01. The Torchbearer
02. Dance Of Hecate
03. Wurdulak
04. Under The Boards (195, M.A.)
05. Oath Of The Legion
06. The Gorgon Cult
07. Memories Of Lemuria
08. Medusa's Coil
09. Moonchild (Iron Maiden cover)
10. Nightbreed



Edit, czyli na początku od końca: Uwaga - objętościowo wyszła z tego megarecenzja, moloch, jakieś przedstawienie zespołu mało albo wcale nieobecnego w polskim necie (wujo Gugiel milczy...). Przy okazji - albo i celowo - wyszedł mi też śjakiś performerski esej, który z błogosławieństwem Redakcji mógł się ukazać jako recenzja. Na pewno nie jest to tekst dla osób które nie lubią czytać, albo które lubią ale pomykają w świat uzbrojone w trendy zaświadczenie o dysleksji. Więc kto woli tylko słuchać a nie zna tego - ocena jest taka jaka jest (9), zespół ogólnie jest czadowy i zapraszam do zapoznania się z materiałem filmowym, który zresztą Redakcja podczepia gdzieś w okolicach tego tekstu. Resztę osób zapraszam do lektury i oczywiście słuchania też.
(Szymko z deBelleme).

Witajcie, moi mili... Co my - Polacy zawdzięczamy Włochom? Królową Bonę z koszykiem włoszczyzny? Brawo, piątka Marysiu. Hmm?... Z ziemi włoskiej do Polski żeby było co śpiewać jak święto państwowe? Piotruś - załatwię że zaśpiewasz hymn w chórze eee... pozna... eee.... słowi...., ups... może jednak zaśpiewasz solo... Hę...? Desant paczki Włochów wymiatających brawurowo łamanym polskim w słynnym programie "Europa ta zachodnia czyli lepsza da się lubić przez wschodnią"? Nie, pani Eugenio, dla pani kolejna lewatywa... Oooo..... Co jeszcze...? Aha, że jakieśtam kwiatki na Monte Cassino? Hę?... Aha, te które dzięki wpuszczeniu Niemców przez Włochów do włoskiego buta miło było naszym dziadkom (i babciom) zrosić polską posoką? Tak dla zapodania tematu "gore" pod słynny song? Upss... no co za niepoprawność polityczna, oczywiście nazistów nie Niemców, dzięki Gieniu za przypomnienie.... No... to wszystko było dobrze, ale nie do końca moi mili. To może inaczej, co świat zawdzięcza Włochom? Włochy pod pachami? Nie Andżelika, bania. Pizzę, dużo pizzy...? - dobrze Dżejms, wygrałeś dwutygodniowy turnus odchudzający w hotelu i spa "Redneck Inside" w Luizjanie, U.S., ale jeszcze nie o to chodzi... Hm..... Co tam szepcze przez spierzchnięte wargi Warg z Norwegii? Że od Włochów to świat dostał największą liczbowo w historii ilość papieży-profesjonalistów od wesołego spalania osób inaczej myślących? Też, Warg, też, dostajesz w nagrodę gitarę, tylko nie uciekaj z tej radości ze swojego... domku i nie baw się już karabinkiem, okej?? No, nareszcie, Sjerioża wygrywa toster - Włochom zawdzięczamy wydanie na świat i istnienie tak świetnej grupy spod znaku pi razy drzwi melodyjnego black metalu jak Stormlord. Dobra, chichy-śmichy i błazeństwa na bok, teraz poważnie. Recka powstała (MUSIAŁA POWSTAĆ Z WOLI BOGINI HEKATE, bo w polskojęzycznym necie nie ma ani jednej recki ani jednej płyty tego zespołu (sprawdzałem w miarę dokładnie), a net angielskojęzyczny aż huczy od opinii typu o k***a, kocham ciężkie granie, jak mogłem tyle czasu tego Stormlorda nie znać. Jestem przekonany, że warto się z nim przynajmniej zapoznać, o ile nie pokochać/znienawidzić/olać - czyli coś zadziałać w związku z tem poznaniem. Płyta "The Gorgon Cult" wydana w 2004 roku jest moim skromnym zdaniem najlepszym początkiem w zapoznaniu się z nie tak znowu (niestety) bogatą dyskografią kapeli znad Tybru, Rzym opływającego. "The Gorgon Cult" jest trzecim albumem zespołu, poprzednie to "The Supreme Art Of War", (1999, nie w moim typie) i "At The Gates Of Utopia" (2001, dobra, ale jak dla mnie "The Gorgon Cult" lepsza) , najnowsza to "Mare Nostrum" (2008, nie słuchałem zbyt dokładnie). Reszta płyt to single/koncertowe/kompilacje - Wikipedia prawdę Ci powie...

