Chyba nie ma żadnego fana metalu, który nie kochałby się w pięknej, ponętnej pani Doro Pesch. Może nie wszyscy młodzi fani wiedzą, że pani ta grała kiedyś w zespole o dźwięcznej nazwie Warlock. "Triumph And Agony" jest ostatnim studyjnym albumem zespołu i chyba najlepszym... Pierwsze spojrzenie na okładkę i można by było pomyśleć, ze to jakiś zespół power metalowy. Całe szczęście tak nie jest. Mamy tu do czynienia z klasycznym heavy metalem, niekiedy ocierającym się o dobry hard rock! A głos Doro w sam raz nadaje się do tej muzyki. Żadna z dzisiejszych plastikowych popowych laleczek nie może się równać z Doro.
Płytę rozpoczyna "All We Are". Zaraz nasuwa się stwierdzenie, że Doro nie radzi sobie z angielskim akcentem, ale i tak szybko się o tym zapomina. Posłuchajcie sobie tylko tego potężnego kawałka. Jest naprawdę super. Teledysk także niczego sobie. Gitarzyści - fachowcy w swoim fachu robią z gitarami takie rzeczy, że głowa boli! Naprawdę warto to zobaczyć. Dalej mamy "Three Minute Warning". I znowu kawał dobrego grania. Doro pokazuje na co stać jej gardło. "I Rule The Ruins" znowu pokazuje klasę zespołu. Bardzo melodyjnie zagrany, a ten refren... naprawdę piękny. Kolejny numer to "Kiss Of Death". No niczego sobie piosenka, ale na pewno odbiega od poprzednich i następnych zresztą też. No i mamy balladę - "Make Time For Love" No ładna, ładna, ale nie tak jak ta z poprzedniego albumu (mowa o "Love Song"). Dalej "East Meets West". Oj, jak Doro ładnie się śmieje :-). Nie ma się tu do niczego przyczepić, wszystko jest na miejscu. "Tuch Of Evil"... chyba najlepszy kawałek na albumie. Trochę zajeżdża tu Accept'em, ale to nic, bo ta piosenka naprawdę wciąga. Trzeba tu zwrócić uwagę na dobry riff i na znakomita aranżacje piosenki. Ale chyba nie przejdzie się w tym kawałku obojętnie obok zajebistego wręcz wrzasku Doro. Mało kto tak potrafi, nawet z mężczyzn ;-). Teraz zapraszamy do tanga, bo właśnie leci "Metal Tango" hehe. No naprawdę, rytmy jak w tangu, tylko ze taki heavy - po prostu znowu dobry utwór. Kawałek "Gold, Cold World" nie grzeszy świetnością, ale proszę zwrócić uwagę na ten plumkający bas. Ostatnia pozycja to także swoista ballada śpiewana w ojczystym języku Doro (nienawidzę niemieckiego języka), ale oprócz tego trochę tam po angielsku jest.
Sumując: to dobra płytka, na pewno spodoba się każdemu fanowi heavy metalu. Bo wątpię, żeby jakiś zatwardziały blackowiec wsłuchiwał się w Warlock. Na koniec przytoczę jeszcze taką moją anegdotę: nie lubię Niemców i ich języka, ale kocham niemieckie zespoły!!! Bawcie się dobrze przy Warlock!!!
Herman / [ 18.01.2004 ]
|