01. The Parting
02. The One You Are Looking For Is Not Here
03. Hypnone
04. The Racing Heart
05. Buildings
06. Leech
07. Ambitions
08. Undo You
09. Lethean
10. First Prayer
11. Dead Letters



Trzyletnia przerwa pomiędzy kolejnymi albumami to dla fanów skandynawskiej legendy nic nowego. Poprzednie wydawnictwa grupy również ukazywały się w podobnych odstępach czasu. Wtedy wydawało się go być wystarczająco dużo, żeby stworzyć utwory trwale zapadające w pamięć. Również i tym razem fani szwedzkiego zespołu nie powinni być zawiedzeni.

Najnowsza płyta Katatonii zawiera wszystko to, co najlepsze z "Great Cold Distance" oraz "Night Is The New Day", lecz stwierdzić, że jest jedynie wypadkową dwóch poprzedniczek, byłoby znacznym uproszczeniem. Z jednej strony, energetyczne numery o wyrazistym charakterze, jak np. "Buildings", "Dead Letters", "Parting" czy wreszcie "Leathan" - mój faworyt na najjaśniejszą gwiazdę na "Dead End Kings", dobrze kontynuują nowy kierunek ciężkiego grania, obrany na płycie wydanej przed siedmioma laty. Z drugiej zaś, tuż obok usłyszeć można wyciszone, spokojne, nastrojowe kawałki, oparte na wokalu i tak bliskie poprzedniej płycie. Tylko momentami w utworach takich, jak "Leech", "Ambitions", "Undo You" czy "First Prayer", głos Jonasa Renkse wspiera ściana gitar.

Słuchając najnowszej płyty Szwedów odniosłem wrażenie, że zawarta na niej muzyka przypomina wykres funkcji liniowej. Można by taki wykres narysować, biorąc pod uwagę intensywność i ciężar poszczególnych utworów. I tak, rozpoczynając od nastrojowego, dynamicznego "Parting", w którym na zmianę spod palców gitarzystów Nyströma i Erikssona wychodzą miażdżące riffy, wspomagane dźwiękami smyczków i klawiszy - funkcja osiąga wysoką wartość. Tam, gdzie Renkse czaruje swoim łagodnym głosem, przy akompaniamencie snującej się swobodnie melodii wiolonczeli i stukania na pianinie, wykres bez trudu opada, jak gdyby był samolotem wytracającym wysokość. W lekkiej balladzie "The One You're Looking For Is Not Here" gitary zaledwie mruczą w tle, pozwalając plątaninie męskiego i damskiego wokalu budować nastrój tego kawałka. Kolejne wysokie wartości można by zaznaczyć na wykresie przy "Buildings". I tak już do końca płyty - na zmianę jest agresywnie i spokojnie. Najwyższe wartości cechują brutalne riffy, gęsta gra perkusji oraz połamane tempa i melodie, niskie zaś opływają w delikatne wokale, smyczki, szepty oraz leniwe melodie.

Jak za każdym razem, znakomicie wypadają długie instrumentalne części utworów, takie, jak np. bardzo dobrze wyeksponowane partie bębnów w wolnym, nieco monotonnym "Hypnone", wypełnionym na dodatek zawodzącymi gitarami. Jak już wcześniej wspominałem, najjaśniejszy punkt tego albumu to dla mnie "Leathan". Przy nim przedostatni raz wykres funkcji szybuje w górę, gdy utwór dość niespodziewanie budzi się w końcówce. Po długiej serii perkusyjnych uderzeń, partia gitary solowej wyskakuje do przodu jak rozzłoszczony drapieżnik ze swego legowiska. Główna melodia w tym utworze doskonale współgra z dudniącą w intensywnych momentach podwójną stopą. Cudownie zamyka się też całość, blednąc w finale utworu.

Ostatnim silnym akcentem na płycie jest "Dead Letters", spinający zawartość krążka z jego dynamicznym początkiem niczym klamrą. Na koniec dodam tylko, że jeśli nie jesteście przekonani do nowego oblicza Katatonii, polecam wybrać się na koncert. Na żywo zespół brzmi potężniej, a premierowe utwory znakomicie współgrają ze starymi kompozycjami.

Kuba Jaworudzki / [ 04.02.2013 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Katatonia
Dead End Kings

Peaceville Records - 2012 r.




8/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!