Początek mojej znajomości z zespołem Stay Heavy nie wypadł zbyt okazale... odpaliłem płytkę w moim odtwarzaczu, kilka sekund interesujących gitar i ... totalna zawieszka. CD przerywa, zamula i tego typu problemy. Na szczęście po chwili wszystko wraca do normy i można spokojnie posłuchać tej płyty. Co ciekawe za drugim razem odbyło się bez takiego falstartu, bo przy kolejnej próbie znowu powrócić do punktu wyjścia i tak w koło Macieju... Ot takie tam techniczno-sprzętowe niespodzianki.
Stay Heavy powstał w 2007 roku, a płyta "R.I.S." to ich absolutny debiut. Co prawda wcześniej jedna kompozycja pojawiła się na składance "Silesian Butchers", ale z tym numerem mamy do czynienia na debiutanckiej płycie. Cóż zatem przynosi nam ten album? Mamy tutaj 7 kompozycji, które obracają się w kręgu heavy metalu i hard rocka ze zdecydowanym wskazaniem na tę pierwszą opcję. Utwory są zbudowane w taki sposób, że zupełnie omijają schematy, sporo tutaj zaskakujących zwolnień, przyśpieszeń, solówek i innych ciekawych rozwiązań aranżacyjnych. W tym miejscu należy się muzykom spora pochwała i uznanie. Wszystkie utwory skomponowane zostały z dużym smakiem i pomysłem. Nawet ballada ("We Can't Live Alone") przykuwa uwagę szybszymi momentami. Dodajmy jeszcze do kompletu sporo dobrych i zagranych z pomysłem solówek, nienaganną pracę sekcji i mamy kompletny obraz muzyki zawartej na "R.I.S.". Obowiązkowo jeszcze słówko o wokalnej stronie tej płyty - Rafał Gowin śpiewa w dosyć charakterystyczny sposób, dosyć oszczędnie i raczej w jednym rejestrze. Barwa głosu dosyć ciekawa, momentami kojarzy mi się z głosem Ville Laihiala z nieodżałowanego Sentenced. W niektórych miejscach sposób śpiewania przywodzi mi na myśl jeszcze innego i bardziej znanego wokalistę, ale już nie chcę przeginać i dorabiać chłopakom niepotrzebnej łatki.
Dobrze... to teraz o minusach. Zdecydowanie kuleje brzmienie tego albumu. Chyba bardziej przydałoby się dociążyć ten sound. Ale spokojnie, o jakiejś tragedii nie ma mowy, ale zdaje mi się, że tutaj mogłoby być zdecydowanie lepiej. Produkcja sama w sobie jest na przyzwoitym poziomie i z tym nie mam problemu. W zasadzie to chyba jedyny zarzut jeśli chodzi o ten album. Drobiazgów nie będę się czepiał, bo przy debiucie można sobie na takie pozwolić.
Co do samych numerów jeszcze słówko, bo tak jakoś niespecjalnie o nich napisałem. Po kilkunastu odsłuchach największe wrażenie zrobił na mnie numer "Beatween Heaven And Hell". Najdłuższy na płycie, oparty na świetnych riffach, porządnie rozbudowany, z krótką solóweczką na basie. Po prostu palce lizać. Równie nieźle wypada otwierający album "Inside The Void" - fajne riffy i ciekawie poprowadzona linia wokalna. Mamy jeszcze "So Civilized" z bardzo interesującymi wokalami. W zasadzie to musiałbym wymienić wszystkie kawałki, bo cały album utrzymany jest na równym poziomie i trudno tutaj wskazać najsłabszą kompozycję.
Wypadałoby jakoś podsumować debiut Stay Heavy. Niespecjalnie mam pomysł, co na sam koniec napisać... Na pewno cieszy mnie fakt, że kolejna polska kapela nagrywa swoją pierwszą płytę. Może ona niewiele zmieni w sytuacji zespołu, zapewne dalej będą chłopaki siedzieć głęboko pod ziemią (a kto teraz na naszym podwórku nie siedzi?), wytwórnie z kontraktami nie będą stały w kolejce... ale co z tego? Grając muzykę w pewnym momencie należy wyjść do ludzi. Pierwsze kroki nigdy nie są łatwe, ale mogą być przyjemne. Stay Heavy z płytą "R.I.S." właśnie to zrobiło i mam nadzieję, że dotrze do sporej ilości słuchaczy.
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 02.10.2011 ]
|