Czy o Warszawie można już mówić jako o matce nowego rocka progresywnego w Polsce? Odpowiedź na tak sformułowane pytanie wcale nie odbiega daleko od prawdy, za którą stoją takie wydarzenia jak m.in. trzy duże premiery tego roku popełnione przez warszawskie zespoły poruszające się w klimatach progresji rockowej i metalowej. Chodzi mi o "Anno Domini High Definition" Riverside, o "Idmen Indukti oraz o "Metafiction" Votum. Nad tym ostatnim skupię się w niniejszej recenzji.
W suchej statystyce: to drugi długogrający album Votum na przestrzeni sześciu lat istnienia formacji. Gdyby czas dla Votum zatrzymał się w 2003 roku to moglibyśmy dzisiaj mówić o nowym albumie heavy metalowców z Warszawy, ale stało się inaczej. Niemniej klimat tworzony przez Votum wykrystalizował się dosyć wcześnie, a wokalista zespołu Maciej Kosiński mówi w imieniu całej grupy, że o heavy metalowych czasach "już dawno zapomnieliśmy".
Oczywiście trudno się zgodzić z tymi słowami, bo Votum nigdy nie uwolni się od przemycania sporych ilości heavy metalowych patentów, niekiedy wręcz dominujących muzykę grupy. To zupełnie naturalne, dla niektórych nawet pożądane, bo dodaje kapeli dodatkowego wymiaru. Takie naleciałości z poprzedniego stylu są wyraźnie odczuwalne przy "Glassy Essence" z rewelacyjnymi riffami Salamonika i Kaczmarka. Fakt, że ta agresja Votum ostatecznie uderza w mur złożony z pełnej subtelni, nie rozgrzesza zespołu z metalu. Podobnie jest też przy "Stranger Than Fiction" gdzie nawet sam Kosiński dał pokaz w jaki sposób prezentuje się dojrzały metalowy wokal. Dreszcze na plecach!
Podobne odwołania są jeszcze w miarę wyraźne przy końcówce "Indifferent" i przy fragmentach "December 20th". Oddajac jednak dominującemu wrażeniu trzeba przyznać, że Votum to przede wszystkim odważne linie progresywne.
Na samym wstępie "Metafiction" mamy do czynienia z przejmującą, dziewięciominutową balladą. W moim odczuciu pachnie ona ogólnym klimatem "Out Of Myself" i nawet jeśli nie była to zamierzona inspiracja, to do owego klimatu uwielbiam powracać. "Falling Dream" trochę jeszcze dryfuje po tak bardzo lubianych liniach, w których nawet orangutany skłonne byłyby wysilić wyobraźnię, ale mimo wszystko utwór ten odpowiednio się rozkręca dotykając odważniejszych motywów.
Takie manipulacje rytmem, które a to pod dowództwem klawiszowca spoglądają w stronę pełnych linii, a to nawołują sekcję gitarowo-perkusyjną, towarzyszą właściwie większej części "Metafiction". Dobrym tego przykładem poza "Falling Dream" jest "Home", utwór rzekomo z progresywnym tłem, ale kontekstowo wytrącony przez różne wstawki.
Pewne odstępstwo od tego co piszę stanowią utwory "Faces" i "Indifferent". Pierwszy to najbardziej klasyczna progowa short ballada świata, zaś z drugiego choć otwartego w podobnej tonacji tworzy się balladozaur (poza klimatem ballady są i pazurki gitarzystów i perkusisty).
Nie napiszę nic o wadach, bo takich nie stwierdzam. Fakt, że Votum nowego prochu nie wymyślił nie oznacza, że można coś temu albumowi zarzucić. Zespół przy wykorzystaniu wszystkich znanych środków stworzył album pełny, zakończony od A do Z, niezwykle atrakcyjny dla progresywnych uszu. O profesjonalizmie produkcji świadczy klamra w jaką "Metafiction" zostało wzięte: dwa dziewięciominutowe utwory, przy pierwszym otwarcie następuje z pełna kokieteria z dźwiękami, a ten drugi zamyka instrumentalne szaleństwo.
To, że przed rokiem o Votum można było mówić w kategoriach "nieźle się zapowiadają" czy "fajne odkrycie" jest dzisiaj zakopaną przeszłością. Votum to już sprawdzona marka o czym najdobitniej świadczy "Metafiction".
Robert Bronson / [ 21.12.2009 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|