Z czym się Wam kojarzy Iran? Fani sportu powiedzą, że chociażby ze znakomitych sztangistów, czy siatkarzy, z którymi regularnie stajemy w szranki podczas międzynarodowych turniejów. Innym nasunie się na myśl kontrowersyjny program nuklearny, będący na granicy wrzenia konflikt z Izraelem czy problemy z poszanowania praw człowieka. W każdym bądź razie na pewno niewiele osób powie, że Iran kojarzy się im z ekstremalnymi dźwiękami. A jednak: nawet w kraju, z którego niejeden muzyk musiał uciekać przed oskarżeniami o bluźnierstwo ciągle rodzą się nowe płyty. Jedną z tych nowszych propozycji jest EP "Restless Blood" od Bloody Sadism.
Bloody Sadism to jednoosobowy projekt z Teheranu obracający się w rejonach brutalnego death metalu/grindu. Stoi za nim Pooyan Ahmadi, którego poznałem go w 2019 roku przy okazji debiutanckiego albumu "Eloquent Atrocity". Krążek, choć obiektywnie dość prosty i surowy w konstrukcji oraz brzmieniu, budził jednocześnie podziw determinacją. W końcu muzyk stworzył cały materiał w kraju, w którym scena metalowa praktycznie nie istnieje. Teraz (po pięciu latach) podesłał nam swoje nowe dzieło: wypuszczoną w kooperacji z Sevared Records EP "Restless Blood". Wydawnictwo miało swoją premierę 31 października 2024 roku i składa się ono z trzech kawałków, których łączny trwania ledwo przekracza 9 minut. Cudowna okładka już jest krokiem do przodu względem dziewiczej płyty - czy z muzyką jest podobnie?
Całą zabawę rozpoczyna numer o malowniczym tytule "Slack Tide of Cunts" którym muzyk udowadnia, że ostatnich pięciu lat nie spędził na oglądaniu telenowel. Wszystko brzmi mocniej, bardziej soczyście względem debiutu - a już zwłaszcza jeśli chodzi o pracę perkusji. Sama kompozycja jest ładnie poukładana i cały czas coś się w niej dzieje. Liczne zmiany tempa, nowe riffy (ten w okolicy pierwszej minuty interesujący), wychodzący miejscami na pierwszy plan rzężący bas - Pooyan ładnie tutaj kombinuje. Wokalnie idziemy w najgłębsze doły, ale gościnnie kolorytu dodaje także Barrett Amiss II, a więc sam właściciel Sevared Records. "Restless Vaginal Syndrome" w żadne wstępy się nie bawi - od razu uderza w potylicę ścianą dźwięku. Jest intensywnie, dużo się dzieje, w tle ładnie hałasuje gitara, a pod koniec pojawia się nawet szczypta melodii. Sam Ahmadi zmienia sposób śpiewania na bardziej krzyczany, co wprowadza jeszcze więcej różnorodności. Zresztą, w "Bloodborne" wokalnie znów zaskakuje, pokazując cały wachlarz swych wokalnych umiejętności: od growli, krzyków i pisków, aż po jakieś bulgotania. Muzycznie okraszone jest to wkręcającym się riffem (który zostaje zamieniony na inny), a ścieżki perkusji i zmiany tempa znów łamią nam kości. Tutaj nie ma odpoczynku - chwila w środku na złapanie oddechu, to ledwo zmyłka.
Powiem szczerze, że byłem zaskoczony tym, jak Pooyan Ahmadi rozwinął się muzycznie od czasu "Eloquent Atrocity". Kompozycje, choć oczywiście ciągle nastawione na skręcenie nam karku, są ciekawsze: więcej jest w nich kombinowania, każda posiada jakiś wyróżniający ją element. Całość brzmi też mniej surowo, undergroundowo. Ktoś może powiedzieć, że "Restless Blood" to dowód na to, że metal może wykiełkować nawet w najbardziej niesprzyjającym klimacie. Tak, ale kraj pochodzenia już nie determinuje Bloody Sadism. To już coś więcej niż tylko ciekawostka z kraju, w którym za granie metalu można trafić do więzienia.