O zespole jako osobach grających na płycie trzeba powiedzieć, że członkami są oczywiście Włosi. Liderem i szefem zespołu jest basista Francesco Bucci (kolo wygląda jak żywcem wzięty z Sepultury z początków lat 90-tych). Jest on równocześnie (NIE wokalista Christiano Borchi) autorem wszystkich tekstów utworów na "The Gorgon Cult" (z wyjątkiem "Nightbreed"). Osobiście przykładam wagę i mam wielki szacun do tego, kto skomponował muzykę (w metalu), o ile jest bardzo dobra jak tu. Wiadomo, to nie jest Fruzia Pipszytcka - gwiazdka Tokszołów 2010, która schyli się gdzie trzeba i dobry acz starszy 30 lat wujek - kompozytor napisze muzykę do piosenek ... (słowa zresztą też - Fruzia z ustnego zdała już u kompozytora). Albo sklecenie piosenek załatwi jej aktualny narzyczony ze znajomościami w szołbyznesie - Huba Powiatowski. Więc teraz informacja, że jako autorów muzyki zespół na płycie podaje... hm... zespół... czyli po prostu Stormlord. Wyłącznym autorem muzyki do dwóch utworów instrumentalnych ("The Torchbearer" i "Memories Of Lemuria") jest klawiszowiec Simone Scazzocchio (k*ź*a, paluchy można połamać). Pozostali goście grający na płycie to: perkusista David Folchitto (FE-NO-ME-NA-LNY perkarz BTW, o czym za chwilę) i gitarzyści Gianpaolo Caprino i Pierangelo Giglioni. Heh, wszyscy goście ze Stormlorda wyglądają sympatycznie, ale ci gitarzyści a zwłaszcza Gianpaolo C., dzięki powłóczystym spojrzeniom przy czarniawych włosach i zaroście wyglądają jak hesusy frasobliwe albo i nominowani do 3 Złotych Palm aktorzy z włoskiego filmu "Jezus z Nazaretu" część XXI. No dobra, Włosi mają taki oldskulowy imidż, bardziej rockmanów niż black metalowców. Ogólnie jest tutaj pozytywnie, mocno ale tak rokendrollowo. Jak dla mnie sposób wrzeszczenia na wokalu - OKa, growl/banshee shriek bez wielkiej przesady w modulowaniu głosu, do tego momenty czystego wokalu.. Teksty (wszystkie płyty) nawiązują głównie do mitologii grecko-rzymskiej, bitew, podróży morskich, motywów z literatury. Są mniej lub bardziej liryczne, trafiają się też różne rodzynki. W każdym razie w tekstach Stormlorda nie ma za dużo albo wcale "diaboła", co dla niektórych może być minusem jako lipa nie metal, brak zaangażowania hm... ideologicznego, mnie tam zwisa (nie, nie - fanów rzeźnika z Blaviken uprzedzam, że nie tylko diaboła - nietopyrzy ani wiłów też nie ma...). Muzycy nie używają corpse paintingu, co może jest oczywiste jako że to nie true-black metal a "tylko" melo-black metal. BTW: Zespół sam określa gatunek który grają jako extreme epic metal - ekstremalny epicki metal (ufff, dobrze że nie ekskremencki...). Skojarzenia z autookreśleniem "ekstremalny metal gotycki" Cradle Of Filth jakoś się nasuwa, Stormlord też "raczej" jest poza ścisłymi ramami jakiegoś gatunku (BTW: mam gdzieś że CoF to nie BM, a jakaś podobno komercja, na wczesnych płytach to kawał genialnej muzy i bassssta). Muzyka na tym akurat albumie Stormlorda może - dla jakiegoś porównania brzmienia (o zrzynaniu nie ma mowy) - oprócz CoF kojarzyć się z od bidy z Dimmu Borgir (tu akurat nie ma orkiestry), Old Man's Child, czy tam jeszcze czymś innym. Jak dla mnie też z Dissection czy albumem "Slaughter Of The Soul" At The Gates (tam ofkoz bez klawiszy). Albo to raczej te wszystkie zespoły brzmią chwilami podobnie do Stormlorda. "The Gorgon Cult" jest albumem muzycznie urozmaiconym i bardzo melodyjnym, takie fakty. Jeszcze co do malunków na twarzach zespołu - nie ma ich, zresztą... jak tu paradować w corpse paintingu w Rzymie?! Wyróżniać się tak bardzo pod bokiem Watykanu? Przecież wiadomo, jak duży jest zasięg ze snajperki z różnych... hm... wysoko położonych balkonów i hmm... okien wychodzących na Rzym??? Malowania twarzy u Stormlorda więc nie ma bo być nie mogło.

