01. Requiem, Kyrie
02. In Death
03. Midnight's Hymn
04. ...And I Am Suffering
05. Domine
06. Lacrimosa (I Am Blind With Weeping)
07. Rest Eternal



Pierwsza z cyklu trzech płyt, które w ciągu najbliższych miesięcy zamierza wydać australijska grupa Virgin Black. Jedna z nich ma zawierać muzykę czysto symfoniczną, druga - być najcięższa w dorobku zespołu. Trzecia zaś - a pierwsza w kolejności wydawania i środkowa w kolejności "koncepcyjnej" - łączy oba te światy. I robi to w brawurowym stylu. Dawno - a może nigdy - nie słyszałam tak dobrego połączenia mrocznych, doomowych brzmień z klasycznymi inspiracjami. Brzmienia delikatnie się przenikają, tworząc spójną, poruszającą całość. Orkiestra symfoniczna i chór nie tworzą wrażenia przeładowania, jak to się często zdarza w tego typu muzyce.

Tytuł "Requiem" nie jest wcale na wyrost. Nastrój płyty jest nawet nie tyle ponury, co wręcz żałobny. Klimat zbudowany jest znakomicie, napięcie utrzymuje się przez cały czas na wysokim poziomie, fragmenty bardziej symfoniczne i bardziej metalowe pięknie się ze sobą łączą, ich proporcje są odpowiednio wyważone. Nie ma też ani odrobiny "słodzenia", a dzięki głębi i szczerości emocji udało się ominąć pułapkę pretensjonalności, o którą łatwo w tego typu muzyce. Dobrze klimat tego albumu oddaje jego okładka - z jednej strony pewna surowość (klimatu, nie brzmienia - to jest bogate, choć na szczęście bez przesady i nie w sposób męczący), tajemniczość i smutek, z drugiej - ogień, pasja, uczucia.

Na albumie znalazło się siedem utworów, w sumie trwających ponad 50 minut. Są więc one dość rozbudowane i urozmaicone, razem tworzą jednak całość niezwykle spójną (mimo sporego zróżnicowania), konsekwentną i wciągająca, choć niekoniecznie łatwą w odbiorze.

"Requiem - Mezzo Forte" to muzyka bardzo "listopadowa". Suche liście szeleszczące pod nogami, wizyty na cmentarzu, coraz dłuższe i chłodniejsze, często deszczowe wieczory… właśnie takie otoczenie przywodzi na myśl ta płyta. Słuchać tego trzeba raczej w samotności, jako podkład do życia towarzyskiego zdecydowanie się nie nadaje.

Z kronikarskiego obowiązku dodam, że Virgin Black często klasyfikowany bywa jako zespół chrześcijański. Na szczęście jednak nie ma tu denerwującej, kaznodziejskiej i moralizatorskiej postawy, przez co ich muzyka może spodobać się wszystkim zwolennikom mrocznego symfoniczno-metalowego grania niezależnie od tego, w co - i czy w ogóle - wierzą. Zachęcam do przekonania się o tym. Zresztą ich podejście do spraw religii jest dość specyficzne, ale nie miejsce tutaj na bardziej szczegółowe o tym rozważania.

Zachęcam też - zwłaszcza tych, którzy wcześniej nie zetknęli się z zespołem - do poszukania limitowanego, dwupłytowego wydania tego albumu. Na drugim krążku znalazły się dodatkowe cztery utwory znane z wcześniejszych wydawnictw grupy (z czego jednak jeden pochodzi z demówki, a drugi z EP "Trance", przez co są trudno dostępne) oraz teledysk do "Our Wings Are Burning", a efektowny, gruby digipak będzie ozdobą każdej kolekcji.

Hanna Zając / [ 21.02.2008 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Eyesore [ nicholas@o2.pl ] 25-02-2008 | 19:18

10/10!!! Nie ma innej opcji!


radark [ radark@op.pl ] 12-07-2011 | 15:15

płyta wybitna i kompletnie niezauważona, doom najwyższych lotów, takiej atmosfery może pozazdrościć niejeden topowy zespół 10/10






Virgin Black
Requiem - Mezzo Forte

The End Records - 2007 r.




9/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!