Fala powrotów starych wyjadaczy do świata żywych dotknęła także nasz kraj. Po świetnym powrocie thrashowej załogi z Hellias, na sklepowe półki trafił album grupy Magnus, która w latach 80-tych siała postrach niosąc ze sobą ogień i zniszczenie. Panowie szokowali wtedy wyglądem, minami i muzyką. Tak agresywnie i złowieszczo w Polsce jeszcze się wtedy nie grało. Po wypuszczeniu czterech demówek w latach 80-tych i trzech albumów w latach 90-tych Magnus, jak wiele polskich, dobrze rokujących kapel, przestał istnieć. Dziś, po szesnastu latach od wydania ostatniej płyty, oto światło dzienne ujrzał krążek "Acceptance Of Death" - piekielny wyziew Wrocławian, który dowodzi, że mocna to załoga, która nie bierze jeńców i nie głaszcze po głowach, a lubi zwyczajnie ostro przypieprzyć.
"Acceptance Of Death" to trzynaście strzałów w mordę z pięści okutej w ćwieki. Magnus nie bawi się w ładne melodie, ładne solówki i klimat. Tu nie chodzi o kontemplację i interpretację poetyckich tekstów. W tej muzyce chodzi o agresję, wszechobecną agresję i pokazanie słuchaczom, że świat jest brudny, pełen niegodziwości i zła. Od początku atakuje nas dosłownie ściana dźwięku w otwierającym, świetnym i chyba moim ulubionym "False God". Szybkie tempa, dużo blastów nabijanych przez świetnie brzmiącą perkusję. Na szczęście trafiam ostatnio na płyty, na których gary brzmią żywo, akustycznie, bez plastiku i przesadnej sterylności. Do tego niesamowite gitary, wypluwające to thrashowe, jak w "Private Religion" cięte i szarpane riffy, to znów czysto deathowe - świdrujące mózg wiertarki jak w chociażby "Nothing More". Solówki to dużo wajchowania i jazgotu bez penetrowania skal i bez arpeggiów. Gitary i solówki w tych mocniejszych numerach kojarzą mi się trochę z Vaderem. Zresztą wokale też czasem przypominają te z pierwszych płyt Petera i spółki. Jest brutalnie, z jadem i słyszalną w głosie Roba Bandita nienawiścią. Bardzo podoba mi się też okładka i oprawa graficzna płyty. Ładnie wydany digipack z grafikami pełnymi czaszek i zmumifikowanych zwłok - cały Magnus. Do tego zdjęcie zespołu na komputerowym cmentarzu z groźnymi minami i we wdziankach nabitych ćwiekami i gwoździami. Niektórych ta stylistyka może śmieszyć, ale cały metal obraca się w takiej stylistyce, więc nie widzę w tym nic dziwnego.
"Acceptance Of Death" to naprawdę solidna płyta, chociaż słyszałem na ten temat różne opinie. Jest szybko, agresywnie, ciężko - czyli tak jak zapewne z założenia miało być. To jest Magnus, a ta nazwa do czegoś zobowiązuje. Ja nie wahałem się ani chwili przed kupnem tej płyty, kiedy ją zobaczyłem, chociaż specjalnie nie wyczekiwałem z utęsknieniem na jej premierę. Jeśli lubicie porządny łomot na wyładowanie agresji i szukacie czegoś do headbangingu, to najnowsza propozycja Magnus powinna być odpowiednia.
Atrej / [ 03.01.2011 ]
|