Tak czy siak Włosi ze Stormlorda to sympatyczniachy i rockmeni, co można obadać na dostępnych w TyTubo (YT) nagraniach z koncertu "The Battle Of Quebec City" - są m.in. utwory z tej płyty, słychać przy okazji, że goście potrafią to zagrać na żywo identycznie jak nie lepiej niż w studio. Ostatnia rzecz z ogólnego przedstawienia zespołu: perkarz David Folchitto. Gość jest po prostu nietuzinkowy. Wygląda jak koleżka-z-uczelni-albo-młodszy-brat. Niziutki, krótkowzroczny, nosi okularki. Tym bardziej uderza kontrast między tym jak niegroźnie wygląda, a jak nawala na perce, po prostu genialnie. W niczym nie odstaje albo i przewyższa uznane firmy jak Nicholas Barker, Jaska, Adrian Erlandsson, ......... (tu można wstawić zresztą po prostu perkarza jakiego tam się jeszcze ceni). Mnie po słuchu gość umiejętnościami kojarzy się też z wyczesaną w kosmos grą Docenta (R.I.P.) na "De Profundis" Vadera, chociaż może to też podobnie nastrojona perka. Koleżka David PO-PROSTU-WYMIATA-NA-BĘBNACH.

Dobra, jadziem z tym koksem. Na okładce płyty - Meduza. Wiadomo, "The Gorgon Cult", a Meduza była jedną z trzech sióstr, mitologicznych bogiń-potworów, Gorgon właśnie. No i jedyną zresztą znaną z czegoś więcej niż z bycia tą siostrą (jakie nudne jest bycie siostrą, uuu..., zieeeew, powtarzały jako jedyną kwestię te dwie mniej znane...) Okładka malowana, żadnej fotorealistycznej grafiki. Dla jednych może być badziewna, jak dla mnie wychowanego na kolorowych ręcznie malowanych okładkach płyt heavy - i thrash - z lat osiemdziesiątych - wrażenie w miarę pozytywne.
The Torchbearer (3/5)
No cóż... Nic wielkiego, instrumentalny utwór - typowe intro, chociaż bez straszonka jak w true BM przy takiej okazji. Kotły grzmią, a ktośtam niesie pochodnię (torchbearer) przed boginię Hekate i czeka na początek właściwego songu...

