Powiem Wam szczere, że bardzo ucieszył mnie nius o nowej płycie Pestilence. Czekałem na nią już od jakiegoś czasu. Jak wiadomo, Holendrzy reaktywowali się w 2008 roku w nieco zmienionym składzie. Ze starej ekipy ostała się dwójka wioślarzy - Patrick Mameli, który rzecz jasna, udziela się także wokalnie oraz Patrick Uterwijk. Do składu dokooptowano basistę - Tony'ego Choy'a (mającego już za sobą epizod w ekipie z Holandii) oraz całkiem nowa postać - pałkera Petera Wildoera, znanego choćby z Arch Enemy. W takim oto zestawieniu chłopaki udali się do studia w Ribe w Danii, gdzie w listopadzie ubiegłego roku pod czujnym okiem Jacoba Hansena rozpoczęli prace nad nowym materiałem.
Nie będę ukrywał, miałem straszne ciśnienie na nowy krążek Mameli'ego i spółki. Dlaczego? Jestem wielkim fanem ich starego stuffu, a w szczególności dwóch ostatnich krążków - genialnych "Testimony Of The Ancients" i "Spheres". Dla mnie Holendrzy są po prostu bogami progresywnego death metalu. W czasie pracy nad płytą do fanów docierały strzępy informacji odnośnie nowego dziecka Pestilence. Szczerze powiem, że napełniały mnie one trochę niepokojem. Mameli w jakimś wywiadzie wspomniał, że drugiego "Spheres" nigdy już nie nagra. Czego wiec można się spodziewać po tym materiale? Nie pozostało mi nic innego, jak poczekać i przekonać się o tym na własne uszy. Pewnego pięknego wiosennego dnia wreszcie wrzuciłem płytę o wdzięcznym tytule "Resurrection Macabre" do mojego odtwarzacza.
Najpierw kilka słów o okładce. Musze przyznać, że jest całkiem fajna. Jak zwykle mroczna, klimatyczna, zdecydowanie pasuje do muzyki zawartej na krążku. A jak prezentuje się ta ostatnia? Cóż... Jeśli mam być szczery, to muszę przyznać, że jestem trochę zawiedziony. Panowie nie nagrali słabej płyty, broń Boże! Ale... właśnie mając w pamięci poprzednie krążki Holendrów można odczuwać niedosyt. Chłopaki zdecydowali się na powrót do korzeni. Nowy materiał jest zawieszony gdzieś miedzy "Consuming Impulse" i "Testimony Of The Ancients". Całość bardzo szybko wchodzi w czaszkę, wystarcza dwa-trzy przesłuchania. Warto wspomnieć o produkcji. Hansen spisał się na medal, wydając bardzo tłusty, porażający ciężarem materiał... Skąd zatem to moje marudzenie? Otóż po prostu kompozycjom zawartym na albumie czegoś brakuje. Owszem, są dwa-trzy naprawdę świetne numery, ale reszta jest po prostu dobra i tyle. Słuchając tego albumu można odnieść wrażenie, jakby wszystko było grane troszkę na jedno kopyto. Irytują trochę po wielokroć powtarzane tytuły utworów w każdym kawałku...
Panowie zaserwowali nam 11 kompozycje plus jako bonus 3 odświeżone klasyczne killery, które można uznać po prostu za ciekawostkę. Spośród nowego stuffu na szczególną uwagę zasługują moim zdaniem 3 numery. Otwierający album "Devouring Frenzy" rozpoczyna się od... wymiotów Mameliego, które przechodzą w bardzo zgrabną death metalowa łupankę. Bardzo podoba mi się dość krótka, ale chwytliwa powolna solówka. Czwórka czyli "Hate Suicide" to według mnie najlepszy numer na płycie. Świetne riffy, równie dobry refren i solówka chwytająca za serce - tak można podsumować ten kawałek. Duże wrażenie robi na mnie także utwór tytułowy - powolny walcowaty, również pełen ciekawych pomysłów... A, że wtórny jak cholera? Nic to.
Eeeech... Ciężko jest ocenić tą płytę. Niby to dobry materiał, ale po Pestilence mogliśmy spodziewać się czegoś znacznie bardziej wyszukanego. Przecież Holendrzy maja na swoim koncie kilka niezapomnianych krążków. Dlatego też "Ressurection Macabre" może rozczarować.
Venom / [ 16.06.2009 ]
|