01. Endgame
02. The Fall Of An Empire
03. Lost In The Dark Lands
04. Slaves Forlorn
05. The Awakening
06. Eldanie Uelle
07. Clanner Of The Light
08. To The Havenrod
09. The Walls Of Laemnil
10. Anmorkenta
11. In Duna
12. The Story Remains
13. Look Into Lost Years (Outro)



Nazwę Fairyland kojarzę tylko poprzez osobę Elisy C. Martin, która to kiedyś użyczała głosu tej formacji. Francuzi właśnie z nią nagrali debiutancki "Of Wars In Osyrhia". Fakt, płyty samej już nie pamiętam, kojarzę jednak, że nie było to takie strasznie złe. Kapela zanikła i prawdę mówiąc, nikomu krzywda się nie stała. Jednak trzy lata po debiucie muzycy postanowili chwycić za instrumenty i zrobić kolejny krążek. Podpisali papiery z Napalm Records, dokooptowali do składu śpiewaka w osobie Maxa Leclercqa i tak oto na rynku pojawił się "The Fall Of An Empire".

Co może grać Fairyland? Z taką nazwą, z taką okładką można... a jakże, grać jedynie melodyjny power metal. Włosi z Rhapsody jak widać ciągle żyją w sercach setek naśladowców. Scena melodyjnego, bombastycznego metalu nieco podupadła i winę w pewnym sensie ponoszą również "bogowie" z Rhapsody. Prawdę mówiąc, jedynymi kapelami, które jeszcze mają coś na tym poletku do powiedzenia są Heavenly i Dark Moor. Obie formacje jednak używają w swojej muzyce gitar ratując tę sztukę przed totalnym zapomnieniem. Zresztą zestawiać Fairyland z Heavenly byłoby drobnym nietaktem dla tych drugich, nawet jeśli obie formacje pochodzą z jednego kraju.

Muzyka Fairyland opiera się przede wszystkim na numerach "rozbuchanych" i patetycznych do granic możliwości przez chóry, klawisze i pogrywające sobie do kotleta gitarki. W zasadzie każdy numer jest tutaj taki sam, riffów praktycznie nie stwierdzamy. Byłoby to wszystko do strawienia, gdyby ta płyta trwała, powiedzmy 30 minut, wtedy wszystkie pomysły skomasowane w 5-6 numerów mogłyby się nawet spodobać. Tak wszystko jest rozlazłe, niekiedy zbyt słodkie, innym razem po prostu strasznie biedne i do bólu schematyczne. Słychać, że Francuzi włożyli w tą sztukę serducho bo brzmienie jest całkiem znośne, kompozycje długie i dość rozbudowane. Nic jednak z tego nie wynika, poczucie nudy mamy od pierwszej do ostatniej sekundy. Jakby tego mało, muzycy "nastukali" aż 62 minuty materiału. Dużo, dużo za dużo.

Sam nie wiem czy w dzisiejszych czasach taka muzyka ma jeszcze najmniejsze szanse na przebicie. Rhapsody zrobiło wcześniej kilka bardzo fajnych płyt, z którymi ciężko się zmierzyć. Na rynku zostały uznane kapele, które kupy raczej nie wydają. Fairyland próbują swoich sił, choć prawdę mówiąc, z góry skazani są na pożarcie. Z drugiej strony, może fani zapatrzeni w Rhapsody uśmiechną się i do Fairyland? Któż to może wiedzieć, ja w każdym bądź razie stanowczo odradzam, no chyba, że ktoś poza Rhapsody i bardzo melodyjnym power metalem świata nie widzi.

Krzysiek / [ 19.02.2007 ]


! Kup Płytę !
www.mystic.pl


brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Fairyland
The Fall Of An Empire

Napalm Records - 2006 r.




4,5/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!