Dance Of Hecate (5+/6)
Taniec Hekate, czyli jak podaje encyklopedia wg mitologii greckiej bogini świata ciemności, ale i ulubienica pozostałych bogów (hmm... ciekawe niby dlaczego i za co ci lubieżnicy tak ją lubili...). Po miażdżącym precyzją karabinu maszynowego wstępie niby - bogini Hekate ustami niejakiej Elisabetty Marchetti szepcze zmysłowo do ucha "zatańcz ze mną" (dance with me). Od początku gitary równo tną melodyjny a potężny metalowy riff, a perkusja nie tylko wtóruje ale też prześciga gitarki. Niezmordowany David Folchitto non stop serwuje nam urozmaicone wariacje wirtuozerskiej gry na bębnach, nie szczędząc morderczo precyzyjnej, szybkiej a urozmaiconej podwójnej stopy. Wokalista też skrzeczy pozytywnie. Utwór mimo że bardzo mocny, ma wyraźny rytm i cały czas bardzo dobrą melodię. Trochę szkoda jak dla mnie, że nie wykorzystano bardziej wokalu kobiecego (wspomnianej Elki), pojawia się w tle pod koniec utworu i tyle, nie ma jej też na reszcie płyty. Szkoda, buuu..., mogła by być taką Sarą Jezebel Devą w wersji de luxe, a tak to lipa. No, ale jak panowie Włosi woleli zostać w męskim gronie to hmm... ich sprawa. Utwór jest bardzo melodyjny, mocny, szybki. Mógłby jak dla mnie być tylko trochę bardziej progresywny, więcej skomplikowania, jakaś radykalna zmiana melodii, rytmu. Jest zwolnienie pod koniec utworu, ale może odrobinę zabrakło tam tego geniuszu kompozycyjnego który postawiłby kropkę nad "i" i zrobił ten utwór kompletnym (ale to względne). Tak czy siak - świetny utwór w starym rokendrolowym bardziej niż black metalowym stylu i też już po kilku chwilach nie ma wątpliwości że David F. jest debeściakiem w temacie perki. Ta precyzja i moc nie jest wałem wyczesanym w studio, co można sprawdzić choćby w filmikach z koncertu "The Battle Of Quebec City".

Wurdulak (4/6):
Utwór ma brzmienie zdecydowanie heavy metalowe, żaden tam black, melodic black, symphony black metal czy inny ciężki stuff. Mimo tego jest utworem dobrym - chociaż jak dla mnie jako wychowanego przez Iron Maiden czyli debeściaków HM (do Seventh Son... włącznie) zaledwie dobrym - i robi raczej za przerywnik przed genialnym… utworkiem następnym... Melodia w Wurdulaku dobra, ale mnie osobiście jakoś nieszczególnie bierze muzycznie ten utwór na tle całej płyty. W drugiej połowie songu - ciekawy czysty wokal "gothic - style";) gitarzysty Gianpaolo Caprino przypominający rockowo gotyckie zaśpiewy naszego gdzieśtam-w-świat-rzuconego rodaka Piotra Stali (no dobra, znanego jako frontman Type'O Negative Peter Steele, BTW: R.I.P.). Uwagę w "Wurdulak" zwraca wstęp po włosku (song jest po angielsku) - jako żywo przypomina gadkę ze śjakiejś telenoweli czy inną przemowę miłosną Donhżuana włoskiego typu "Dono Lucio, musisz porozmawiać z Cezarem Antonio, żeby spotkał się z Mariją Andreą". Tekst songu jest podniosły, liryczny i bardzo dobry, nawiązuje do wyczynów świątobliwych braci od "Młotu na czarownice" i hasła ludu rzymskiego "chleba i igrzy... eee.... tortur czarownic na rynku co niedziela". Ale mnie ten wstęp w języku Dantego, który zresztą na okładce płyty nie jest nijak tłumaczony - śmieszy jak cholera i nic na to nie poradzę, muahahahaha. Deklamacja brzmi jak ze śjakiejś "Niewolnicy Izaury" po włosku. No, chyba że to się nagrała śjakaś rozmowa zespołu czy obsługi w czasie przenoszenia instrumentów. W sumie wyraźnie tam słychać słowa "E perke....", widać koleżkowie po prostu spierali się o to, który z nich ma przenosić rozbudowaną perkę Davida F. Tak że song "Wurdulak" ogólnie jest lubiany i oceniany bardzo wysoko, ale mam to gdzieś i oceniam go na tle całej płyty tak sobie. Może się podobać, jak dla mnie w "Wurdulaku" najlepsze oprócz zacnych słów jest jego podniosłe zakończenie które stanowi klamrę dla następnego utworu czyli genialnego...

