Od ukazania się poprzedniego solowego albumu Michaela Kiske minęło aż 7 lat. W międzyczasie założył on zespół SupaRed, który jednak nie przetrwał zbyt długo; a także nagrał wokale do projektu Place Vendome (no i zaliczył kilka gościnnych występów). Płyta SupaRed sprzedawała się słabo, po rozwiązaniu grupy Michael zapowiedział, że nie będzie już tworzyć w hard rockowym klimacie, że więcej do tej sceny nie pasuje.
Jaka jest zatem jego nowa płyta? Bardzo melodyjna, spokojna, lekka i przyjemna, taka pop-rockowa, zdominowana przez akustyczne gitary. Za większość ich partii odpowiada sam Michael, gra też tu na klawiszach (i objął rolę producenta). Gitarę obsługuje też Sandro Giampietro, bas Fontaine Burnett, a za perkusją zasiadł kolega Michaela z czasów szkolnych i Ill Prophecy (jego pierwszego zespołu) - Karsten Nagel. Dodatkowo pojawiło się kilku gości - usłyszymy tu trochę skrzypiec, puzonu, fortepianu, a także żeńskich wokali.
Album jest udany, utwory są ciekawe, wpadają w ucho. Wszystkie są na wysokim poziomie, jedynie "Sing My Song" trochę odstaje na minus, ale nie jest zły. Jeśli zaś miałbym wskazać najlepszy, to byłby to zdecydowanie "Painted". Kiske może i nie wykorzystuje tu pełni swoich możliwości wokalnych, ale sprawdza się w takiej muzyce świetnie, o czym zresztą mieliśmy okazje się przekonać już wcześniej.
Muzyka Michaela od czasu jego pierwszego albumu - "Instant Clarity", na którym jeszcze pobrzmiawały echa Helloween, nie ma z metalem nic wspólnego. Jeśli do tej pory komuś to nie odpowiadało, to album, który nawet koło hard rocka "nie leżał" też pewnie nie podejdzie. A wszystkim tym, którzy lubią posłuchać lżejszej muzyki, mogę szczerze polecić tą płytę. Zresztą najlepiej samemu posłuchać najpierw sampli, można je znaleźć na oficjalnej stronie Michaela (www.michael-kiske.de).
Ramza / [ 05.09.2006 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|