Sinphonicon to jednoosobowy projekt za którym stoi Dominik "Spirit" Wawak. Co bardziej wnikliwi obserwatorzy naszej sceny muzycznej mogą kojarzyć tego muzyka z Sonneillon, Road's End, czy Behemoth. Płyta "Nemesis Ablaze" to pierwsze wydawnictwo tego projektu. To tyle w kwestii formalnej i wstępu.
Albumie "Nemesis Ablaze" to miejsce w którym spotkały się dwa światy: dosyć prosty black metalowy i rozbudowany symfoniczny. Mamy tutaj często "blastowane" gary, nisko nastrojoną gitarę i mnóstwo symfonii, która odgrywa tutaj dosyć ważną rolę. Dołóżmy jeszcze do tego skrzeczący wokal i ogólny zarys już jest. Oczywiście Sinphonicon to nie tylko bezlitosna łupanka i sieka. Sporo tutaj zwolnień, orkiestrowych pasaży, przerywników i ozdobników. Są momenty, że tradycyjne instrumenty milkną i mamy samą symfonię, czy przypomina bardziej ścieżkę dźwiękową do jakiegoś filmu. Ogólnie sporo w tych utworach się dzieje i o nudzie nie ma mowy. Kompozycje są mocno pokombinowane i na początku dosyć ciężko wgryźć się w ten materiał.
Muszę też stwierdzić, iż momentami troszkę to wszystko "wymyka się" z pod kontroli i nie do końca to ogarniam. Wydaje mi się, że momentami Dominik mocno gdzieś odjechał i ja po prostu za tym nie nadążam. Swoją drogą to niezłe wyzwanie, żeby to wszystko poukładać i zaaranżować. Jednak trochę słychać, że za całość odpowiada jedna osoba i chwilami brakuje innego spojrzenia na jakiś fragment. Co by jednak nie marudzić, to i tak od narzekania jestem daleki. Nie jest to łatwo przystępna muza, nie ma tutaj jakiegoś schematu, czy prostego podziału zwrotka-refren. Kolejne kompozycje przetaczają się z ciężarem walca, a jedyne momenty oddechu, to symfoniczne zagrywki. Jednak nawet wtedy nie można sobie spokojnie odetchnąć, bo pojawia się groza i jakieś niewypowiedziane lęki.
Jeśli chodzi o aranżacje to jest po prostu bogato. Mnóstwo dźwięków, bogate brzmienie, metalowy pazur i mimo wszystko jakaś przebojowość. Po kilku przesłuchaniach człowiek cały czas słyszy jakieś nowe rzeczy i ciągle coś odkrywa. Ogólnie to jestem pod sporym wrażeniem muzycznej wyobraźni i rozmachu tego przedsięwzięcia. Koniecznie muszę zwrócić uwagę na fakt, że ta cała symfonia nie jest dodana na zasadzie plumkającego klawisza w tle. To jest pełnoprawny środek wyrazu i pełni ważną rolę w tym przekazie. Odnoszę wrażenie, że momentami to nawet najważniejszą. Wystarczy posłuchać takiego "Legion Arise". Przecież bez tego symfonicznego grania, byłaby to zwykła "sieczka". A tak cała melodyjność i przebojowość (w dobrym tego słowa znaczeniu) bierze się właśnie z tego urozmaicenia. To symfoniczne "dodatki" robią cały klimat tego kawałka i niesamowicie urozmaicają to granie. Tak w zasadzie jest w każdym z numerów.
"Nemesis Ablaze" w pierwszej chwili jest dosyć trudna w odbiorze. Trzeba się przez ten materiał mocno "przekopać" i solidnie w niego wgryźć. Później już można odkrywać co raz to nowe dźwięki, w szczególności słuchając na słuchawkach. Te czterdzieści kilka minut przelatuje bardzo szybko. Przy tak rozbudowanej i bogatej muzyce nie sposób się nudzić. Oczywiście nie jest to tak, że tylko "achy" i "ochy", bo są chwile, gdy ciśnienie lekko opada, no ale to każdy musi sobie sam to przetrawić. Na pewno "Nemesis Ablaze" to kawał solidnej i dosyć oryginalnej muzy. Nie będę silił się na jakieś błyskotliwe zakończenie tej recenzji. Ciemna noc za oknem, prawie wpół do czwartej nad ranem, a na słuchawkach leci recenzowany album. Mam nadzieję, iż powyższy opis zachęcił Was do sprawdzenia o co chodzi z tym Sinphonicon i z czym to się słucha.
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 17.12.2012 ]
|