Under The Boards (195 M.A.) (-6/6)
Zdecydowany hit Stomlorda. Potężny, melo-black metalowy utwór. Czysty geniusz - serio, serio.... Cały czas bardzo szybki i od początku bardzo, ale to bardzo wyraźna i po prostu piękna melodia. No i potęga gitar i perkusji. Wokalista też dobrze skrzeczy - jak swego czasu Don Johnson z AC/DC: pozytywnie, przekonująco, charakterystycznie ale nie nazbyt przeszkadzająco. Klawisze dają radę klimatycznymi akordami - zwłaszcza na początku utworu, kiedy współgrają z perką Davida Folchitto. Ze chwilę zresztą po rozpoczęciu klawisze schodzą na drugi plan, a do precyzyjnie zapierdzielającej perki - double basy i cała perka pierwsza liga świata całego, serio - dołączają precyzyjnymi riffami obie gitarki, miodzio. Hmm... utwór jest po prostu genialny, riffy pełne rockandrollowego kopa towarzyszą cudnej melancholijnej melodii, a cały czas czujny perkarz kontruje morderczym (nomen omen) podwójnym stąpaniem po bębnie basowym.
Hm... Jak dla mnie "Under The Boards to utwór kompletny w kategorii ciężki metal (melo - srelo black czy cokolwiek metal). Do utworu jest klip - gore i bludzior w ilościach lekko niesmacznych, podobno wycofany z komercyjnych (czyli wszystkich) stacji (pseudo)muzycznych, ale można obadać go w necie (tu polski akcent: Stormlord klipem do "Under The Boards" nawiązuje do songu Czerwonych Gitar - "dozwolone od lat osiemnastu"). Jak dla mnie klip lekko przegięty i niesmaczny ze względu na temat. Utwór genialny, dlaczego więc sześć minus? Po prostu z przekory. Minus jest właśnie za słowa i konsekwentnie za tematykę klipu. Nie będzie jakąś tajemnicą że song nawiązuje choć nie dosłownie do wyczynów pewnego psychopaty, zresztą homo- a nie hetero-, co mogłyby sugerować przygody sympatycznej laski z klipu (zabawny patent: z jaką niechęcią obrzuca wzrokiem akurat "tych złych metalowców" czekających spokojnie na koncert. Mam wrażenie, że zespół (lider?) poszedł pod publiczkę i chciał zaszokować publikę tym klipem, tekst też nie pasuje do reszty płyty i wychodzi na to że jakośtam może nakręcać negatywną sławę psychopaty (damn, może ten tekst też?) Więc w ocenie tego genialnego muzycznie utworu o nieprzekonujących jak dla mnie słowach, od szóstki odejmujemy wielki minuch, "ni ma letko". Wolę już w tekstach słuchać o diabole, nietopyrzach i wiłach, udziale w regatach "Ragnarok" pod żaglami statku z paznokci czy o hasaniu po skandynawskich lasach w wianku malin na głowie.

Medusa's Coil (+4/6)
Kolejny utwór na płycie o tematyce mitologicznej, nazwa sugeruje grecką ale w rzeczywistości inspirowany jest prozą amerykańca H.P. Lovecrafta i jego mitologią Chtulhu. Heh, makabra horror prozą wydany w USA w 1930 roku, jeśli ktoś to czytał u nas wtedy w Polsce to na bum cyk-cyk rozkminiał pod wpływem tego, jakby tu grać metal zamiast jak dotychczas "U cioci na imieninach" na bałałajce. Był blisko odkrycia metalu, ale w końcu uznał: "k*ź*a, wyprzedzam czasy, póki co zaciągnę się lepiej na ułana". Tak czy siak to dobry, mocny i szybki utwór z ciekawymi thrashowymi riffami gitar. Trochę ustępuje jednak killerom z płyty czyli "Dance" i "Under", a pod względem melodyjności na pewno też songowi "The Gorgon Cult". Zawiera przyjemne zmiany tempa od samego początku. Mocna czwórka.

