Sinner zapisał się w mojej pamięci jednym krążkiem. Panowie w 1998 roku położyli mnie na łopatki płytą "The Nature Of Evil". Wcześniej przyładowali solidnie albumem "Judgement Day". Sinner wydawał się zespołem, który przeżywa "drugą młodość" i w szybkim tempie zrobi na scenie ogromne zamieszanie. Potem przyszedł sukces Primal Fear, Sinner poszedł w odstawkę. Efektem tego była "The End of Sanctuary", płyta w sumie niezła, choć obniżka formy zespołu była aż nadto słyszalna. Od tamtego czasu Matt niejako odsunął Sinner na drugi tor, zaczął nagrywać płyty w wolnej chwili. Nie byłoby w tym nic złego, problem w tym, że Grzesznik wrócił do korzeni, w przypadku tej formacji, nie był to dobry krok...
"There Will Be Execution" był albumem, który ewidentnie skierował Sinner na hard rockowe granie, zdarzały się co prawda mocniejsze momenty ale krótko mówiąc, nie było to jednak to. Cztery lata później Sinner ponownie miał wytoczyć armaty, wszyscy czekali na metalową płytę, na powrót do solidnego chłostania słuchacza i co? Ano nic... wszyscy czekali, nikt się nie doczekał. Sinner po raz kolejny postanowił sobie pograć dla frajdy luzackie hard rockowo/metalowe kompozycje. Chłostanie panowie zostawili Primal Fear, tutaj robią to co sami lubią. Cóż, wolno im.
Można zatem założyć, że "Mask Of Sanity" wypełniają hard rockowe kompozycje, nie będzie to jednak do końca prawda. Podobnie jak w przypadku "There Will Be Execution" jest tutaj również nieco metalicznego posmaku. Są dobre tempa, są fajne sola, są jednak z drugiej strony bujane riffy, są przyjemne refreny. Daleko co prawda do pop rockowych hiciorów, ale coś na listy przebojów by się też znalazło. Choćby taki "Black", z naprawdę do bólu rockowym refrenem. "The Thunder Roar" z kolei wykazuje bardziej metalowe korzenie, gdyby zagrać to nieco szybciej i agresywniej byłby to naprawdę ciekawy metalowy song. Co ciekawe, w kompozycji tej w duecie z Mattem śpiewa Andy B. Franck znany Brainstorm oraz Symphorce. "The Sign" "jedzie" na kilometr tytułowym utworem z "Seven Seals". "Under The Gun" mógłby trafić na płytę Primal Fear. I tak dalej, i tak dalej. Wszyscy, którzy słyszeli choć jedną płytę Primal Fear czy Sinner wiedzą czego można się spodziewać. Z tą jednak różnicą, że na "Mask Of Sanity" jest więcej luzu, jest więcej powietrza, jest więcej spokojnego grania, mniej metalowej jazdy bez trzymanki jaką pan Sinner robi w Primal Fear. Gdybym miał tą muzykę scharakteryzować w jednym zdaniu, rzekłbym jedno - Thin Lizzy na sterydach.
Czekałem tyle lat na album pokroju "Nature Of Evil" ale chyba trzeba zacząć odrzucić bujanie w chmurach. Sinner poszedł w drugą stronę i specjalnie nie widzi się liderowi wracać po raz kolejny na metalową ścieżkę. W sumie płakać nie będę, oby tylko Primal Fear nagrywało solidne płytki. Na Sinner też znajdzie się czas, wszak miło sobie takiej muzy czasami po robocie posłuchać. M.in. dlatego stawiam siódemkę.
Krzysiek / [ 01.04.2007 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|