa, że dla saksofonu nie ma w muzyce metalowej miejsca, zapraszam do wysłuchania kompozycji "Calabi-Yau". Dla mnie bomba! Brzmienie albumu nie jest bardzo ciężkie, ale liczne eksperymenty rytmiczne powodują, że album może się okazać nieco trudno przyswajalny. W wolniejszych fragmentach muzyka Tesseract kojarzy mi się ze ścieżką dźwiękową jakiegoś filmu science fiction. Mam nieodparte wrażenie, że niektóre partie idealnie nadawałyby się np. do filmu "Ludzkie dzieci". Mi osobiście taki klimat bardzo odpowiada. W cięższych partiach Tesseract zbliża się niekiedy do rytmiki znanej z Meshuggah. Anglicy mają jednak nad Szwedami pewną przewagę. Mianowicie nie uciekają od melodii, co było dla mnie zawsze głównym zarzutem pod adresem Meshuggah. Dzięki temu kompozycje są ciekawe, melodie pozostają w głowie i chce się do nich wracać. Tak jest na przykład w przypadku "Nocturne", jednego z moich ulubionych kawałków na płycie. Jeśli chodzi o wady to przeszkadza mi czasem brak zwykłego bezpośredniego czadu. Mam wrażenie, że czasem przydałoby się po prostu "dać do pieca" zamiast uciekać w kolejne połamane rytmy. Na albumie brakuje mi także solówek. Jest to z pewnością zabieg celowy, bo poziom techniczny muzyków jest bardzo wysoki, ale nie mam pojęcia co taki zabieg miał na celu.
"Altered State" to niewątpliwie płyta bardzo osobliwa i nie każdy się do niej przekona. To propozycja dla inteligentnego i otwartego słuchacza. Jednak jeśli komuś nieobce są takie nazwy jak Fates Warning, Textures, Dream Theater, Cynic czy Meshuggah to zdecydowanie powinien spróbować. Kto wie? Może świat djentu wciągnie go na dobre i pozostanie w nim już na zawsze?