The Oath Of The Legion (4/6)
Jedyny na płycie utwór o tematyce bitewnej charakterystycznej dla pierwotnej twórczości zespołu (pierwsza płyta "The Supreme Art Of War"). Słowa nawiązują do czasów... aż imperium rzymskiego. Bitni Samnici ruszają do boju w bitwie z Rzymianami pod Akwilonią. Śjakaś ichnia prehistoryczna trzecia wojna samnicka (coś jak nasze Piasty Kołodzieje naparzający się z Popielem, okej?). Ciekawostka - ktoś przy przygotowaniu okładki do płyty (albo tekstu songu) sam się chyba w tej historii Imperium Rzymskiego zamotał, bo w książeczce wydrukowano "Aquilonia 203 a.C" - czyli 203 przed Chrystusem, a wg neta ta śjakaś bitwa miała miejsce ale w roku 293 p.n.e. Czyli zabujanym we własnej prehistorii batalistycznej Włochom (autorowi okładki czy też autorowi tekstu basiście Francesco) popierdzieliło się zero z dziewiątką, albo zmęczone patrzałki zawiodły... Ten błąd jest ofkors powielany w niektórych dostępnych w necie wersjach tekstu piosenki... Eee, tam sto lat wte czy we wte, czepialstwo, nie wiadomo w ogóle kiedy nawet pi razy drzwi nasz Popiel trutkę na szczury wymyślił, a tu takie szczegóły... W każdym razie to dobry utwór z mocarną perką i wokalem tu i tam operowym, co ciekawie przeplata się z growlem. Gitary i klawisze też momentami dobrze świrują pawiana. Utwór utrzymany w żwawym rockandrollowym rytmie, więc ogólnie jest dobrze, chociaż jak dla mnie bez rewelacji.

The Gorgon Cult (+5/6)
Melodia na początku tego utworu jest przecudna, chyba mało kto się z tym nie zgodzi. Chwyta za serducho - dostojna, pełna powagi melancholia zgniata i porywa, TAK powinien brzmieć gotyk metal!! Dalej zresztą jest podobnie, chociaż nie ma mowy o żadnym balladowaniu. Tylko słowa utworu jak dla mnie nie do końca współgrają z aż tak smutną nutą. Są dobre, ale Francesco Bucci jakby martwi się, że bogini Meduza nie aż tak popularna wśród fanów metalu jak diaboł czy inny kozieł. Tak czy siak, utwór choć ma spokojniejszą nutę i budowę bardziej heavy- niż melo black metalową, jest jednym z debeściaków na tej płycie (a może właśnie dlatego?).

Memories Of Lemuria (4/6)
Dobry utwór instrumentalny autorstwa klawiszowca Simone'a... (dżizzz, to nazwisko łamie paluchy, było na początku). Rozbudowany, spokojny utwór. Dobra melodia i ciekawe zmiana tempa, nawet miejsce na podwójną stopę perki się znalazło. No i ciekawy patent - fleciki pobrzmiewające w drugiej części utworu przypominają bez dwóch zdań muzyczkę fantasy. Dobra rzecz, chociaż nie jest to killer płyty i pozostawia odrobinę wrażenie zapychacza.

"Moonchild" (+3/6)
Cover fenomenalnego utworu Iron Maiden z genialnej płyty "Seventh Son Of A Seventh Son" z 1988 roku. Cover ciekawy, ale wiadomo... Na wokalu black metalowy growl/banshee shriek - to nijak nie zastąpi klimatu czystego, acz demonicznego w tym songu wokalu Bruce'a Dickinsona z Maiden. Instrumenty też nijak nie teges do oryginału. Gitarki miałkie w porównaniu do geniuszu duetu wirtuozów - "bliźniaków": Dave'a Murray'a i Adriana Smitha. Solówki Stormlord w porównaniu do oryginału... eee... jakieśtam są, nawet podobne ale nijak się mają do oryginału. Wiadomo, chłopaki grają trochę inną muzykę niż IM, black/meloblack ma opierać się na potężnej a nawalającej gęsto na bębnie basowym perce, a nie na gitarowych solówkach na pół utworu jak w Maiden - czyż nie? I w coverze na garach David Folchitto jest oczywiście technicznie i szybkością o lata świetlne przed sympatyczniachą Nicko McBrainem z Maiden w roku 1988 (teraz zresztą tym bardziej). Ale świetne black/death metalowe granie na perce w przypadku tego akurat coveru nie poprawia sytuacji, jeszcze bardziej podkreśla że gitary nie nadążają, a śpiew - hmm... Krótko: jako cover i utwór w porównaniu do oryginału (wykonanie, aranżacja) trója, plusik za chęci i zapewne żywą miłość Stormolorda do Maiden, sądząc też po heavy metalowym brzmieniu części płyty ("Wurdulak", tytułowe "The Gorgon Cult"). No i plusik prywatnie, dzięki temu coverowi sięgnąłem dla porównania znowu po dłuższej przerwie po genialnego "Seventh Son..." Maiden. Jakoś nie mam tego dość od 1989 roku... BTW: Fanom Maiden polecam też cover "Fear Of The Dark" formacji Graveworm (z płyty "Scourge Of Malice") jeśli jeszcze tego nie słyszeli. Ociupinę lepszy jako cover i szczerze mówiąc więcej wnoszący względem oryginału niż stormlordowskie "Moonchild".

