Wiecie, co to są mieszane uczucia? Nie, nie chodzi mi o ten stary kawał o teściowej, nowym samochodzie i drodze nad urwiskiem. Mieszane uczucia to jest to, co mam, kiedy słucham Leaves' Eyes. Z jednej strony ich muzyka jest aż do przesady wypieszczona i wygładzona, ocieka potężną ilością lukru i w ogóle jest tak śliczna, że aż mdła. Z drugiej... no właśnie, w przypadku tej grupy jest druga strona. Ich muzyka mimo wszystko miewa jakiś urok. Zdarzają się fragmenty z ładnymi melodiami i sympatycznym klimatem - i czasem sięgam po ich nagrania, żeby się zrelaksować i oderwać na chwilę od świata.
Jak wszystkie słodycze, Leaves' Eyes smakuje wyłącznie w niezbyt dużych ilościach. Dlatego od pełnowymiarowych albumów tej grupy znacznie lepiej sprawdzają się EP-ki, takie jak "Legend Land" właśnie. Mamy tu mniej więcej dwadzieścia minut muzyki, sześć utworów (a właściwie pięć, bo tytułowy kawałek znalazł się na tym wydawnictwie w dwóch wersjach), czyli tyle, ile w przypadku tej grupy jest przyjemnie posłuchać.
Muzyka brzmi tak, jak na wszystkich płytach Leaves' Eyes. Gitary są dość ciężkie, ale złagodzone klawiszami i innymi ozdobnikami, zaaranżowane jest to ze sporym rozmachem, a melodie - czasem naprawdę udane - wpadają w ucho już przy pierwszym, góra drugim przesłuchaniu. Jeżeli chodzi o stronę wokalną - jak śpiewa Liv Kristine, wie chyba każdy. Niektórzy jej głos uwielbiają, inni go nienawidzą, nie da się jednak zaprzeczyć, że wypracowała swój styl i jest rozpoznawalna. Momentami jednak mam wrażenie, że nie do końca dobrze w muzykę wpasowują się wokale Alexandra Krulla, znanego, jak większość członków zespołu, także z Atrocity (a prywatnie męża Liv), zwłaszcza "The Crossing" spokojnie mogłoby się bez nich obyć. Także w "Viking's Word" nie wszystkie jego wejścia są potrzebne. Całkiem ładnie za to udało się grupie zbudować przyjemny, baśniowy nieco klimat.
Leaves' Eyes cieszy się sporą popularnością. Trudno się dziwić, bo to grupa zawodowców, którzy potrafią stworzyć muzykę przebojową i dobrze trafiającą w oczekiwania odbiorców. Wbrew pozorom to też trzeba umieć, nie jest to takie proste. Tym bardziej, że efekt czasem jest całkiem miły dla ucha. To w sumie "popowa" wersja metalu i nie wszyscy to akceptują, ale w tym przypadku wypadło dość sympatycznie i da się tego słuchać z przyjemnością.
Wiadomo, trudno odżywiać się tylko cukierkami, a "Legend Land" to taki cukiereczek właśnie. Ale cukiereczek całkiem smaczny, więc czas od czasu można sobie na niego pozwolić. Byle bez przesady.
Hanna Zając / [ 25.03.2009 ]
|