The Guy, czyli wiodąca postać z okładki najnowszego, piątego studyjnego albumu Disturbed "Asylum" pojawiła się już trzeci raz z rzędu w grafice zespołu i powoli wyrasta na młodszego rywala Eddiego z Iron Maiden. Nieprzypadkowo wspominam angielską legendę heavy metalu, bo ten zespół swego czasu zmagał się z zarzutami, z którymi właściwie od premiery drugiego albumu "Believe" z 2002 roku zmaga się Disturbed. Grupie z Chicago bezlitośnie, z każdą premierą nowego albumu, zarzuca się kserowanie wcześniejszych pomysłów czyli popularne "granie na jedno kopyto". "Asylum" na pewno nie uwolni zespołu od tych zarzutów.
Wszak premierowy album grupy bogaty jest w charakterystyczne, typowe dla Disturbed utwory oparte na szybkich, agresywnych instrumentach często wykończonych gitarowymi solówkami i charyzmatycznych, galopujących wokalach Draimana, które niejednokrotnie przejmują inicjatywę w utworach spychając oprawę instrumentalną na dalsze tory ("The Infection", "Warrior", "Never Again", "The Animal", "Sacrifice" czy "Innocence"). Nie oznacza to jednak, że twórczość Disturbed z miejsca trzeba odrzucić, bo o ile rzeczywiście niektóre utwory brzmią tak jak już wcześniej słyszeliśmy w dokonaniach grupy, o tyle kwartet z Chicago postarał się też o świeże pomysły. Generalnie album zaczyna się obiecująco, tajemniczym otwarciem prowadzonym na klimatycznych samplach i akustycznych strunach. Utwór rozwija się do wyśmienitej klasycznej rockowej solówki, a jego przejście do utworu tytułowego, również w pierwszych nutach uderzającego w dotychczasowy styl Disturbed, jest niemalże nieodczuwalne. Wraz z partiami wokalnymi Draimana pojawiają się skojarzenia ze starym Disturbed, ale muszę przyznać, że zespół tym otwarciem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Szkoda, że w późniejszych fragmentach płyty grupa z Chicago nie zdecydowała się na rozwinięcie początkowych pomysłów i powróciła przede wszystkim na sprawdzony, wyrobiony przez lata twórczości styl nakreślony w drugim akapicie niniejszej recenzji. Tym niemniej następca "Indestructible" z 2008 roku zawiera jeszcze co najmniej kilka utworów, które powinny dostarczyć więcej emocji. Chyba zmęczeni częstą krytyką muzycy tworzący Disturbed jeszcze w pewnej części fragmentów płyty spróbowali zaskoczyć swoimi kompozycjami. Taki efekt budowany jest przy użyciu rożnych środków: sięgając po wstawki pozamuzyczne, rozciągając wachlarz sampli, kombinując z tempem kompozycji i co najważniejsze manipulując wokalami Draimana, których natężenie i barwa sporadycznie ulegają zmianom ("Another Way To Die", "Crucified" czy "My Child"). Wydaje mi się, że to właśnie w strunach wokalisty Disturbed leży problem, bo są one na tyle mocne, że przykrywają oprawą instrumentalną, a tym samym otwierają pole do prostego szufladkowania zespołu.
W finale raczej trudno o odkrywcze wnioski, bo Disturbed na premierowym krążku przede wszystkim trzyma się swojego sprawdzonego, rzemieślniczego stylu, ale też trochę wybiegając na przeciw różnym opiniom grupa postanowiła w małym stopniu wprowadzić kilka zmian do swojej muzyki, które delikatnie odświeżają jej oblicze. Można się zastanowić czy jest to potrzebne i czy zespół powinien przejmować się krytyką, bo przecież na dużą uwagę zasługuje konsekwencja i precyzja z jaką Disturbed troszczy się o swoje albumy. Kwestię ostatecznej oceny Asylum najchętniej pozostawiłbym otwartą, bo powinna ona być wyższa o dwa punkty dla wszystkich, którzy nie oczekują zmian od Disturbed, a kolejnej porcji solidnej dawki charakternej muzyki. Pozostali mogą bez obaw, że coś stracą sięgnąć po wcześniejsze albumy grupy.
Robert Bronson / [ 19.02.2011 ]
|