01. Ventus Ignis Terra Aqua
02. Fifth Element
03. Ready To Die Between Stars
04. The Day When I Turn Back Time
05. Chronokinesis
06. March To The Darkest Horizon
07. Yin Yang
08. Elemental Power
09. Ad Futuram Rei Memoriam
10. When The Sunrise Breaks The Darkness
11. Vita



"Fifth Element" to druga płyta poznańskiego Pathfindera. Zespół wcześniej wydał genialny album długogrający "Beyond The Space Beyond The Time", który był istną power symphonic metalową ucztą, a trwał ponad 70 minut. Szok to niewłaściwe słowo, aby określić uczucie, jakie mnie ogarnęło, po usłyszeniu muzyki zawartej na płycie. Nawałnica dźwięków gitarowych i klawiszowych, ultraszybka perkusja, epicki klimat, prawdziwie power metalowe brzmienie. Czy to w ogóle możliwe w naszym kraju? Jak widać tak. Z olbrzymią ciekawością sięgnąłem więc po "Fifth Element", który za prawdę powiadam, zabił mnie od pierwszego usłyszenia.

Tematyka albumu opiera się głównie na potędze heavy metalu jako piątego żywiołu obok wiatru, ognia, ziemi i wody. Zatem mamy 2 minutowe intro w postaci "Ventus, Ignis, Terra, Aqua", gdzie każdy żywioł prezentuje swoją "solówkę", krótki prolog i mamy to na co czekaliśmy. Wspólny akcent wszystkich instrumentów, perkusja robi przejście i dalej już sama power metalowa słodycz: instrumenty szaleją z szybkością światła, a wokalista wydaje pierwszy krzyk. Doprawdy wejście przecudowne, a dalej cudowność ani na sekundę nie ustaje. Nie ma sensu opisywać oddzielnie każdej kompozycji. Każda jest równie cudowna, bogata w przeróżne popisy instrumentalne, zmiany rytmu, znakomicie zaaranżowana od początku do końca i nic nie jest upchane na siłę. Gdy trzeba przypieprzyć - jest pieprznięcie, gdy trzeba zwolnić - jest zwolnienie. Przepiękne, podniosłe, melodyjne refreny często wzbogacone o śpiewy chóru, co dodaje potęgi. Nierzadko pojawiają się soprany i mezo-soprany żeńskie, co jeszcze w połączeniu z chórem, nadaje muzyce symfonicznego smaczku.

Muzycy obsługujący instrumenty to istni wirtuozi, którzy wiedzą o co chodzi w graniu power metalu. Karol Mania i Gunsen, nie szczędzą nam gitarowych popisów zarówno w solówkach pierwszoplanowych, jak i tych partiach rytmicznych. Slavomir Belak tworzy wspaniałe tło harmoniczne dla reszty zespołu. Słuchając jego gry, czasami nachodzą mnie skojarzenia z genialnym Hansem Zimmerem. Sekcja rytmiczna: Arkadiusz E. Ruth - bas i Kacper Stachowiak - perkusja, odwalają kapitalną robotę, w końcu w rytmie też się tutaj sporo dzieje, a i wstaweczka basowa w "Fifth Element" - słyszałem to, słyszałem. No i wokalista Simon Kostro, w przeciwieństwie do słodkich, brnących w górę, a przy tym jeszcze wibrujących kolegów z power metalowej branży, śpiewa wokalem czystym z odrobiną zadziorności, używając w niektórych momentach swojego wysokiego zaśpiewu, a czasami nawet pseudo growlującego skrzeku, co może nie jest do końca profesjonalne, ale niesamowicie pasuje w momentach, gdy go używa.

Z wielką radością oznajmię, że nie wiem nawet do czego porównać muzykę Pathfindera. Nie ma żadnej frajdy w tym, że słyszy się po raz n-ty zespół, który tylko kopiuje dobrze nam znane motywy. Owszem, można się doszukać elementów DragonForce, Rhapsody, Sonata Arctica, Nightwish, Hans Zimmer, oraz wyjątkowo w "March To The Darkest Horizon" wyczuwam klimat uwielbianego przez mnie Lost Horizon, gdzie również grał gitarzysta polskiego pochodzenia. Jednak o przesadnej wtórności nie ma mowy. Współpraca tej szóstki daje muzykę nieprzeciętną, świeżą, dynamiczną, o niezliczonej ilości zmian, akcentów, dzięki czemu o nudzie nie może być mowy. Mimo wielu wirtuozerskich ozdobników, nie czuć, aby ta wirtuozeria przeszkadzała w odbiorze, jak to często bywa w Stratovarius czy Rhapsody. W dodatku, której pozycji na krążku nie posłuchamy, każda jest hymnem, więc czego chcieć więcej?

Jak album ma się do swojej poprzedniczki? Moim zdaniem jest bardziej przemyślany, spójny i łatwiejszy w odbiorze. Na debiucie Pathfinder chciał chyba za dużo pokazać, przez co robił się drobny chaos. Kompozycje w pełni artystyczne, rozbudowane i lekko trudniejsze w odbiorze, wykorzystały prawie cały czas, jakim dysponuje płyta długogrająca. Natomiast na "Fifth Element" zespół skompresował wszystko co chciał pokazać, stworzył materiał bardziej oszczędny, przy czym ani trochę nie stracił na jakości. Oczywiście, nie twierdzę, że "Beyond The Space, Beyond The Time" jest albumem złym, wręcz przeciwnie - genialnym, jednak teraz w stosunku do "Fifth Element" wiem, że istnieje możliwość stworzenia arcydzieła bardziej przyswajalnego, które za pierwszym razem kopie po gębie i co najlepsze, nie nudzi się tak szybko.

Na sam koniec przypominam, że to nasz! Podkreślam, nasz zespół! Szkoda, że Pathfinder jest tak słabo znany we własnym kraju, czego dowodem może być brak recenzji ich płyt, na tymże serwisie, oraz znikoma liczba koncertów w Polsce. Jednak za granicą robią spory szum i ciężko się dziwić, bo muzyka brzmi naprawdę światowo. Może będę nieobiektywny, ale nie raz zanurzając się w dźwięki "Fifth Element" mam odczucia, że to najlepszy power metalowy band na świecie. A zatem Polacy, posłuchajcie jak się u Was gra!

"Metal Is Eternal Like Earth, Fire, Wind And Water..."

Blackout / [ 26.09.2013 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Pathfinder
Fifth Element

Sonic Attack - 2012 r.




10/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!