Dzieje i losy niejakiego Cezara śledzę od dawna i staram się być na bieżąco z wszelkimi nowinkami dotyczącymi jego artystycznej działalności. Nie ukrywam, że formacja Christ Agony interesuje mnie dużo bardziej, jednak z niecierpliwością czekam na każdy "twór" z udziałem wspomnianego pana. Grupa Moon z założenia miała być jednorazowym side-projektem rzeczonego, ale uznanie i popularność z jakimi się spotkała spowodowały, że stało się inaczej. Takim oto sposobem mamy kolejny już studyjny krążek Moon, który ledwie kilka tygodni temu trafił na sklepowe półki.
Płyta wydana bardzo "ładnie", chociaż na digipaki mam uczulenie. Opakowanie po rozłożeniu układa nam się... a jakże... w odwrócony krzyż (wszak tytuł płyty zobowiązuje). Świetna oprawa graficzna z dopracowanymi szczegółami, ale i tak najważniejsza jest zawartość srebrnego krążka. Tu jest naprawdę bogato! Cezar z odświeżonym składem serwuje nam zabójczą mieszankę black i death metalu w "najgorszej" odmianie. Słychać od pierwszych nut, że od czasów ostatniej płyty Christ Agony, a było to wcale nie tak dawno temu, nazbierało się trochę tej złej energii, która na tym krążku znalazła ujście. Jest to muzyka całkiem inna od tej, którą Cezar tworzy w rodzimej formacji. Tu jest więcej agresji, kłującej w uszy szczerej nienawiści, ale nie tylko. Owszem, przez większość czasu trwania płyty jesteśmy bombardowani potężnymi ciosami, ale nie zabrakło również subtelnych zwolnień. Czas spędzony z płytą mija bardzo szybko, bo i muza płynnie wchodzi w uszy, bez zacięć i momentów przeszkadzających, czy niepotrzebnych. Ten krążek to monolit złożony z dziesięciu spójnych elementów (nie licząc intra), niczym elementy układanki. Rzekłbym, że oto mamy przed sobą "czarny dekalog", a każde z jego przykazań wyryte zostało w litej skale. Ciekawostką jest z pewnością fakt, że dwa spośród wszystkich numerów są w języku polskim, za co Cezarowi należą się brawa, zwłaszcza w kontekście pomówień o pozowanie na egocentryczną, światową gwiazdę. Nie ma numerów lepszych i gorszych, więc nie bawię się w selekcję i rozkładanie na czynniki pierwsze.
Nie będę też nikogo zachęcał do sięgnięcia po ten krążek, bo zwolennicy czarnej sztuki na pewno już to zrobili, a jeśli nie, to zaraz to zrobią. Chciałbym jedynie wyrazić jeszcze raz wielki szacunek dla uporu i zawziętości cezarowej, że po tylu latach bez osiągnięcia wielkiego, światowego sukcesu, bez kontraktów za oceanem, jeszcze mu się chce. Już czekam na kolejny krążek Christ Agony, bo z tego co wiem, wkrótce ma się narodzić, a potem znowu Moon i tak to końca świata.
Atrej / [ 25.10.2010 ]
|