Jeszcze przed wydaniem "The Headless Horseman" zrobił dużo zamieszania, ponieważ ci, którzy słyszeli przedpremierowe utwory byli wprost zachwyceni nowym materiałem (w tym ja, jako że prowadzę oficjalną polską stronę Pegazus). Otrzymałem dwa utwory demo, tytułowy "The Headless Horseman" i "Ballad Of Thin Man". Jednym słowem nowe kawałki były znakomite, zniecierpliwiony czekałem na całą płytę. Tym bardziej, że miała przyjść z samej Australii od chłopaków z zespołu, jeszcze przed premierą światową. Kiedy wreszcie mogłem otworzyć paczuszkę, znalazłem w niej świeżo co wydaną "The Headless Horseman" i krótki list od Johnnego (gitarzysty zespołu). Nie czekając dłużej umieściłem krążek w wieży hi-fi. Pierwsze co zaciekawiło mnie to bardzo dobre intro, co ja tu piszę znakomite intro, które wprowadza nastrój grozy, zaciekawia co zdarzy się dalej. Potem już znakomita jazda, bo oto wybrzmiewa tytułowy utwór, i tu wielkie zdziwienie, kawałek zdecydowanie różni się od wersji demo, którą otrzymałem przed kilkoma tygodniami, dodano kilka partii gitar rytmicznych, solówek w tle i od razu "The Headless Horseman" nabrał świeżości. Dalej jest również znakomicie "Nightstalker" i tu wszyscy muzycy pokazują co potrafią, znakomite riffy i solówki (ale to normalka, wszystkie albumy Pegazus okraszone są znakomitą grą na gitarze Johnnego Stoj), nowy wokalista Rob Thompson śpiewa po prostu znakomicie, nie pochwalam zmian w składzie, ale Rob jest odpowiednim człowiekiem na miejscu frontmana w Pegazus. Robbie (Stoj - perkusja) rozwinął zdecydowanie swe i tak już wielkie umiejętności, gra naprawdę wyśmienicie. Wracając do muzyki na "The Headless Horseman", praktycznie nie ma na nowym krążku słabego utworu, jest za to masa genialnych: wystarczy wymienić tytułowy, "Look To The Stars", "A Call To Arms" czy "Nightstalker". Trzeba również dodać, że krążek został znakomicie wydany, książeczka wypełniona jest kilkunastoma fajnymi rysunkami obrazującymi każdy utwór. Podsumowując, mógłbym napisać o tym krążku opowiadanie, ale nie ma to większego sensu, ponieważ nie wyobrażam sobie by ktoś kochający heavy metal nie posiadał "The Headless Horseman". Zapowiadały taki genialny album już utwory demo, cały album pobił wszystkie płyty heavy metalowe w tym roku. Ale się podlizałem co ? Nie, nie myślcie, że się podlizuje, mi się "The Headless Horseman" naprawdę tak podoba, ja kocham taki metal, żadnych technowstawek, tylko soczyste gitary, szybka perkusja, pulsujący bass i do tego wspaniały Rob Thompson - tylko stary dobry heavy metal. Jednym słowem cudowna płyta. Kandydat do płyty roku 2002.
Krzysiek / [ 01.11.2003 ]
|