Pewnie niewielu z Was zna Attacker. Nic dziwnego, "Soul Taker" to dopiero trzeci album kapeli. Nie chce przez to powiedzieć, że to młodzieniaszki dopiero zaczynający przygodę z muzyką. Nic z tych rzeczy ale, jest jeden szkopuł, poprzedni krążek zatytułowany "The Second Coming" ukazał się w... 1988 roku! Attacker zatem powraca na scenę. Po całkiem udanych powrotach innych thrash'owych legend wielu miało chrapkę na coś wielkiego w wykonaniu Amerykanów. Tym bardziej, że do zespołu wrócił wokalista, który śpiewał na debiucie czyli Bob Mitchell. Poza nim mamy tutaj dwóch oryginalnych członków (Pat Marinelli - gitara i Mike Sabatini - perkusja). Wydawać by się mogło iż wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli kolejny świetny powrót. Niestety wypada szczerze podjeść do tej muzyki...
"Soul Taker" to płyta bezbarwna. Niby wszystko jest tutaj na swoim miejscu, niby wokal potrafi bardzo dobrze operować swoim głosem, śpiewając ciekawie i zróżnicowanie (choć niektóre "górki" mogę trochę zniechęcać do tej muzyki), niby gitarzyści serwują nam naprawdę wiele ciekawych riffów i solówek, sekcji też niczego zarzucić nie można ale po kilku przesłuchaniach krążka słuchałem raczej z musu niż z chęci lepszego poznania muzyki na nim zawartej. Kompozycje jednym uchem wpadają, drugim wypadają. Oczywiście jest kilka, które mogą się podobać, przede wszystkim tytułowy "Soul Taker" ale dochodzę do wniosku, że to wszystko nie ma jaj. Zlewa się w jedno, ciężkostrawne danie, po którym długo nie mamy ochoty na kolejne podejście. Rozumiem oburzenie starych fanów, że rzucam się na coś tak poważanego, ale taka jest prawda. Mi się "Soul Taker" kompletnie nie podoba. Próbowałem wiele razy i efekt był zawsze ten sam. Krążek mnie po prostu nudzi. Nie ma tutaj elementu, który by mnie przy tej płycie trzymał, więcej jest takich, które odrzucają. Przede wszystkim uczucie nudy i bezbarwności. Nie pomaga słuchanie na słuchawkach, nie pomaga głośne katownie. Po prostu "Soul Taker" nie ma tego "czegoś". "Czegoś" co ma np. taki Metal Church. Bob Mitchell co prawda przypomina w agresywniejszych partiach David'a Wayne'a ale muzyki, która znalazła się na "Soul Taker" z dokonaniami Metal Church nawet nie ma sensu porównywać. Po prostu nie ta liga!
Lubię amerykański power metal, bardzo lubię takie granie, ale "Soul Taker" to coś czego przez najbliższe kilka lat na pewno nie posłucham. Nie wiem czy kiedykolwiek sięgnę po ten krążek, jeżeli już to po wybrane 2, góra 3 numery. Reszta jak wspomniałem, strasznie mnie nudzi. Ktoś nazwał to "metalowym flakiem nagranym bez polotu...". Powiem Wam, idealne określenie dla tej muzyki. Bluźnijcie, zgrzytajcie zębami, pukajcie się w głowę, ale oceny nie zmienię. Jak dla mnie słabiutko.
Krzysiek / [ 08.06.2004 ]
|