Nazwę Fairyland kojarzę tylko poprzez osobę Elisy C. Martin, która to kiedyś użyczała głosu tej formacji. Francuzi właśnie z nią nagrali debiutancki "Of Wars In Osyrhia". Fakt, płyty samej już nie pamiętam, kojarzę jednak, że nie było to takie strasznie złe. Kapela zanikła i prawdę mówiąc, nikomu krzywda się nie stała. Jednak trzy lata po debiucie muzycy postanowili chwycić za instrumenty i zrobić kolejny krążek. Podpisali papiery z Napalm Records, dokooptowali do składu śpiewaka w osobie Maxa Leclercqa i tak oto na rynku pojawił się "The Fall Of An Empire".
Co może grać Fairyland? Z taką nazwą, z taką okładką można... a jakże, grać jedynie melodyjny power metal. Włosi z Rhapsody jak widać ciągle żyją w sercach setek naśladowców. Scena melodyjnego, bombastycznego metalu nieco podupadła i winę w pewnym sensie ponoszą również "bogowie" z Rhapsody. Prawdę mówiąc, jedynymi kapelami, które jeszcze mają coś na tym poletku do powiedzenia są Heavenly i Dark Moor. Obie formacje jednak używają w swojej muzyce gitar ratując tę sztukę przed totalnym zapomnieniem. Zresztą zestawiać Fairyland z Heavenly byłoby drobnym nietaktem dla tych drugich, nawet jeśli obie formacje pochodzą z jednego kraju.
Muzyka Fairyland opiera się przede wszystkim na numerach "rozbuchanych" i patetycznych do granic możliwości przez chóry, klawisze i pogrywające sobie do kotleta gitarki. W zasadzie każdy numer jest tutaj taki sam, riffów praktycznie nie stwierdzamy. Byłoby to wszystko do strawienia, gdyby ta płyta trwała, powiedzmy 30 minut, wtedy wszystkie pomysły skomasowane w 5-6 numerów mogłyby się nawet spodobać. Tak wszystko jest rozlazłe, niekiedy zbyt słodkie, innym razem po prostu strasznie biedne i do bólu schematyczne. Słychać, że Francuzi włożyli w tą sztukę serducho bo brzmienie jest całkiem znośne, kompozycje długie i dość rozbudowane. Nic jednak z tego nie wynika, poczucie nudy mamy od pierwszej do ostatniej sekundy. Jakby tego mało, muzycy "nastukali" aż 62 minuty materiału. Dużo, dużo za dużo.
Sam nie wiem czy w dzisiejszych czasach taka muzyka ma jeszcze najmniejsze szanse na przebicie. Rhapsody zrobiło wcześniej kilka bardzo fajnych płyt, z którymi ciężko się zmierzyć. Na rynku zostały uznane kapele, które kupy raczej nie wydają. Fairyland próbują swoich sił, choć prawdę mówiąc, z góry skazani są na pożarcie. Z drugiej strony, może fani zapatrzeni w Rhapsody uśmiechną się i do Fairyland? Któż to może wiedzieć, ja w każdym bądź razie stanowczo odradzam, no chyba, że ktoś poza Rhapsody i bardzo melodyjnym power metalem świata nie widzi.
Krzysiek / [ 19.02.2007 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|