Saracen jest jedną z tych grup, która darzona jest szacunkiem jedynie u podziemnego grona słuchaczy. Podobnie jak zespół Demon, grupa wystartowała w dosyć nieodpowiednim dla siebie czasie ,kiedy to wysublimowana muzyka nie trafiała w gusta przeciętnych zjadaczy chleba. W latach 80-tych ukazały się tylko dwa albumy zespołu: "Heroes, Saints & Fools" oraz "Change Of Heart". Jednak produkcje te przeszły niezauważone, co poskutkowało zamilknięciem grupy aż do XXI wieku. Niestety, również i w nowym stuleciu albumy Saracen nie cieszą się powodzeniem, mimo oferowanej przez nią ambitnej, niezwykłej i bogatej w treść muzyki.
Nowością na albumie jest pojawienie się trójki wybornych wokalistów w roli gości - Robin Beck, Steve'a Overland'a i Issy, którzy wzbogacają płytę delikatnymi, pełnymi emocji głosami. Swą obecnością na tej produkcji zaszczycił również sesyjny muzyk Snake Davis, wysokiej klasy saksofonista. Idealnie wpasowuje się tutaj, na tle tak poruszającego materiału. O wyjątkowości tej płyty świadczy fakt, iż jest ona w pełni poświęcona ikonie urody i seksu - Marilyn Monroe. Trzeba przyznać, że hołd dla tej osoby został oddany w należyty sposób.
Pełno tu fantastycznych i nietuzinkowych utworów odegranych z niesamowitą pasją, zapałem i pomysłowością. Jednym z nich jest niezwykle urzekający "Whither The Wind Blows", pełny estetyki i głębi, a jego refren zostaje na długo w pamięci. Mocnym punktem są tu wzruszające ballady akustyczne "Hold On" i "Not For Sure". Należy zwrócić uwagę, że płyta jest niejednorodna stylistycznie. W tajemniczym "Love Like A Razorblade" nie sposób nie dostrzec bluesowych naleciałości, co brzmi dość ciekawie i oryginalnie. Natomiast delikatny, wysmakowany "Who I Am" z mistrzowskimi wokalami przeradza się w zadziornego rock'n'rolla. Sytuacja ma się podobnie w "Break The Spell", w którym (o dziwo!) słyszymy wstawki wręcz heavy metalowe. Prężny hard rock obecny jest w dynamicznym "Unfinished Life". Krążek zamyka kapitalny "Marilyn", którego fragment stanowi utwór pierwszy, gdzie wokale zostały zastąpione partiami saksofonu. Całość zdobią klawisze obsługiwane przez Braddera. To on dodaje wszystkim kawałkom ekspresji i poruszenia. Pochwalić należy oczywiście rewelacyjne wokale i świetne partie saksofonisty. Wszyscy twórcy wykazali maksimum zaangażowania.
Genialnie zaaranżowana, pełna wirtuozerii i pomysłów płyta, dostarczająca nam mnóstwo niepowtarzalnych wrażeń. Wielki podziw i czapki z głów dla tak wspaniałego dzieła. Z czystym sumieniem polecam słuchaczom o wysublimowanym guście muzycznym.
747 / [ 14.05.2013 ]
|