Nightbreed (-5/6)
Płytę kończy bardzo dobry utwór. Mocny i melodyjny, z licznymi zmianami tempa i przy okazji melodii oczywiście. Potężny black metalowy wstęp - na początku usypiająca spokojniutka melodia na klawiszach, która rychło zostaje zmieciona ścianą dźwięku gitar i perki. Początek typowo blackowy, patent przypomina wykorzystywany np. w dokonaniach Satyricona. Potem spokojnie, heavy metalowo. Gitarki na zmianę grają raz pełne akordy, raz operują thrashowym riffem (zresztą to norma na tej płycie). Koło połowy utworu ponownie potężne uderzenie, a później już słuchacz zostaje ukołysany spokojnymi dźwiękami przez matulę Hekate, patronkę płyty. Bo to przecież Ona steruje paluchami i grabiami grających końcówkę muzyków, to Ona wprawia w ruch nawalającą już spokojniej podwójną stopę bębna basowego Davida Folchitto... Hekate lula swoje dziatki do snu... i daje im cyca. To już koniec płyty... ale...

... jeśli któregoś wieczoru usłyszysz kobiecy szept "Dance With Me"...., a nawet po polskiemu "Zatańcz ze mną"..., to nie leć od razu do pokoju gdzie rodziciele oglądają i słuchają na cały regulator 24-tą serię "Tańcowania z gwiazdamy"... Czy tam nie pukaj do sąsiada (sąsiadki...), czy nie wal im w rury, sufit, a po podłodze też nie skacz i ogólnie nie świruj pawiana. Bo to nie będzie przebijający przez ściany dźwięk głosu jurnej tancerki Klary, licytującej się z hożą Weronką o to która będzie tańcowała z Mariuszem Pierdziszewskim, niekwestionowanym celebrytą jako gwiazda serialu "Maja czyli matka Polka Gucia z probówki, pipetą przypadkowo zapylonego". Nie kombinuj też, że to przekaz podprogowy do Ciebie właśnie osobiście od którejś z hożych tanecznic tego programu. I nie mędrkuj czegoś w stylu, że "a bo to ja nie gwiazda? A jak Endrju G. mógł to i ja potrafię i wytańcuję hołubce że cała Polska się zadziwi, a najbardziej wioska Pyry Górne, z hołubców na całą gminę słynna". Bo.... ten głos to będzie właśnie Hekate, pani ciemności, która woła Cię żebyś rozkoszował się z nią tym ekstremalnym epicko metalowym, czy tam melo-srelo black-trash-death heavy metalowym małym cudeńkiem, jakim jest ta płyta Jej wiernych sług. Włoskiego (rzymskiego) Stormlorda. Więc słuchawy na uszy czy tam pilot od wieży w łapę i jazda oddać bogini hołd słuchaniem Jej muzy. Bo inaczej czyś chłopakiem czyś dziewuchą to Hekate odwiedzi Cię w nocy. A jurna psiajucha jak nieszczęście i nawet nie całkiem wygląda na te swoje milion lat.

Szymko z deBelleme / [ 05.12.2010 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Stormlord
The Gorgon Cult

Scarlet Records - 2004 r.




9/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!