Kilka lat temu okrzyknięto Bring Me The Horizon największym wydarzeniem na brytyjskiej rockowej scenie muzycznej od czasów debiutu Iron Maiden. Cóż, być może wtedy wydawało się, że to pochwała mocno na wyrost. Dotychczasowe dokonania muzyczne Brytyjczyków nie wykraczały bowiem poza to, do czego inne młode zespoły z czołówki światowej sceny metalcore'a zdążyły przyzwyczaić entuzjastów tej muzyki. Nie chciałbym rzucać słów na wiatr, ale słuchając kompozycji zawartych na "Sempiternal" mam wrażenie, że dawno pożegnany czas stadionowego rocka powraca.
Najnowsze dokonanie młodych muzyków z Sheffield zaskakuje niemalże na każdym kroku. W miejsce silnych, szarpanych riffów, do których zdążyli nas przyzwyczaić Anglicy, dostajemy suche bębny i klawisze, jak w intrygującym intro do "Can You Feel My Heart". Swoje gardłowe krzyki Oliver Sykes uzupełnia pełnymi emocji, czystymi wokalami, melodyjnym refrenom wtórują dźwięki syntetyzatorów, za które w pełni odpowiada Jordan Fish, najnowszy nabytek zespołu. Co do syntetyzatorów, warto wspomnieć, że chociaż na stałe zadomowiły się one w muzyce obracającej się wkoło hardcore'a, to Bring Me The Horizon korzysta z nich zupełnie inaczej, niż chociażby Winds Of Plague czy Eyes Set To Kill. Zamiast - przy pomocy głębokich dźwięków klawiszy - tworzyć podniosłą atmosferę, wypełnianą później szaloną grą perkusji, growlem i ciężkimi riffami, Anglicy sięgnęli po sprawdzoną metodę podporządkowywania dźwiękom klawiszy całych utworów. W ten sposób numery takie, jak "Sleepwalking" czy "And The Snakes Start To Sing", brzmią tak dobrze, dojrzale i odważnie.
Wspominałem o powrocie stadionowego rocka - cóż, wsłuchując się w chóralne śpiewy, którym poświęcono sporo miejsca, chociażby w "Empire (Let Them Sing)", wydaje się, że nie ma lepszego miejsca dla tego kawałka, niż stadion pełen fanów. Tym samym, nagrywając tak spójny, utrzymany na wysokim poziomie album, Bring Me The Horizon zrywa z łatką kolejnego zespołu młodych, nadmiernie wytatuowanych chłopaków z przydługimi grzywkami. Pomimo pewnych trudności, jakie ta płyta zapewne sprawi oddanym fanom metalcore'a, jestem przekonany, że zawarta na niej muzyka trafi do szerokiej grupy odbiorców. Do gustu wielbicielom ukrytych sensów, zawartych w tekstach, przypadną zapewne wolne, rozedrgane utwory, których najlepszym przykładem jest "Hospital For Souls". Zaś znakomite, złamane tempa, zaczerpnięte wprost z dubstepu, tak trafnie wpasowane w "The House Of Wolves" oraz "Shadow Moses", nie mogą pozostawić obojętnymi fanów szeroko pojętej elektroniki.
Co więcej, wszystkich malkontentów uprzedzam, że angielski zespół nie zapomniał, jak pisze się żywiołowe utwory, nasycone pełnokrwistymi hardcore'owymi riffami. Posłuchajcie pełnych werwy "Antivist" i "Crooked Youngs" - kawałki świetnie sprawdzą się na żywo, wymieszane z bardziej agresywnymi utworami grupy, pochodzącymi z wcześniejszych albumów. Biorąc pod uwagę, jak Bring Me The Horizon prezentuje się na żywo, należy się spodziewać ogromnej ilości niezwykle widowiskowych koncertów. Wspomniałem wcześniej o tekstach - rzeczywiście, znacznie wpływają one na nieco nostalgiczną atmosferę, pojawiającą się na tym albumie w różnych momentach). Przywodzi to na myśl wczesne dokonania Flyleaf, z tą tylko różnicą, że w miejsce średnio udanych, kobiecych pokrzykiwań, mamy tu rasowe growle Sykesa.
"Sempiternal" to album godny polecenia każdemu, kto zaczyna przygodę z ambitną muzyką. Warto pamiętać, że progresja w rocku nie kończy się tylko na Pink Floyd i Dream Theater. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, być może najnowsza płyta Bring Me The Horizon to początek progresywnego metalcore'a, czegoś, o czym jeszcze kilka lat temu nie śniło się nawet dziennikarzom muzycznym.
Kuba Jaworudzki / [ 18.06.2013 ]
|